REKLAMA
9 C
Siedlce
Reklama

Pedagogika w blasku księżyca

Ojcowie nie poświęcają wiele czasu swym dzieciom. Tłumaczą, że mają już tyle spraw na głowie i tyle problemów z codziennym zapewnianiem bytu rodzinie, że dzieci muszą poczekać.

Statystyki podają, że ojcowie spędzają z dziećmi tyle czasu dziennie, ile potrzeba na wypalenie jednego papierosa. 
Takim postawom przeciwstawia się Marcin Rychta z Łukowa, który wziął udział w konkursie Fundacji Komunikacji Społecznej i magazynu „Rodzice” na projekty twórczego spędzania czasu z dziećmi. Pan Marcin jest osobą skromną i twierdzi, że w konkursie nie został zauważony. Ze wspomnianej Fundacji otrzymaliśmy jednak informację, że na konkurs nadesłał wyjątkowy, bajkowo-poetycki opis wymyślonej przez siebie i przeprowadzonej zabawy.

Taty credo wychowawcze Marcin Rychta jest ojcem pięcioletniego Artura i pięciomiesięcznego Bartoszka. Na co dzień sporo pracuje i mógłby dołączyć do grupy ojców składających sprawy związane z opieką i wychowaniem malców na barki swych żon, rodziców albo teściów. Mógłby, ale nie chciał i nie chce. – Każdy czas poświęcony dziecku jest kreatywny. To moje pedagogiczne credo – informuje M. Rychta. – Nie wyniosłem go ze szkół. Ono wypływa z rodzicielskiej miłości i odpowiedzialności. Niezależnie od tego, czy czas poświęca się na rozmowę, wymyślanie wspólnej zabawy, czy choćby tylko jest się przy dziecku, obserwując je i doceniając jego postępującą samodzielność. Kreacja to tworzenie. Jak możemy „tworzyć” własne dzieci, nie poświęcając im czasu? Szybko buduje się tylko prowizorki, a w wychowaniu dzieci dla wielu rodziców doba jest za krótka. Ciężko godzić wszystkie obowiązki i ofiarnie „budować” dzieci. Niemniej warto czas dla swoich pociech traktować priorytetowo. Każde dziecko jest jak gąbka, chłonie wszystko. Rodzice powinni postarać się o to, by ich potomstwo chłonęło to, co najlepsze. Konkurs z przymrużeniem oka Do udziału w konkursie Fundacji Komunikacji Społecznej „Bycie tatą to działanie każdego dnia” M. Rychta przystąpił za namową swej żony, prenumeratorki miesięcznika „Rodzice”. To stamtąd oboje dowiedzieli się o tym, że można opisać ciekawą zabawę zorganizowaną dla dzieci. Pan Marcin wszelkiego typu promocje, konkursy czy loterie traktuje z przymrużeniem oka, co czyni go podobnym do wielu innych mężczyzn. Różnice uwidoczniły się w chwili, gdy M. Rychta dowiedział się, że dzięki konkursowi będzie można zwrócić uwagę na rolę wychowania i relacji między rodzicami a dziećmi. Celem konkursu było promowanie kreatywnego i twórczego spędzania czasu z dziećmi. Liczyły się więc nie tylko talent literackie, ale i pedagogiczne. – Skąd pojawił się pomysł zorganizowania dla pańskiego syna zabawy w „polowanie na księżyc”? Skąd pojawiły się wzorce do podejmowania działań dających możliwość wytłumaczenia dziecku w przerwie między łowami podstawowych prawideł z zakresu nauk przyrodniczych czy nawet filozoficznych? – zadałem pytanie rozmówcy. – Wśród dzieci jest więcej astronomów niż się dorosłym wydaje. Emocje, jakie wzbudzają księżyc czy gwiazdy, nie są obce i dorosłym. A zabawę można stworzyć ze wszystkiego i wszystko obrócić w zabawę. „Polowanie na księżyc” może być świetnym pretekstem dla każdego zapracowanego rodzica, aby zaczerpnąć łyk świeżego powietrza. Co do autorstwa, to z moim „polowaniem” jest jak z „ciuciubabką”. Wszyscy się bawią, a nie wiadomo, kto wymyślił ją pierwszy. Wzorce do właściwego organizowania zabawy synom czerpię od znajomych… Miś Uszatek, Papa Smurf, Kubuś Puchatek… Pierwsza liga. Nie starczyłoby miejsca, by wszystkich tu wymienić. Wyruszamy na łowy Zanim wyruszy się na polowanie, do wyprawy trzeba się przygotować. Im dłużej i solidniej, tym lepiej. Ale jak twierdzi pan Marcin, ze zwykłego „odstrzelenia księżyca” też będzie dużo radości w oczach synów. – Nawet jeśli polowanie będzie trwało kilka minut. Najważniejszy jest spacer i rozmowa z dzieckiem. Trzeba wypatrzeć na niebie księżyc. W miejskiej zabudowie niekiedy jest to trudne, ale warto poświęcić trochę energii na poszukiwania. Jak się już go wytropi, można spróbować do niego zakraść się, dojść, dobiec. Nasze dzieci zaczną pytać, jak to się dzieje, że srebrzysta kula ucieka właśnie wtedy, kiedy „myśliwi” podążają do niej i zatrzymuje się dokładnie wtedy, kiedy „myśliwi” przestają za nią iść. Trzeba umieć dziecku w prosty sposób opowiedzieć, jak to jest. Ot i wszystko. Trzeba tylko uważać, by spacer z zadartą do góry głową i spieszącymi się nóżkami nie zostawił dzieciom niemiłych pamiątek na kolanach. Dla nieco starszych polecam wersję polowania na rowerze – opowiada M. Rychta. – Jestem przekonany, że wielu rodziców wykorzystuje księżyc jako obiekt zabawy z dziećmi. Jedni wypatrują na nim przecież Twardowskiego z szabelką, inni, kiedy jest w pełni, opowiadają nawet pociechom o wilkołakach. Męska rozmowa Jak to się stało, że rola ojca w rodzinie sprowadza się dziś często do zarabiania pieniędzy na utrzymanie? Że nie widać ojców w procesie wychowania? Nawet szkoły ponadgimnazjalne są prawie całkowicie sfeminizowane. Po części taką sytuację mogą usprawiedliwiać realia ostatnich lat. Praca zawodowa jest obecnie bardzo absorbująca. – Każdy rodzic chciałby uchylić nieba swoim dzieciom. Niestety, często, aby zaspokoić podstawowe potrzeby rodziny, rodzice nie mogą sobie pozwolić na korzystanie z komfortu ośmiogodzinnego dnia pracy. I w ten sposób ojcowie, chcąc nie chcąc, stają się głównie zarabiaczami pieniędzy. Ale trzeba się postarać, by ten fakt w żaden sposób nie odciskał się negatywnie na rodzinnych relacjach. Czy czas na alarm dla ojców? Może na razie ogłośmy alert. Wszystkim rodzicom życzę determinacji i sukcesów w walce o czas dla dzieci i wyłącznie pozytywnych niespodzianek z ich strony – zakończył pan Marcin.

Marcin Rychta jest ojcem pięcioletniego Artura i pięciomiesięcznego Bartoszka. Na co dzień sporo pracuje i mógłby dołączyć do grupy ojców składających sprawy związane z opieką i wychowaniem malców na barki swych żon, rodziców albo teściów. Mógłby, ale nie chciał i nie chce. – Każdy czas poświęcony dziecku jest kreatywny. To moje pedagogiczne credo – informuje M. Rychta. – Nie wyniosłem go ze szkół. Ono wypływa z rodzicielskiej miłości i odpowiedzialności. Niezależnie od tego, czy czas poświęca się na rozmowę, wymyślanie wspólnej zabawy, czy choćby tylko jest się przy dziecku, obserwując je i doceniając jego postępującą samodzielność. Kreacja to tworzenie. Jak możemy „tworzyć” własne dzieci, nie poświęcając im czasu? Szybko buduje się tylko prowizorki, a w wychowaniu dzieci dla wielu rodziców doba jest za krótka. Ciężko godzić wszystkie obowiązki i ofiarnie „budować” dzieci. Niemniej warto czas dla swoich pociech traktować priorytetowo. Każde dziecko jest jak gąbka, chłonie wszystko. Rodzice powinni postarać się o to, by ich potomstwo chłonęło to, co najlepsze. Do udziału w konkursie Fundacji Komunikacji Społecznej „Bycie tatą to działanie każdego dnia” M. Rychta przystąpił za namową swej żony, prenumeratorki miesięcznika „Rodzice”. To stamtąd oboje dowiedzieli się o tym, że można opisać ciekawą zabawę zorganizowaną dla dzieci. Pan Marcin wszelkiego typu promocje, konkursy czy loterie traktuje z przymrużeniem oka, co czyni go podobnym do wielu innych mężczyzn. Różnice uwidoczniły się w chwili, gdy M. Rychta dowiedział się, że dzięki konkursowi będzie można zwrócić uwagę na rolę wychowania i relacji między rodzicami a dziećmi. Celem konkursu było promowanie kreatywnego i twórczego spędzania czasu z dziećmi. Liczyły się więc nie tylko talent literackie, ale i pedagogiczne. – Skąd pojawił się pomysł zorganizowania dla pańskiego syna zabawy w „polowanie na księżyc”? Skąd pojawiły się wzorce do podejmowania działań dających możliwość wytłumaczenia dziecku w przerwie między łowami podstawowych prawideł z zakresu nauk przyrodniczych czy nawet filozoficznych? – zadałem pytanie rozmówcy. – Wśród dzieci jest więcej astronomów niż się dorosłym wydaje. Emocje, jakie wzbudzają księżyc czy gwiazdy, nie są obce i dorosłym. A zabawę można stworzyć ze wszystkiego i wszystko obrócić w zabawę. „Polowanie na księżyc” może być świetnym pretekstem dla każdego zapracowanego rodzica, aby zaczerpnąć łyk świeżego powietrza. Co do autorstwa, to z moim „polowaniem” jest jak z „ciuciubabką”. Wszyscy się bawią, a nie wiadomo, kto wymyślił ją pierwszy. Wzorce do właściwego organizowania zabawy synom czerpię od znajomych… Miś Uszatek, Papa Smurf, Kubuś Puchatek… Pierwsza liga. Nie starczyłoby miejsca, by wszystkich tu wymienić. Zanim wyruszy się na polowanie, do wyprawy trzeba się przygotować. Im dłużej i solidniej, tym lepiej. Ale jak twierdzi pan Marcin, ze zwykłego „odstrzelenia księżyca” też będzie dużo radości w oczach synów. – Nawet jeśli polowanie będzie trwało kilka minut. Najważniejszy jest spacer i rozmowa z dzieckiem. Trzeba wypatrzeć na niebie księżyc. W miejskiej zabudowie niekiedy jest to trudne, ale warto poświęcić trochę energii na poszukiwania. Jak się już go wytropi, można spróbować do niego zakraść się, dojść, dobiec. Nasze dzieci zaczną pytać, jak to się dzieje, że srebrzysta kula ucieka właśnie wtedy, kiedy „myśliwi” podążają do niej i zatrzymuje się dokładnie wtedy, kiedy „myśliwi” przestają za nią iść. Trzeba umieć dziecku w prosty sposób opowiedzieć, jak to jest. Ot i wszystko. Trzeba tylko uważać, by spacer z zadartą do góry głową i spieszącymi się nóżkami nie zostawił dzieciom niemiłych pamiątek na kolanach. Dla nieco starszych polecam wersję polowania na rowerze – opowiada M. Rychta. – Jestem przekonany, że wielu rodziców wykorzystuje księżyc jako obiekt zabawy z dziećmi. Jedni wypatrują na nim przecież Twardowskiego z szabelką, inni, kiedy jest w pełni, opowiadają nawet pociechom o wilkołakach. Jak to się stało, że rola ojca w rodzinie sprowadza się dziś często do zarabiania pieniędzy na utrzymanie? Że nie widać ojców w procesie wychowania? Nawet szkoły ponadgimnazjalne są prawie całkowicie sfeminizowane. Po części taką sytuację mogą usprawiedliwiać realia ostatnich lat. Praca zawodowa jest obecnie bardzo absorbująca. – Każdy rodzic chciałby uchylić nieba swoim dzieciom. Niestety, często, aby zaspokoić podstawowe potrzeby rodziny, rodzice nie mogą sobie pozwolić na korzystanie z komfortu ośmiogodzinnego dnia pracy. I w ten sposób ojcowie, chcąc nie chcąc, stają się głównie zarabiaczami pieniędzy. Ale trzeba się postarać, by ten fakt w żaden sposób nie odciskał się negatywnie na rodzinnych relacjach. Czy czas na alarm dla ojców? Może na razie ogłośmy alert. Wszystkim rodzicom życzę determinacji i sukcesów w walce o czas dla dzieci i wyłącznie pozytywnych niespodzianek z ich strony – zakończył pan Marcin.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

  • Tagi
  • N

Najczęściej czytane

Życia mężczyzny nie udało się uratować

Na DW 803 poza obszarem zabudowanym doszło do wypadku. 4...

Tragiczny wypadek w gminie Dobre. Nie żyje 35-letnia kobieta

4 października ok. godz. 8 w miejscowości Rudzienko (gm....

Łuków: Chciał udusić byłą partnerkę

Za usiłowanie zabójstwa odpowie 28-latek, który chciał udusić swoją...

Przemeblowany MPKK Sokołow SA Sokołów Podlaski otworzył sezon zwycięstwem

MPKK Sokołów SA Sokołów Podlaski nie jest już drużyną,...

Seria włamań, właśnie zatrzymano sprawców

Zatrzymano trzech mężczyzn, którzy włamywali się do nowobudowanych domów...

Mistrzowski debiut LKS EkoSport Siedlce – Martyna Dołęga i Oliwia Dang z medalami! (zdjęcia)

Trwają Młodzieżowe Mistrzostwa Polski w podnoszeniu ciężarów, których gospodarzem...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje