REKLAMA
21.9 C
Siedlce
Reklama

Nadzwyczajne dziecko nam się trafiło

– Początkowo trudno było wmówić sobie, że Beatka jest naszym dzieckiem, potem nauczyłam się ją kochać, a dzisiaj nie wiem, jak mogliśmy bez niej żyć – tak Magda Jaszczuk z Pilawy mówi o siedmioletniej dziewczynce, dla której ponad 6 lat temu utworzyła z mężem rodzinę zastępczą.

Wcześniej małżonkowie z Pilawy nie myśleli nawet, że mogliby wziąć „obce” dziecko. Mieli niespełna roczną córeczkę i ustabilizowane życie, gdy w telewizji obejrzeli reportaż pt. „Centrum Nadziei” ze szpitala w Międzylesiu. W programie mówiono o schorzeniach przebywających tam dzieci. Pokazywano również te porzucone, dla których szukano domu. – I wtedy Beatkę pokazali – mówi Magda Jaszczuk. – Któreś z nas powiedziało: a może ją weźmiemy? To był taki szalony pomysł. Mąż pani Magdy pojechał jednak do szpitala, by dziewczynkę zobaczyć. – A ona siadła mi na kolana, wsadziła place do buzi i zasnęła – wspomina Artur Jaszczuk. – I tak przesiedzieliśmy kilka godzin. Już nie mogłem sobie wyobrazić, że mogę od niej odejść i nigdy nie wrócić. – Zachwyciła nas, chociaż fizycznie wcale nie była ślicznym dzieckiem – dodaje jego żona. – To było takie niewytłumaczalne. Ona po prostu coś w sobie ma.

Na przekór lekarskim diagnozom 

Oprócz niewątpliwego uroku Beatka ma również ciężką chorobę – niedrożność przewodu pokarmowego. Dziewczynce usunięto jelita. Już po ustanowieniu Jaszczuków rodziną zastępczą, mogli ją zabrać ze szpitala do domu, jednak dopiero wtedy, gdy pani Magda nauczyła się karmić Beatkę pozajelitowo. Lekarze musieli wiedzieć, że jej nowa mama umie to robić, gdyż nieprawidłowo wykonany zabieg może się skończyć dla dziecka tragicznie. Sporą część życia Jaszczukowie spędzili z Beatką w szpitalu. Teraz dziewczynka dochodzi do zdrowia po kilku ciężkich operacjach. Rany ciężko się goją, występują nieoczekiwane krwawienia. A Beatka? – Ona mówi, że wie, iż lekarze niewiele jej teraz mogą pomóc – mówi pani Magda. – Sama twierdzi, że teraz to tylko Bóg jej może pomoc. Bo dzieci z ciężkimi chorobami są dużo dojrzalsze od tych zdrowych. Może wpływa tak na nie atmosfera szpitala, a może to, że ciągle przebywają wśród dorosłych? – Ona strasznie cierpi – mówi pan Artur. – Sama nie wiem, czy dałabym radę przejść to, przez co ona przechodzi – dodaje pani Magda. – Dzięki niej wiem, że moje choroby to żadne choroby. Siedmioletnia dziewczynka ma na oddziale misia, który też jest odżywiany pozajelitowo. Nawet jest „podłączony” do tych samych co ona aparatur. 

Gdy Beatka pojawiła się w domu państwa Jaszczuków, miała rok i cztery miesiące. Jaszczukowie mieli jednak kilka chwil zwątpienia. – Chociaż formalności poszły jak z płatka – mówi pani Magda – to jednak czasami zastanawialiśmy się, czy dobrze robimy i czy strasznie nas zmartwi decyzja sądu, jeśli nam jej nie przyznają. Gdy Beatka była w domu, wszystko układało się dobrze. Nawet początkowe obawy rodziny, czy Magda i Artur sobie poradzą, okazały się bezpodstawne. Kłopoty pojawiły się, gdy Beatka coraz częściej zaczęła chorować. – Gdy ją braliśmy, lekarze twierdzili, że jej stan jest dobry – mówi pani Magda. – Teraz się sami dziwią, że sytuacja jest taka zła. – Z drugiej strony ordynator kliniki, w której nasza córka przebywa, powiedział, że tak naprawdę Beatka żyje teraz, chociaż lekarze nie dają jej zbyt dużych szans – dodaje pan Artur. – Były takie operacje, na które lekarze szli ze schylonymi głowami, nie wiedząc, czy dadzą radę ją potem wybudzić. A ona, mimo takich rokowań, wylizywała się z kolejnych powikłań. – Na tym oddziale zauważyłam, że dzieci, które mają rodziców, starają się żyć dla nich – dodaje jego żona. – Jak ją braliśmy, wiedzieliśmy, jak straszna jest jej choroba. Stwierdziliśmy jednak, że nawet jeśli ma niedługo skończyć życie, to w naszych ramionach, nie sama w szpitalnym łóżku. Teraz życie państwa Jaszczuków toczy się między szpitalem a domem. Ich starsza córka, Dagmarka ma już czasami tego dość, ale dzielnie znosi rozstania. 

Ja ją tylko zobaczę… 

Beatka wie, że Jaszczukowie nie są jej biologicznymi rodzicami. Oni nie zamierzali tego ukrywać, ale decyzję o wyjawieniu prawdy musieli podjąć dość nagle, gdy w szpitalu ktoś „życzliwy” nagle uświadomił dziewczynkę. Kiedy kilkulatka ich o to zapytała, oni nie zaprzeczyli. – Powiedzieliśmy po prostu, że jej biologiczna mama nie była w stanie jej wychować i dlatego robimy to my – mówi pani Magda. – Obiecaliśmy też, że kiedyś pojedziemy do niej. Beatka czeka na to spotkanie. Zastanawia się, jakie mama ma włosy i oczy. Jej plan jest jednak prosty – pojechać, obejrzeć mamę i wrócić do domu w Pilawie. – Tamta kobieta dużo straciła, oddając Beatkę – wzdycha pan Artur. – Nadzwyczajne dziecko nam się trafiło – wtóruje mu żona. W przypadku rodziny zastępczej jest jeszcze jeden aspekt – finansowy. Jaszczukowie nie ukrywają, że bez tego wsparcia nie mogliby sobie poradzić, szczególnie w momentach, gdy na same leki dla Beatki „szło” 2 tysiące złotych. – Zresztą chyba początkowo niektórzy ludzie sądzili, że wzięliśmy dziecko, żeby mieć pieniądze – mówi pani Magda. – A przecież to nie tak! Czy po siedmiu latach życia z Beatką podjęliby taką decyzję? – Tak! – bez wahania odpowiadają oboje. Zachęcają też do tworzenia rodzin zastępczych. – Taki krok trzeba sto razy przemyśleć – mówi pani Magda. – To nie może być zbyt emocjonalna decyzja, bo emocje miną, a problemy pozostaną.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

  • Tagi
  • N

Najczęściej czytane

Śmiertelne zderzenie w Mlęcinie (aktualizacja)

18 czerwca ok. godz. 18 w miejscowości Mlęcin na skrzyżowaniu drogi powiatowej 2212W Jakubów-Dobre z drogą gminną doszło do zderzenia dwóch samochodów osobowych.

Staczający się autobus przygniótł mężczyznę

Przed godz. 13 w Mokobodach kierujący autobusem próbował zatrzymać...

Śmiertelny wypadek na Terespolskiej

Na ul. Terespolskiej doszło do zderzenia samochodu osobowego z motocyklistą.

Zginął młody mężczyzna. Wybuchy w stodole – nowe fakty!

W pożarze drewnianej stodoły w Ryczycy (gm. Kotuń) zginął 20-letni...

Ostatnie pożegnanie Artura Kozłowskiego

Znana jest już data uroczystości pogrzebowych Artura Kozłowskiego -...

Zabójstwo w centrum Siedlec „Pozbawiłem go życia i proszę o uniewinnienie”

Ruszył proces przeciwko 24-letniemu Dominikowi, który zabił przypadkowego przechodnia w centrum Siedlec. Swoją 61-letnią ofiarę uderzył w głowę kamieniem. Odszedł z miejsca zbrodni, a potem ukradł kurtkę i czapkę Mikołaja, by dokonać kolejnej kradzieży w markecie. 24-latkowi grozi dożywocie.

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje