Patrzenie na usychające drzewka lub łąki zamieniające się w ugór wręcz boli…
Nie mieliśmy trzeciego pokosu traw – mówi pani Agnieszka. – Trawa uschła. Łąka wygląda jak ugór.
W Polsce w wielu regionach mamy ekstremalną suszę w rolnictwie. Na naszych terenach też nie jest dobrze. Rolnicy załamują ręce. Pani Agnieszka z małej wsi w gminie Mordy prowadzi mnie po łące. Pod nogami szeleszczą suche badyle, a krowy stoją przy beli kiszonki.
Trawa się kruszy
– Marne to wszystko – pani Agnieszka schyla się, by zerwać kępę czegoś, co powinno być trawą. Kruszy to w dłoni. Na suchą ziemię spada suchy wiór. – Jak sobie radzimy? Już od lat trzeba dokupować treściwą paszę, kukurydzę mieloną, zboża białkowe.
Agnieszka i Gustaw Dmowscy prowadzą gospodarstwo mleczne. Do wykarmienia są dziesiątki krów. Mają też sad, łąki i pola, które ostatnio obsiewają kukurydzą. Ale w tym roku i kukurydza jest marna. Komu udało się ją zasiać wcześniej, ten coś zebrał. A kto się ociągał, narzeka. Małżeństwo nawet nie śledzi analiz, gdzie jest susza, a gdzie jej nie ma. Patrzą na to, co jest wokół nich. Że susza ekstremalna w rolnictwie? Nie ma się co dziwić, przecież takiego września to jeszcze w historii nie było.
– Jaka przyszłość? Młodzi rolnicy, jeśli będą chcieli rozwijać gospodarstwa, muszą inwestować w system nawodnienia – nie ma wątpliwości pani Agnieszka.
Małżeństwo prowadzi gospodarstwo rolne już od 40 lat. I jak to w rolnictwie – były lata lepsze i gorsze, bo dla nich kłopotem jest i nieurodzaj, i nadzwyczajny urodzaj, nadprodukcja. W tej chwili gospodarują na 20 hektarach, drugie 20 przejął ich syn. Na piątkę dzieci tylko on wiedział od początku, że chce zostać na roli. Córki wybrały miasto, choć ostatnio jedna z nich zastanawia się nad niedużym gospodarstwem ekologicznym. Pani Agnieszka innego życia niż na wsi sobie nie wyobraża. Że ciężko? Nie boi się pracy, byle zdrowie było.
Jej sąsiad, Antoni, ma 41 lat. W 2009 roku przejął gospodarstwo sadownicze po ojcu. Miał, co prawda, inne plany na życie, bo myślał o szkole oficerskiej. – Ale czasami życie weryfikuje wszystko, wyszło, jak wyszło – kwituje. I dodaje, że nie żałuje zmiany. – Kiedyś było tu dla mnie za cicho, za spokojnie, a teraz ta cisza i spokój wydają mi się idealne.
Sad pokochał jak jego ojciec. Dogląda każdego drzewka. Dlatego to, co robi susza, czasem aż boli. W tym roku musiał czerpać wodę ze stawu, by podlewać młode drzewka. – Woziłem ją beczkowozem. Czy pomogło? Część uschła, młode drzewa, zanim się ukorzenią, nie radzą sobie z suszą.
Naturalny staw w sadzie, o powierzchni ok. 20 arów, jest ujęty na mapach jeszcze z XIX wieku. Taki zbiornik niewątpliwie pomaga w obiegu wody, ale on też niknie w oczach.
Czy Antoni myśli o systemie nawodnienia? Oczywiście, bez niego będzie ciężko cokolwiek utrzymać. Ale taki system to duże wydatki. – Do mnie wodociąg nie dochodzi, więc musiałbym kopać studnię, chyba nie jedną. To koszty, które w tej chwili są dla mnie barierą nie do pokonania. Pewnie to będzie konieczność, ale nie dam rady w tym roku, czy w przyszłym.
Pozostaje staw i czekanie na deszcz.
Napić się na zapas?
Specjalista w zakresie rolnictwa, profesor Marek Gugała z Uniwersytetu w Siedlcach, zaznacza w publikacjach i w rozmowie, że… sami się przyczyniamy do suszy.
– Miasta są betonowane, a pola coraz bardziej jednorodne, bez śródpolnych zadrzewień i oczek – wylicza. – Rolniczy sprzęt jest coraz większy i bardziej wydajny, ale pracując zagarnia miedze, rosnące na niej krzewy i drzewa.
Mówi o obiegu wody w przyrodzie: parowanie, skraplanie, opady. Gdy na polach były mokradła, oczka wodne w naturalnych obniżeniach terenu, tworzył się mikroklimat. – To była mała retencja wodna, a teraz nie ma co parować – zwraca uwagę.
Jednorodność w uprawach też niesie niekorzystne konsekwencje dla klimatu.
– Na Mazowszu i Podlasiu mamy dużą koncentrację hodowli bydła mlecznego, więc na polach dominują rośliny na paszę, w tym kukurydza, która ma wysoki wskaźnik transpiracji (parowania – przyp. red.), co wysusza glebę – tłumaczy. – W dodatku nie ma już u nas ziemniaka! Byliśmy „ziemniaczanym zagłębiem” – wspomina. – Teraz to przeszłość. Tymczasem ta roślina bardzo poprawia strukturę gleby.
Profesor odwołuje się do mądrości naszych przodków, którzy obserwowali naturę i uprawiali różnorodne gatunki. – Każda grupa roślin potrzebuje innej ilości wody, ma inny czas wegetacji, więc taka różnorodność sprzyjała zachowaniu równowagi. – Bywały susze, ale nie takie. Teraz mamy długie okresy bez wody, a potem ulewne deszcze, które nie poprawiają niczego, bo przecież roślina nie może się napić na zapas. Dziś dominują zboża i kukurydza, to aż 75% upraw, a na resztę przypada 25%. A gdzie buraki cukrowe, gdzie ziemniaki? Dobrze, że choć rzepak się pojawia.
Pytam o tę różnorodność panią Agnieszkę. Przytakuje, ale przedstawia argumenty, które zadecydowały o rezygnacji z uprawy ziemniaków. Bo, owszem, od zawsze rolnicy mieli ziemniaczane pola, choćby na swoje potrzeby.
– Ale proszę sobie przypomnieć, jak to było, gdy wszystko niszczyły dziki. Pseudoekolodzy zakazywali odstrzału dzików, których było za dużo. Ludzie sadzili, doglądali, a przyszło stado i cała praca szła na marne. Zapłaty za to też nie było. To ludzie rezygnowali. Teraz dzików mniej, a rolnicy mają pola kukurydzy ogrodzone prądem – relacjonuje. – A oczka wodne? Jeśli jest sucho i wody nie ma, to żadne oczko nie powstanie. Pogłębić istniejące stawy można, ale kopanie nowych nie ma sensu. W naszym regionie od dawna nie ma burz, ulew, wody gruntowe opadły.
Pasy Chłapowskiego
Profesor Gugała od dawna zwraca uwagę na postępujące wysuszanie gleb. To też efekt współczesnej gospodarki rolnej. Jeśli nie ma zadrzewień śródpolnych (miedze z krzewami i drzewami), które mogłyby zatrzymać wiatr i podtrzymać wilgotność, szybko następuje erozja wietrzna.
– Kto dziś pamięta o pasach Chłapowskiego? – pyta.
No właśnie. Generał Dezydery Chłapowski, ziemianin z pochodzenia, odbył u boku Napoleona kampanię hiszpańską, austriacką, moskiewską i saską. Ten przyrodnik z zamiłowania dostrzegł różnicę w gospodarce rolnej Wielkopolski i Europy Zachodniej. Gdy osiadł na ojcowiźnie, wprowadził płodozmian zamiast trójpolówki, zaczął siać wzbogacającą w azot koniczynę. To on rozpoczął też zadrzewianie śródpolne drzewami i krzewami. A dziś to zanikający element w krajobrazie rolniczym. Szkoda, bo na otwartych płaskich terenach prędkość wiatru mogłaby być zredukowana o 30-50%. Erozja wietrzna to problem zwłaszcza na glebach lekkich. Zdaniem naukowców tylko zadrzewienia i zakrzaczenia śródpolne są w stanie ograniczyć to zjawisko.
– W naszej gminie mamy słabe gleby, głównie piaski. Mamy taki wrzesień, bez deszczu i z rekordowymi temperaturami, że po prostu nie można orać, bo ziemia się tylko przesypuje – przyznaje wójt gminy Korczew Sławomir Wasilczuk.
Pogoda nie sprzyja rolnikom. Ani susza, ani ulewne deszcze z gradobiciem. A te zdarzyły się akurat w porze żniw.
– Susza? Nie, nie mamy takich skarg – mówił nam w sierpniu burmistrz gminy i miasta Mordy Jan Ługowski. – Rolnicy narzekają, że pada, a tu żniwa.
Profesor Marek Gugała nie jest optymistą.
– Nie dostaliśmy ziemi w prezencie. Co zostawimy dzieciom i wnukom? – pyta. – Popatrzmy też na miasta. Zamiast ażurowych parkingów z kostki, które pozwoliłyby deszczówce wsiąkać w ziemię, czyli zatrzymać ją, betonujemy i asfaltujemy każdą powierzchnię. Ta woda spływa do studzienek ściekowych i kanalizacją jest wyprowadzana z miasta. I tyle ją widzieliśmy… Pozwalamy, żeby uciekała do rzek i do morza. A warto zadbać o to, żeby u nas zostawała.
Mariola Zaczyńska
W niektórych miejscowościach – tragedia. Jeszcze kilka lat i… strach myśleć
Ja też, tak jak profesor, nie jestem optymist
Zaś szury z konfederussi twierdzą, że żadnych zmian klimatycznych nie ma…
i weź tu na takich odpornych na wiedzę zagłosuj.
bo nie ma
Ty za to jesteś podatny na manipulacje… pewnie się też poleciałeś i zaszczepiłeś niewiadomo czym?
Mamy jeszcze chwilę na odbudowanie zadrzewień śródpolnych. Tylko kto na to pójdzie? Omijanie takiego drzewa na miedzy nie podoba się właścicielom dużych traktorów. Ale po co im te sprzęty, jeśli za kilka lat nie będzie możliwości uprawiania ziemi z powodu braku wody?
Polska stepowieje, to bardzo niebezpieczne dla kolejnych pokloeń, zamiast się kłócic o politykę, należałoby szybko podjąć decyzje zapobiegające stepowieniu
proszę pamiętać przed wyborami, że to wszystko to wina Tuska