Kto chce, aby radny Henryk Szymanski wczesniej umarl? I to przez wonne kawaleczki?
Najtrudniej byc prorokiem we wlasnym kraju. Najtrudniej tez interweniowac w sprawie, która nas bezposrednio dotyczy. Zaraz kazdy doszukuje sie prywaty i nieczystych intencji. Doswiadczyl juz tego radny, Henryk Szymanski, wiec gdy przyszlo mu mówic o wlasnych klopotach, dlugo szukal wlasciwych okreslen.
W jego bloku, co jakis czas, kazdy, kto wchodzi do klatki schodowej, musi zatykac nos.
– Klatka zapelnia sie wonia nieprzyjemna, a na podlodze pojawia sie ciecz o róznej konsystencji – relacjonowal radny. – Interweniowalem w PUK i w PWiK, ale efekt byl taki, ze zamiast klopotów raz w miesiacu, mamy je teraz trzy razy na miesiac. Nie wiem czemu, ale tak sie stalo. Czy chca nas wytruc? Wydaje mi sie, ze ktos chce, abym wczesniej umarl.
Po tak dramatycznym zakonczeniu interpelacji, sprawa najwyrazniej stala sie priorytetowa.
– Ale co to za won? – dopytywal sie prezydent Symanowicz, nieusatysfakcjonowany tajemniczym opisem.
– Taka won, która wydobywa sie z kanalu i rózne kawaleczki plywaja w tej wodzie – Henryk Szymanski nadal byl tajemniczy.
– Wnosze, aby nam oszczedzic szczególów – zaapelowala szybko radna, Teresa Celinska-Myslaw.
– Zarzadze kontrole, zeby zbadano, co to jest – zaoferowal prezydent Symanowicz.
– To jest po prostu gówno – sprecyzowal zniecierpliwiony Henryk Szymanski, rezygnujac z kurtuazyjnych, acz tajemniczych okreslen.
Sprawa plywajacych kawaleczków i tajemniczej woni zajmie sie ostatecznie Przedsiebiorstwo Wodociagów i Kanalizacji.