Przez cztery dni myslal, ze jego ofiary nie zyja. Poszedl w koncu, zeby zabic. Nie udalo sie.
Ciezko ranil dwie osoby, trzecia lzej. Na szczescie wszyscy przezyli.
Wydarzenia, które w niedzielny wieczór (25 wrzesnia) rozegraly sie w Rebkowie (gmina Garwolin) ofiary zapamietaja na dlugo, mieszkancy tej wsi tez.
On
Ma 38 lat i wyrok na koncie. W ubieglym tygodniu prokurator postawil mu zarzut potrójnego usilowania zabójstwa. Nie wyglada na zabójce. Te oczy moglyby nalezec raczej do skrzywdzonego czlowieka. Zabójca nie jest, bo jego ofiary cudem odratowano. Z pozoru calkiem nieszkodliwy czlowiek. Okolo 1,60 m wzrostu, przygarbiony, szczuply, w czarnym swetrze noszonym przez kilka dni. Kawaler. Podróznik – jak sam o sobie mówi – jezdzil po calej Polsce. Dlaczego? Uciekal przed policja. Jakis czas temu zostal skazany za rozbój. Odpowiadal z wolnej stopy. Zanim wyrok sie uprawomocnil, ruszyl w Polske. Twierdzi, ze mieszkal
u rodziny na Slasku. Potem wrócil. Byl w Rebkowie. Pracowal tez w okolicach Wilgi, prawdopodobnie przy zbieraniu owoców w sadach.
Oni
Starsze malzenstwo i ich kolega. Znali doskonale swojego oprawce, bo to ich sasiad z naprzeciwka. Nie jeden raz wspólnie spotykali sie z jakiejs okazji. Tak tez bylo tamtej feralnej niedzieli. Byl u nich kilka godzin. Co tym razem swietowali – nie wiadomo. Pan Jakub siedzial przed swoim domem, wewnatrz byla jego zona, znajomy i wlasnie Wojtek. W koncu wszedl do chalupy. Wojtek trzymal nóz w reku. – Co robisz czlowieku? – krzyknal. Wojtek rzucil sie na niego. Uderzyl kilkakrotnie. Zakrwawiony pan Jakub wybiegl z domu. Pobiegl do sasiada wezwac pomoc. Zadzwonili na policje. Gdy policjanci weszli do domu, zobaczyli pania Krystyne i jej znajomego. Ona miala rany klute brzucha, on rany klute krtani. Oboje
w ciezkim stanie trafili do szpitala. Pani Krystyna od razu na stól operacyjny, a mezczyzna do specjalistycznego szpitala w Warszawie. Wojtka nie bylo. Noza, którym chcial zabic, tez nie.
Uciekl
Rozpoczely sie poszukiwania. Kilkunastu policjantów od niedzieli przeczesywalo lasy i okoliczne miejscowosci. Sprowadzono psa tropiacego. Po Wojtku slad zaginal. Policjanci sprawdzali równiez wszystkie domy, w których teoretycznie niedoszly zabójca mógl sie schowac. W poniedzialek rano poszukiwania zaczely sie na nowo. Policjanci mieli bron i kamizelki kuloodporne. Mieli szukac w koncu mezczyzny, którzy bez zadnych skrupulów chcial zabic trzy osoby. Znowu nic. Wieczorem Wojtek sam zglosil sie do Komisariatu Policji w Pilawie. Opowiedzial jednak wszystko. Wiedzial tez, ze policja go szuka. W lesie slyszal glosy funkcjonariuszy. Dlaczego sam sie zglosil? Nie wiadomo. Czy zaluje? Tez nie wiadomo. Twierdzil, ze chodzil po lesie i plakal, ale przed policjantami zadnej skruchy nie okazal. Caly czas myslal, ze zabil tych dwoje. Z bledu wyprowadzono go po jakims czasie.
Dlaczego?
Dla slawy i milosci. Tak Wojtek mówil policjantom o przyczynach swojego postepku. Dla slawy, bo wiedzial, ze beda o nim pisac w gazetach. Nie o kazdym w koncu pisza…
Glównym powodem byla jednak milosc. I to ta nieszczesliwa. Podobno zakochal sie w córce kobiety, która ciezko zranil. Zarówno ona, jak i jej maz dobrze wiedzieli o przeszlosci niedoszlego ziecia. Znali go i zapewne z tego powodu nie byli zadowoleni, ze uderza w konkury do ich córki. Co na to sama zainteresowana – nie wiadomo. Te wersje potwierdzaja równiez ludzie z Rebkowa. – Pani, bo on strasnie zazdrosny o nia byl i dlatego – mówi starszy mezczyzn.
Policjanci uwazaja, ze Wojtek zbrodnie odpowiednio zaplanowal. Poczekal na moment, kiedy w zasiegu noza beda i ojciec, i matka dziewczyny. U swoich sasiadów siedzial kilka godzin. Zachowywal sie spokojnie. Dopiero po wspólnym ucztowaniu postanowil zrealizowac swój plan. Nóz wzial ze stolu gospodarzy. Blysnelo ostrze…
Miejsce zbrodni
Dom, w którym doszlo do tragedii, to drewniana chalupka. Posesji strzega psy, które nie pozwalaja wejsc na podwórko. A tam cisza. W Rebkowie nie trzeba znac nazwiska poszkodowanych i sprawcy. Wystarczy spytac, gdzie doszlo do tragedii. Droge wskaza chetnie, ale rozmawiac nie chca. Im blizej domu panstwa W., tym rozmówców mniej. Wylamuje sie tylko jeden starszy mezczyzna. – A bo to pierwszy raz? – pyta. – Oni czesto tam pili, a potem bili sie miedzy soba. Kolejny zagadniety mezczyzna tylko usmiecha sie, gdy slyszy pytanie, czy to byla spokojna rodzina. – Tacy swieci to oni nie byli – przyznaje po chwili. Najmniej rozmowni sa sasiedzi. Nic nie wiedzieli i nie slyszeli, bo sie cudzym zyciem nie interesuja. Wiedza jednak, ze pan Jakub wyszedl juz ze szpitala
i ze odgraza sie policjantom, ze tak pózno, jego zdaniem, znalezli przestepce. Na bardziej szczególowe pytania szybko zamykaja furtke. Nie ich sprawa.
Wystarczylby jeden telefon…
– A wlasnie, ze ich – mówi Marek Swiszcz, zastepca komendanta powiatowego policji w Garwolinie. – Rebków to wies, gdzie wszyscy ludzie sie znaja. Na pewno wiekszosc tez wiedziala, ze oskarzony pojawil sie w domu. A juz na pewno wiedzieli, ze jest poszukiwany przez policje. Wystarczyl jeden anonimowy telefon, ze on wrócil. Pojechalibysmy tam natychmiast. Szukalismy go z koncu za wyrok, którego nie odsiedzial. Jeden telefon zapobieglby tej tragedii, ale, niestety, nikt nie zadzwonil.
Wojciechowi P. za potrójne usilowanie zabójstwa grozi do 25 lat wiezienia lub dozywocie. Teraz zostanie poddany obserwacji psychiatrycznej. Lekarze zbadaja, czy na jego postepowanie nie miala wplywu choroba.