I znów, jak 175 lat temu, w bitwie pod Iganiami huknely dziala.
Oddzial Pulku Czwartego Piechoty Ksiestwa Warszawskiego szykuje sie do smiertelnego boju. Jeszcze trzeba schowac telefon komórkowy do kieszeni w mundurze „z epoki”… No i w drodze losowania ustalic, kto wygra. Choc historycznie wiadomo, ze bitwa pod Iganiami, jaka rozegrala sie 175 lat temu, byla dla naszej strony zwycieska.
W inscenizacji, która zorganizowano nad zalewem w Siedlcach, tez wszystko mialo sie odbyc w zgodzie z historycznym pierwowzorem. Tak wiec pomimo losowania (wypadlo, ze artyleria nie zostanie zdobyta), dziala rosyjskie padna pod naporem polskich oddzialów.
– Gdzie jest ten proch dla huzara? – wola Wanda Liszewska, której w czasie bitwy przypadnie zaszczytna rola niesienia sztandaru.
Przed bojem jest jednak odpowiedzialna za wydawanie ladunków.
A te sa prawdziwe, z czarnym prochem, bo takiego uzywaly nasze oddzialy. Wszystko jest zreszta takie, jak 175 lat temu. No, moze poza pogoda, bo w miniona niedziele swiecilo slonce, a „wówczas” byla slota.
– I ja mam sie poddac tej garstce piechurów – uzala sie nad dola z góry przegranego, dowódca artylerii, Maciej Chmielinski. – Mam 3 dziala i wyrzutnie rakietowa robiona wedlug rysunków samego Józefa Bema. Taka sila ognia. Ale cóz, dzisiaj „robimy” za Rosjan…
– I rozbijemy was w pyl, bo choc piechota nie jest liczna, to wielki w niej duch walki – odgraza sie Piotr Jawiak, który przyjechal wraz ze swoim pulkiem prosto z Lodzi.
– To wspaniale, ale i dosc kosztowne hobby – mówi druh Piotra, Tomasz Popiel. – Mundury mamy z prawdziwego sukna, a spodnie sa plócienne. Dzis trudno zdobyc takie materialy.
A jesli chodzi o detale, chocby guziki, to robimy je sami. Podobnie jak skórzane ladownice. Bron, to oczywiscie repliki, ale calkowicie sprawne.
No i za chwile byla okazja, zeby przekonac sie na wlasne oczy i uszy, ze wszystko jest calkiem sprawne. I robilo wrazenie na widowni, liczacej okolo tysiaca osób. I wladz wszelkich nie zabraklo. Bo to w koncu dobrze przy okazji takiego zwyciestwa sie pokazac… Te przegrane bitwy nie maja juz takiego politycznego wymiaru…
– Nasi zaatakuja wychodzac pewnie z tego lasku – przewidywal wójt gminy Siedlce, Miroslaw Bieniek. I rzeczywiscie, okazal sie doskonalym strategiem. Z lasu wyszla piechota…
– Ognia! – krzyknal dowódca artylerii. Jak nie hukna trzy dziala. Dym spowil pole bitwy. A tu wyrzutnia rakietowa wypalila. I ruszyli w pole nasi woltyzerowie. Zeby sprawdzic, czy „wraza strona” zasadzki jakiejs nie przygotowala. A za woltyzerami wyszla nasza piechota. I na nia bateria skierowala swe salwy. A tu z lewej strony kolejna kolumna wojsk polskich. Ani drgna, tylko równym krokiem na Rosjan maszeruja. I co chwila kieruja na nich salwy ze swoich karabinów.
I pewnie by za chwile baterie zdobyli, ale… zachcialo im sie branek. Wzieli kilka, a ze w poblizu bele z sianem byly, to szyki nasze sie rozpadly, calkiem sie zmieszaly… Dowódcy jednak wojsko okielznali i bitwa na nowo rozgorzala. Na tasaki, na bagnety, na kolby, wrecz… Zabici i ranni zaczeli pole bitwy scielic. I pierwsze dzialo Rosjan zdobyte, a dwa pozostale ucieczka sie salwuja. I zwyciestwo coraz blizej. I czapki w góre. Rosjanie pod Iganiami (a sciagnelo ich tu kilkanascie tysiecy) pobici!
W przyszlym roku wojska generala Pradzynskiego i generala Rosena zmierza sie nad siedleckim zalewem po raz kolejny. Bitwa ma byc jeszcze bardziej zacieta, ale jedno jest pewne. Zwyciestwo znów bedzie nasze!