„Niemożliwe nie istnieje” – to hasło sportu paraolimpijskiego. Niepełnosprawni olimpijczycy każdego dnia wcielają je w życie. Inspirują świat do podejmowania walki z przeciwnościami losu, choćby nie wiadomo jak były dotkliwe. Pochodzący z Ryczycy w gminie Kotuń, a obecnie mieszkaniec Trąbek w powiecie garwolińskim – Michał Dąbrowski jest na to doskonałym przykładem.
Pierwsza tragedia
Pan Michał dziesięć lat temu uległ poważnemu wypadkowi. Złamał kręgosłup i stracił władzę w nogach.
– Spadłem z dużej wysokości, gdy budowałem z teściem garaż. To był mój błąd – przyznaje 37-latek. – Pierwsze miesiące po wypadku były bardzo trudne. Jak u każdego, kto się w taki sposób połamał. Proces adaptacji do nowej sytuacji wymaga czasu. Niektórym nigdy się to nie udaje. W teorii są instytucje, które w takich sytuacjach pomagają, ale w praktyce nie wygląda to zbyt kolorowo. Najważniejsze jest mieć przy sobie bliskie osoby. Mnie w końcu udało się zaakceptować niepełnosprawność.
Przed wypadkiem pan Michał pracował w zakładzie produkującym szkło. Prowadził spokojne, poukładane życie.
– Było osiem godzin pracy, po których wracało się zmęczonym do domu i zasiadało na kanapie przed telewizorem. Człowiek żył w systemie praca, dom, praca, dom. Paradoksalnie niepełnosprawność otworzyła mi nowe możliwości. Wszystko dzięki żonie, która pchnęła mnie ku sportowi. Początkowo byłem bardzo niechętny, ale z czasem połknąłem bakcyla – wspomina mieszkaniec Trąbek.
Pan Michał rozpoczął treningi w Stowarzyszeniu Szermierka Wołomin. Szybko okazało się, że ma dryg do szermierki. W tej chwili może poszczycić się wieloma medalami mistrzostw Polski, a jako reprezentant kraju sięgał też po krążki mistrzostw Europy i świata. Wywalczył kwalifikację do udziału w tegorocznych Igrzyskach Paraolimpijskich w Paryżu. Wszystko jednak stanęło pod dużym znakiem zapytania…
Druga tragedia
– Myślałem, że nic już gorszego od złamanego kręgosłupa nie może mnie spotkać. A tu taka „niespodzianka”… – mówi przygnębiony pan Michał.
U szermierza wykryto nowotwór przewodów żółciowych wewnątrzwątrobowych.
– Zaczęło się od kaszlu i innych objawów grypowych. Poszedłem do lekarza pierwszego kontaktu, który przepisał mi antybiotyk. Miałem też problemy z pęcherzem, na co dostałem kolejny antybiotyk. A gdy nie było poprawy – przepisano mi jeszcze jeden. Gdy objawy nie ustępowały, otrzymałem skierowanie do specjalisty – wspomina pan Michał.
Skierowania nie zdążył zrealizować. Z wodobrzuszem trafił na SOR w Garwolinie. Biopsja przeprowadzona w szpitalu w Warszawie potwierdziła nowotwór.
– Jako sportowiec regularnie przechodziłem badania okresowe. Zawsze wychodziły bardzo dobrze, nawet gdy podejrzewałem, że z moim zdrowiem zaczyna się coś złego dziać. Nie wiem, po co są te badania, skoro nic nie wykrywają – mówi rozgoryczony 37-latek.
Szermierz rozpoczął leczenie. Od lekarza dowiedział się, że lek, który może mu pomóc, nie jest niestety refundowany przy tego rodzaju nowotworze.
– To mnie boli najbardziej, gdyż przy innych nowotworach refundacja tego leku występuje. Dla mnie jest to niedorzeczne – stwierdza pan Michał.
Wlewy leku wiążą się z ogromnymi kosztami, których sportowiec i jego bliscy nie są w stanie samodzielnie pokryć. Potrzebna jest kwota około 850 tys. złotych. Szermierz zorganizował internetową zbiórkę i zwrócił się o wsparcie do ludzi dobrego serca.
– Chciałbym patrzeć, jak dorastają moje dzieci. Chciałbym towarzyszyć żonie w codziennych zmaganiach. I bardzo nie chciałbym ich zostawiać samych – czytamy w opisie zbiórki.
Pierwszą dawkę leku sfinansował Polski Komitet Paraolimpijski. O zebranie funduszy na kolejne trwa walka, w której możemy pomóc. Zbiórka prowadzona jest pod adresem: pomagam.pl/33a647.
W sobotę 24 lutego od godz. 9 w Galerii Siedlce odbywać będzie się kiermasz ciast pod hasłem „Zbieramy na leczenie Michała”. Zachęcamy do uczestnictwa!