Rozmowa z Marzeną Świeczak – burmistrz Garwolina.
Przed działalnością samorządową, a później pracą w samorządzie, zajmowała się pani nauką, pracując, już z tytułem doktora, w Polskiej Akademii Nauk. Co więc Panią skłoniło do tak bliskiego związania swoich losów z Garwolinem?
– Z Garwolinem jestem związana od zawsze. Tu się urodziłam, mieszkam, mam przyjaciół i znajomych. Blisko 10 lat pracy w Polskiej Akademii Nauk, jako geofizyk, było dla mnie niezwykłym doświadczeniem, ale gdy na świecie pojawiło się moje drugie dziecko, postanowiłam na stałe zadomowić się w rodzinnym mieście. Rozpoczęłam pracę w szkole, gdzie znalazłam „bratnie dusze”, z którymi założyłam stowarzyszenie Calos Cagathos. W 2014 roku ówczesny burmistrz Tadeusz Mikulski zaproponował mi start do rady miasta. Mieszkańcy mnie wybrali i tak zaczęła się moja przygoda z samorządem. Na trzy miesiące przed upływem kadencji burmistrz Mikulski zaproponował mi stanowisko swego zastępcy. Przyjęłam je, a potem sama stanęłam do wyścigu o fotel włodarza.
Nie była Pani jednak kandydatką żadnej z partii.
– Utworzyłam własny komitet. Miałam wsparcie Tadeusza Mikulskiego i grupy radnych, z którymi zaczynałam pracę w samorządzie. Byli to radni niezależni. Zresztą uważam, że samorząd lokalny powinien być niezależny od wielkiej polityki i być otwarty na współpracę ze wszystkimi opcjami.
Pani to się udało, ale początki nie były zbyt różowe. Partia rządząca miała chyba do Pani żal za pokonanie ich kandydatki. Garwolin, co prawda, otrzymywał pieniądze z różnych funduszy rządowych, ale w porównaniu z innymi, znacznie mniejszymi gminami, były one relatywnie niewielkie. A w radzie miasta przewagę miał klub Prawa i Sprawiedliwości, co mogło nastręczać pewnych kłopotów.
– Mnie przeciwności losu nie zniechęcają. Wręcz przeciwnie, motywują do pracy i działania. Wszyscy musieliśmy się na początku poznać i nauczyć współpracować, a przede wszystkim nie obrażać się na siebie. Myślę, że po trudnych początkach to się nam udało i dziś pracujemy jako jedna drużyna.
W trudnym momencie z pomocą przyszedł samorząd województwa mazowieckiego.
– Na samorząd Mazowsza od początku mogłam liczyć. Po objęciu przeze mnie funkcji burmistrza okazało się, że są poważne kłopoty z zakończeniem inwestycji związanej z budową zbiornika retencyjnego. Musieliśmy zdobyć w krótkim czasie wpisanie do pozwolenia na budowę zagospodarowania terenu. Należało wykonać to w ciągu kilku miesięcy i wyłożyć kwotę przekraczającą zapisane w budżecie wszystkie wydatki na inwestycje. Z pomocą przyszedł samorząd województwa mazowieckiego, a w szczególności marszałek Adam Struzik i członkini zarządu Janina Ewa Orzełowska. Od tamtej pory mogę powiedzieć, że tak jak Garwolin może liczyć na Mazowsze, tak Mazowsze może liczyć na Garwolin. W trwającej kadencji nasze miasto, a także inne gminy w powiecie garwolińskim, otrzymały olbrzymie wsparcie z samorządu województwa.
Ten przykład zmusił też partię rządzącą do pewnej weryfikacji podziału pieniędzy. Stosownej wielkości dotacje z funduszy rządowych zaczęto przyznawać także tym gminom, którymi nie kierują działacze PiS.
– To się zmieniało na przestrzeni czasu. Trudno mi powiedzieć, czy tak rzeczywiście było. Pozyskujemy dla Garwolina również pieniądze z funduszy rządowych. W każdym razie łatwiej mi było efektywnie sprawować funkcję burmistrza, wiedząc, że w samorządzie województwa mam wsparcie dla naszych działań, dzięki czemu miasto nie wytraci tempa rozwoju.
To taka przyjaźń służbowa czy już bardziej osobista?
– Mam wielu przyjaciół z różnych stron politycznej sceny. W urzędzie marszałkowskim z wieloma osobami jestem po imieniu i prywatnie bardzo się lubimy, ale nie skutkuje to jakimiś zwiększonymi dotacjami. Samorząd województwa wszystkich traktuje jednakowo. Przy ubieganiu się o pieniądze trzeba zachować wszystkie procedury, pisać dobre wnioski i mieć mocne argumenty.
Czy doświadczenie w pracy naukowej pomaga Pani dobrze wypełniać obowiązki burmistrza?
– Mogę powiedzieć, że bardzo pomaga. Praca w Instytucie Geofizyki PAN, zwłaszcza przy organizacji lub współorganizacji dużych projektów, dała mi doświadczenie w zarządzaniu i koordynowaniu różnych spraw. A co najważniejsze, nauczyła mnie, jak pozyskiwać pieniądze ze źródeł zewnętrznych oraz że „niemożliwe” nie istnieje, a do celu można dochodzić różnymi drogami. To bardzo przydało się w pracy samorządowej.
Rozmawiamy w drugiej połowie sierpnia, czy zdążyła już Pani skorzystać z uroków wspaniałego w tym roku lata?
– Jeszcze nie, ale mam taki zamiar. Urlop już podpisany, namioty spakowane, samochód gotowy. Lubię spędzać wolny czas razem z rodziną i zwiedzać świat. Nie mamy wymogów, jeśli chodzi o warunki zakwaterowania czy wyżywienia. Jedziemy spontanicznie i już w trakcie podróży decydujemy, co będziemy zwiedzać, gdzie będziemy wędrować. W tym roku obieramy kierunek południowy, czyli góry.
A inne Pani pasje?
– Moją pasją, oprócz podróży, jest astronomia. Mogę godzinami wpatrywać się w niebo przez teleskop. Tą pasją zaraziłam swoje dzieci. Lubię też czytać książki, ale coraz mniej mam na to czasu.
Rozmawiał MIROSŁAW BUCZEK