REKLAMA
16.7 C
Siedlce
Reklama

Medytacje w szpitalu

Zdarzenie scementowalo nasza rodzine - mówia panstwo Swiecakowie z Ról, którzy calo wyszli z pozaru samochodu spowodowanego wybuchem instalacji gazowej.
Czy mozna przezyc wybuch instalacji gazowej w samochodzie? Czy z ciezkich poparzen rak, twarzy i szyi mozna w ciagu kilkunastu dni zostac wyleczonym do tego stopnia, ze na skórze nie widac ani jednej blizny? Czy tydzien od chwili pozaru samochodu wystarczy, by pozbyc sie wszystkich powypadkowych leków i uprzedzen? To, co przytrafilo sie Malgorzacie i Krzysztofowi Swiecakom z Ról potwierdza, ze wszystko jest mozliwe.
Krzysztof Swiecak jest dyplomowanym bioenergoterapeuta. Jego zona Malgorzata pracuje jako sekretarz Szkoly Podstawowej w Rolach. Mieszkaja z synem Dawidem w sluzbówce przy szkole. Do podlukowskiej wsi przeprowadzili sie z Ursusa i Krzysztof dopiero rozwija dzialalnosc w nowym miejscu. – Wlasnie w dniu, gdy doszlo do wielkiego bum, w „Tygodniku Siedleckim” ukazal sie reportaz o mnie. Jak z zona trafilismy do szpitala, to niektórzy pacjenci i czesc personelu medycznego wiedziala, czym sie trudnie. Czulem, ze niektórzy lekarze w szpitalu przypatruja mi sie inaczej niz pozostalym pacjentom. Jakby byli ciekawi i sprawdzali, co sie bedzie dzialo. I czy bioenergoterapeuta moze sam siebie uleczyc – wspomina pan Krzysztof.

Pozar nowej Nubiry
Kilka dni po kupieniu w jednym z lukowskich autokomisów bialej Nubiry z instalacja gazowa panstwo Swiecakowie wybrali sie nowym samochodem do miasta. – Zatrzymalismy sie przy ulicy Miedzyrzeckiej, by zatankowac gaz. Pózniej zdazylismy odjechac jakies 200 metrów od stacji i… samochód wybuchl – opowiada Malgorzata. – Nie slyszalam huku. Siedzielismy wewnatrz blaszanego pudla, a wokól morze ognia. Przemknelo mi przez glowe, ze to juz koniec wszystkiego. Gdyby nie to, ze martwilam sie o syna, bylo mi nawet dobrze. Nie krzyczalam, nie panikowalam, nie staralam sie wydostac z plonacego samochodu. Ale maz krzyknal: „Goska, wyskakuj!”. To mnie wyrwalo z letargu. Pchnelam reka drzwi i poczulam, ze zyje, bo strasznie zapieklo. Zauwazylam na kancie dloni straszne oparzenie. W ogóle to szczescie, zeby nie powiedziec cud, ze udalo mi sie wyjsc. Wszystkie zamki po wybuchu automatycznie zablokowaly drzwi, a tylko te z mojej strony mozna bylo otworzyc. Gdybysmy zapieli pasy bezpieczenstwa, nie wyszlibysmy calo – ocenia Malgorzata.
Samochód plonal, a Krzysztof bezskutecznie szarpal drzwi po stronie kierowcy. Gdy jego zona wysiadla, skorzystal z tej samej co ona drogi. Trwalo to sekundy, ale wydawalo sie, ze minelo sporo czasu. Temperatura i plomienie byly bezlitosne nie tylko dla tapicerki i wszystkich plastikowych czesci samochodu.
– Po wyjsciu na zewnatrz myslalem o gaszeniu ognia. Nie czulem bólu, chociaz widzialem, ze spuchniete jak bochny rece pokrywaja sie pecherzami. Skóra zaczela mi pekac i schodzic. Opuchla mi twarz i ledwie widzialem na oczy. Piekly uszy i szyja. Mielismy spalone wlosy, brwi – wspomina Krzysztof.
Rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Panstwowej Strazy Pozarnej, st. kpt. Szczepan Golawski pamieta dobrze ten pozar samochodu. – Nie mamy duzo podobnych. Byl to pierwszy pozar w ruchu, gdy wewnatrz znajdowali sie ludzie. Dobrze, ze szybko udalo sie im wydostac na zewnatrz, bo samochód calkowicie sie wypalil – informuje strazak.

Bioenergoterapeuta w szpitalu
– Dobrze, ze natychmiast po wyjsciu z ognia zatrzymal sie kolo nas samochód nauki jazdy, a jego wlasciciel, pan Henryk Pieniak, zabral nas oboje do szpitala. Dziekujemy mu za to! – Malgorzata cieplo sie usmiecha i wspomina dalej: – Jak trafilam do szpitalnej sali, nie patrzylam w zadne lustra. Wiedzialam, ze mam poparzona twarz i spalone wlosy. Bylam spokojna, ale nie chcialam sie ogladac. Myslalam juz, jaka sobie zafunduje peruke. Od poczatku bylam przekonana, ze nic zlego mi sie nie stanie.
Podobne odczucia mial Krzysztof. Mówi, ze odwiedzajacy go przez pierwsze dni w szpitalu, byli przerazeni. – Ja w odróznieniu od zony zajrzalem do lustra. Wygladalem jak monstrum. W ogóle nie bylem do siebie podobny. Ale pocieszalem ludzi, ze wszystko bedzie dobrze. Takie przekonanie bylo we mnie stale. Sily dodawaly mi medytacje. Lezalem na szpitalnym lózku i czulem sie tak samo, jak opowiadali moi pacjenci po seansach terapeutycznych. Splywalo na mnie cieplo i sila. Odprezenie, pewnosc siebie. Nie czulem zadnego bólu i zasypialem bez srodków nasennych.
Z dnia na dzien czulem sie lepiej.

Lekarzu, ulecz sie sam
Ordynator Oddzialu Chirurgicznego, Jaroslaw Krasuski, o swych niecodziennych pacjentach wyraza bardzo dobre opinie. Zwraca uwage, ze najtrudniej leczyc osoby, które zdobyly nieco wiedzy medycznej i nie dowierzaja personelowi medycznemu.
– Przy oparzeniach proces leczenia nie jest skomplikowany – wyjasnia chirurg J. Krasuski. – Dozylnie podaje sie plyny i leki przeciwbólowe, bo urazy sa bardzo bolesne. Nalezy dbac, by nie doszlo do zakazenia ran, a gdy dochodzi do miejscowej martwicy skóry lub tkanek, oczyszczac rany chirurgicznie. W przypadkach glebszych oparzen stosuje sie przeszczepy skóry. Pan Krzysztof Swiecak byl w ciezszym stanie niz jego zona. Sadzilismy, ze bez przeszczepów na rekach sie nie obejdzie, ze pozostana blizny i przykurcze palców. Ale juz po kilku dniach zauwazylem, ze pacjent szybko wraca do zdrowia, a jego rany szybko i ladnie sie goja. Zwrócilem uwage na jego szczególna odpornosc na ból. Bardzo malo korzystal z leków usmierzajacych – opowiada lekarz. – Tylko jak pan to napisze, to drzwi sie u bioenergoterapeuty juz nie zamkna – zauwaza ze smiechem.
Nie smieje sie jednak z profesji Krzysztofa, bo jak podkreslil, sfera, która zajmuje sie jego byly pacjent, zazebia sie z medycyna i psychologia. Zdaniem ordynatora J. Krasuskiego bioenergoterapeuci niosa ludziom pomoc, ale jak w kazdej grupie zawodowej, trafiaja sie tez wsród nich hochsztaplerzy. Lekarz ocenia, ze jego niedawny podopieczny to rozsadny i uczciwy czlowiek.

Chce pomagac ludziom
– Po tygodniu od wypadku, jeszcze w bandazach, ale juz prowadzilem samochód. Po 2 tygodniach przyjmowalem pacjentów – wspomina K. Swiecak. – Praca dla innych mozemy odwdzieczyc sie za pomoc, jaka otrzymalismy od ludzi po wypadku. W Rolach mieszkamy krótko. Nie znamy tu wielu osób i nie mamy w poblizu rodziny. Ale nie bylismy sami – mówia Swiecakowie.
Co zmienilo to wstrzasajace zdarzenie w zyciu tej rodziny? Odpowiadajac na ostatnie pytanie mego wywiadu Malgorzata i Krzysztof zlapali sie za rece. Stwierdzili, ze w ich rodzinie umocnily sie wiezi, zwiekszyla sie wiara w ludzi i wzroslo uwielbienie zycia. – Mam jeszcze wieksza potrzebe niesienia pomocy tym, którzy jej potrzebuja – stwierdza Krzysztof.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

  • Tagi
  • N

Najczęściej czytane

Ostatnie pożegnanie Artura Kozłowskiego

Znana jest już data uroczystości pogrzebowych Artura Kozłowskiego -...

Wysadzono i okradziono bankomat w Jeruzalu

24 września przed godz. 3 w miejscowości Jeruzal doszło...

Miał prawie 4 promile alkoholu

Pijany kierował samochodem, który uderzył w słup. 22 września o...

Tragiczny wypadek na ul. Warszawskiej – nowe informacje

W sobotę 29 czerwca w Siedlcach na ul. Warszawskiej...

Są wyniki sekcji zwłok zmarłej 3-latki z Siedlec

Są wyniki sekcji zwłok zmarłej 3-latki. Przypomnijmy: chodzi o...

Zderzenie pociągu z łosiem

Pociąg Intercity relacji Terespol-Łódź zderzył się z łosiem przed...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje