Kilku mieszkanców wsi Poschla w gminie Parysów od wielu lat nie moze sie doprosic zalozenia wodociagu. Wode musza przywozic ze zwirowni, nie maja jej nawet na herbate czy do prania.
– W takich warunkach trudno zyc – mówia zgodnie. Co ciekawe, jednemu z mieszkanców juz osiem lat temu obiecano zalozenie wodociagu.
Poniósl on niemale koszty, a realizacji obietnic doczekac sie nie moze.
Metalowa beczka miesci okolo 60 wiader. Zeby ja napelnic, trzeba pojechac na teren dawnej zwirowni. Tam jest staw. Ciagnik musi stanac na skraju skarpy. Jedna osoba staje na dole, tuz przy lustrze wody, napelnia wiadra i podaje je drugiej – stojacej na górze. I tak codziennie – minimum 60 wiader.
– Kiedys to jeszcze moglam pomóc – mówi starsza pani. – Teraz juz rece slabe i wiadra do góry nie podniose.
Marza o poidlach
Stanislaw Pietrasik jest jednym z najwiekszych gospodarzy
w Poschle. Ma 16 krów i cala obore swin. Cale to „towarzystwo” musi napoic. Ale czym, skoro w studni dno widac? – Czasem az nie mozna sluchac, jak sie wjezdza na podwórko, a krowy rycza z pragnienia – mówi gospodarz. – Na raty musimy je poic. – A jakby byl wodociag, to i poidla by sie zalozylo – rozmarza sie jego matka.
Wiecej w papierowym wydaniu TS