REKLAMA
1.4 C
Siedlce
Reklama

Pani Teresa ma w sobie wiele ciepła, choć życie boleśnie ją doświadczało

W ciągu 100 lat może się wydarzyć wiele dobrego i złego. Pani Teresa Soczewka z gminy Mordy, która skończyła setny rok życia, ma w sobie wiele serdeczności, choć wszyscy jej najbliżsi już odeszli – pięcioro rodzeństwa, 4 braci i siostra, a także jej dzieci.

Najpierw odeszła córka, potem mąż Mieczysław, syn Zenon, a niedawno covid zabrał jej ostatniego syna, Witolda, który zmarł w wieku 69 lat. Każda z tych śmierci była dla niej wielkim dramatem. Odeszli bliscy, na pomoc których zawsze się liczy najbardziej. Ale w tych trudnych momentach przyszła z pomocą bratanica jubilatki, pani Hanna.

W 2020 roku syn Witold, który opiekował się mamą, trafił do szpitala. Pani Teresie była potrzebna całodobowa opieka. Wtedy bratanica podjęła trudną decyzję. Przeprowadziła się z Siedlec do Mordów. Wymagało to od niej kolejnych poświęceń. Aby opiekować się panią Teresą, musiała przejść za zasiłek przedemerytalny. Już wcześniej, od 5 lat, pomagała wiekowej krewnej. W każdą niedzielę woziła jej obiad. Teraz musiała jednak zamieszkać ze swoją podopieczną.

– Dzieci mam już dorosłe, ale nie wiedziałam, jak na moje przenosiny do Mordów zareaguje mąż – mówi pani Hanna. – Pewnie z bólem, ale się zgodził. Ciągle do nas przyjeżdża i pomaga, bo dwóm kobietom potrzebna jest czasem silna ręka.

Bratanica chętnie opowiada o życiu pani Teresy Soczewki.

– Wywodzi się z Plewek w gminie Zbuczyn, ale już jako młoda dziewczyna przyszła do Mordów. Ściągnęła ją tu ciotka, bo w Plewkach było aż pięcioro rodzeństwa, a z małej gospodarki ciężko było rodzinie wyżyć. To były trudne, powojenne lata. Ciotka miała sklep, w którym handlowało się dosłownie wszystkim. I Teresa jej w tym sklepie pomagała.

Potem pani Teresa założyła sklep z mężem, którego poznała w Mordach i który był inwalidą wojennym. Był to sklep spożywczy, znany chyba wszystkim w Mordach i w okolicy. Kiedyś sklepów było mało, a każdy, kto je prowadził, był kimś szczególnym.

– Smalec do sklepu był sprowadzany aż z Warszawy – dodaje pani Hanna. – Ale to nie były dzisiejsze kostki po 25 gramów, tylko sztaby smalcu o wadze 30 kilogramów! W dużych blokach prowadzali też marmoladę. I cukier w workach. To były towary deficytowe, wręcz nie do zdobycia. Porcjowało się je na miejscu, w sklepie. To była ciężka praca. No i w takim sklepie, który chciał mieć renomę u klientów, musiała być wielka beczka ze śledziami. I w sklepie były śledzie i inne deficytowe towary. W tamtych latach taki sklep to była prawdziwa instytucja, a jego właściciele byli ludźmi powszechne znanymi i takimi, z którymi znajomość nobilitowała. Bo można było liczyć, że kupi się „spod lady” torebkę cukru czy kawałek kiełbasy zawiniętej w gazetę, zazwyczaj „Trybunę Ludu”. Z takim pakunkiem wychodziło się ze sklepu ukradkiem, żeby nie drażnić kogoś, dla kogo cukru czy kiełbasy zabrakło i od lady odchodził z kwitkiem.

Sklep, o którym wszyscy mówili „sklep Soczewków”, mieścił się wprawdzie w zwykłym drewniaku, ale za to w prestiżowym miejscu, naprzeciwko kościoła, przez co miał jeszcze więcej klientów.

– Kiedyś towary nie były pakowane hermetycznie, tak jak dzisiaj – wspomina pani Hanna. – A przez to w sklepie zawsze unosiły się najróżniejsze wspaniałe zapachy. Zapach słonych śledzi mieszał się z zapachem marmolady. To była wyjątkowa kompozycja.

Szczególnie dla dzieci było to niemal magiczne miejsce. Przychodziło się tu choćby tylko po to, aby łakomie popatrzeć na kolorowe landrynki. Potem wszystko zaczęło się zmieniać. Odchodziła stara rzeczywistość…

Sklep działał aż do lat 70. XX w. Po śmierci męża właścicielki został zamknięty. Klientów bowiem ubywało. Z Mordów zniknęła placówka siedleckiej uczelni, a wraz z nią odeszli kolejni klienci. Wreszcie drewniany budynek, popadający w ruinę, rozebrano. Pani Teresa z rodziną żyli z upraw ziemi w Mordach, której przez lata ciężkiej pracy się dorobili. Teraz ziemia poszła w dzierżawę.

– Bardzo się w życiu napracowałam, żeby osiągnąć to, co mam – mówi jubilatka.

– Kiedy Teresa została sama, musiałam się zdecydować: tak, albo nie – mówi bratanica. – Powiedziałam „tak” i to zmieniło moje życie. Teraz koncentruje się ono wokół opieki nad Teresą. Mobilizuję ją, żeby wstawała, piła, jadła. Nawet razem się modlimy, bo sama by już nie dała rady. I tak się wspieramy. Wiem, że jestem jej bardzo bliska. Każda z nas miała własne życie, ale na stare lata los nas złączył. Tak naprawdę to nie wiem, czy ona jest szczęśliwa. Może chociaż przez te chwile, kiedy wspominamy młode lata i te jak z literatury sklepy cynamonowe…

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najczęściej czytane

Policja poszukuje nieletniej Zuzanny Baryły

Dziewczyna wyszła z domu 19 listopada i do tej...

Wsparcie dla bliskich Darii. 34-latka zginęła w wypadku

W wypadku drogowym w miejscowości Sionna zginęła siedlczanka Daria...

Zwłoki 14-latka z Siedlec w pensjonacie w górach. Czy to ojciec zabił syna?

To przedsiębiorca z Siedlec miał zamordować swojego 14-letniego syna...

Nietrzeźwa 36-latka kierowała peugeotem

21 listopada przed godz. 22 w Wólce Ostrożeńskiej (gm....

Zderzenie autobusu z samochodem osobowym w Strzale

Dziś rano w Strzale na bocznej drodze w kierunku...

BMW wylądowało na dachu! Kierowca bez uprawnień, za to z 3 promilami

37-letni kierowca z ponad 3 promile alkoholu w organizmie...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje