Dla Patryka Stolarczyka z Łukowa zostanie strongmanem było jednym z największych życiowych marzeń. Wierzy, że choć swoją przygodę z tym sportem rozpoczął późno, jest w stanie dokonać wielkich rzeczy.
O Patryku dowiedzieliśmy się za sprawą jego żony, Karoliny. To ona skontaktowała się z redakcją z prośbą o zainteresowanie się trenerem personalnym z Łukowa, który w wieku 30 lat postanowił pójść za marzeniami
i zostać strongmanem.
– Trenuje od 7 maja, w tym czasie wziął udział w trzech zawodach i za każdym razem stawał na podium. Waży tylko 105 kg, a potrafi wygrywać z dużo cięższymi i potężniejszymi od siebie chłopami, którzy w tym sporcie są od lat. Ma wielki talent! – zachwalała męża pani Karolina.
Nie mogliśmy nie ulec takiej rekomendacji. Zaprosiliśmy Patryka do redakcji na rozmowę.
– W żonie mam wielkie wsparcie. To ona namówiła mnie, żeby pójść za marzeniami z dzieciństwa i sprawdzić się w strongmanach. Mówiła: „Spróbuj, co masz do stracenia! Tylko bez szaleństw, żebyś się nie pozrywał, bo jak będziesz pracował” – opowiada z uśmiechem łukowianin. – Nie żałuję, że jej posłuchałem.
Być jak Pudzianowski
– Każdy chyba oglądał strongmanów, gdy mistrzem świata był Mariusz Pudzianowski. Zawody transmitowano w TVN, a ja śledziłem zmagania tych siłaczy z wypiekami na twarzy. Miałem z dziesięć lat i myślałem: jak można nosić tak wielkie ciężary? Chciałem być taki, jak oni. Trochę czasu zajęło mi, żeby spełnić to marzenie – wspomina Patryk.
W wieku 14 lat zaczął ćwiczyć na siłowni.
– I to jest właśnie mój świat. Przerzucanie żelastwa stało się dla mnie życiową pasją. Jakoś nigdy nie interesowały mnie imprezy, alkohol, wolałem każdą wolną chwilę spędzić na siłowni. Intensywnie trenowałem gdzieś do 20. roku życia. Później tak się stało, że dość wcześnie zostałem tatusiem. Trzeba było sobie poradzić w nowej sytuacji, a sport musiał zejść na drugi plan. Zacząłem pracować jako kierowca ciężarówki, ale czułem, że nie jest to coś, co chcę robić przez całe życie.
Nie odwalać maniany
Znalazł sposób, żeby połączyć pasję z pracą. Został trenerem personalnym.
– Myślę, że mam do tego dryg. Od zawsze lubiłem doradzać kolegom w ćwiczeniach, rozpisywać im diety. Łuków jest takim miastem, że każdy każdego zna. Gdybym „odwalał manianę”, nie przyszedłby do mnie pies z kulawą nogą. A jak rozniosło się, że ćwicząc ze mną, są efekty, to naprawdę na brak pracy nie mogę narzekać. Większość moich podopiecznych to kobiety. Żona się przez to czasem złości. Ale co ja poradzę, że są takie czasy, że panie chcą dbać o siebie bardziej od panów – śmieje się Patryk.
Marzenie o strongmanach cały czas się tliło. W maju rozpoczął pierwsze treningi w tym sporcie.
A 18 czerwca zaliczył debiut na zawodach w Głogowie Małopolskim.
– Rozmawiam przed zawodami z chłopakami, z którymi mam rywalizować. Jeden mówi, że za dwa miesiące jedzie na mistrzostwa Europy bronić tytułu wicemistrza, inny przedstawia się jako mistrz Polski w martwym ciągu. Myślę sobie, kurczę, co ja tu w ogóle robię? Przecież nie mam najmniejszych szans. Jednak pokazałem, że żaden ze mnie „chłopek roztropek”. Zająłem trzecie miejsce na szesnastu zawodników. Niektórzy nie mogli się nadziwić, że jakiś trener personalny z Łukowa, który trenuje od miesiąca, wygrywa z tymi, którzy są w tym sporcie od wielu lat. A mi to dodało skrzydeł i wiary w swoje możliwości – wspomina 30-latek.
Recepta na szczęście
Patryk najlepiej czuje się w konkurencjach, w których obok siły liczy się też szybkość i wytrzymałość. Wie, że jeśli chce w strongmanach coś osiągnąć, powinien przybrać na wadze, gdyż masa ma
w tym sporcie bardzo duże znaczenie.
– Muszę ważyć co najmniej 120 kg, żeby móc rywalizować z profesjonalistami. A to jest właśnie mój cel, należeć do elity strongmanów w Polsce. Wiem, że przygodę z tym sportem zacząłem niedawno, ale czuję się mocny. I wiem, że na dużo mnie stać. Chcę pokazać, szczególnie młodzieży, że nigdy nie jest za późno, żeby zawalczyć o siebie. Że warto wziąć los w swoje ręce i robić to, co daje radość. Gdy byłem kierowcą ciężarówki, miałem w sobie dużo frustracji. Podczas przerw ćwiczyłem na parkingach, a inni kierowcy siedząc przy grillu, patrzyli na mnie jak na wariata. Od kiedy odważyłem się pójść za marzeniami, znów czuję, że żyję. Polecam każdemu!
Patrykowi życzymy powodzenia w rozwoju strongmańskiej kariery. Niezależnie od tego, czy odniesie sukces, czy nie, już jest zwycięzcą, bo odważył się w życiu robić to, co kocha. A to najlepsza recepta na szczęście.