Z nieoficjalnych informacji wynika, że na terenie gminy Mokobody myśliwi zastrzelili źrebną klacz i źrebaka.
Dotarliśmy do właściciela koni, ale nie jest zainteresowany rozgłosem, nie chce rozmawiać z dziennikarzem. O zdarzeniu nie poinformowano nawet policji. . Dociec prawdy jest trudno.
Redakcję poinformowali mieszkańcy wsi w powiecie siedleckim. Zbulwersowani twierdzili, że myśliwi zastrzelili dwa konie, a teraz chcą zamieść sprawę pod dywan. Jednak dotrzeć do prawdy jest bardzo trudno, bo niby „wszyscy wiedzą”, ale od oficjalnych wypowiedzi każdy się odżegnuje.
Do zastrzelenia koni miało dojść w jednej z miejscowości gminy Mokobody w nocy z 1 na 2 października. Niefortunnymi strzelcami mieli być dwaj myśliwi, podobno synowie ważnego funkcjonariusza w Polskim Związku Łowieckim.
Co na ten temat mówi policja?
– Żadne oficjalne doniesienie w tej sprawie nie wpłynęło. Wiemy jednak, że mogło dojść do takiego zdarzenia, bo media zwróciły się o informację do komendy wojewódzkiej. Udało nam się ustalić, że osoba, która w nocy z 1 na 2 października polowała na terenie, gdzie miało dojść do zastrzelenia koni, dopełniła wszelkich formalności, związanych z polowaniem. Chodzi o obowiązek wpisania się w elektronicznej rejestracji, gdzie określa się teren polowania oraz godziny, w jakich ma się ono odbywać. Od strony formalnej nie ma więc mowy o nielegalnym polowaniu czy kłusownictwie – mówi rzecznik KMP w Siedlcach, Agnieszka Świerczewska. – W tej chwili ewentualne pociągnięcie do odpowiedzialności myśliwego to już kwestia prezesa danego koła łowieckiego oraz Polskiego Związku Łowieckiego w Siedlcach – dodaje policjantka.
Wynika więc z tego, że problem wyjaśnienia sedna sprawy to już niejako kwestia wewnętrzna PZŁ. A to nie wróży najlepiej, bo nie jest żadną tajemnicą, że myśliwi tworzą dość zamknięty krąg.
Próbowaliśmy skontaktować się z łowczym okręgowym Bartłomiejem Kurkusem, ale nie odbierał telefonu.
Więcej o tej sprawie piszemy na łamach najnowszego numeru “Tygodnik Siedleckiego” (kup teraz e-wydanie)