REKLAMA
17.5 C
Siedlce
Reklama

Bohaterem jest mój dawca…

Policjanci wzięli Kamila za ręce i nogi, kilka kilometrów nieśli przez krzaki i chaszcze. Chłopak był tak wycieńczony, że nie mógł iść sam. Co jakiś czas odzyskiwał świadomość i coś mówił do nich. Raz miało to sens, innym razem były to majaczenia chorego człowieka. Gdyby jednak Robert Kęder w porę nie znalazł 25-letniego Kamila, teraz moglibyśmy tylko napisać o jego śmierci…

Kamil przyjechał ze Śląska do jednego z ośrodków w Wildze. Przez jakiś czas był spokojny, potem jego zachowanie zaczęło być dziwne. Coś mu się wydawało, robił rzeczy, których normalnie się nie robi. W końcu kierownik ośrodka poprosił go na rozmowę. Wtedy Kamil przyznał, że jest chory i się leczy. W ośrodku nie było jednak dla niego miejsca. Poproszono go o opuszczenie placówki.

Znalazł się plecak, chłopaka nie było
Chłopak podobno zapewniał, że wraca do domu. Z ośrodka wyszedł w sobotę, 4 sierpnia. Cztery dni później jego matka na śląskim komisariacie zgłosiła, że od kilku dni nie ma kontaktu z synem. Garwolińscy policjanci zostali poproszeni o sprawdzenie, czy przebywa on w ośrodku. Okazało się, że tam go nie ma. W dodatku jedna z mieszkanek Wilgi przyniosła na miejscowy posterunek plecak Kamila. W nim było wszystko: rzeczy chłopaka, pieniądze i lekarstwa. – Wtedy wiedzieliśmy, że nie jest dobrze – przyznaje Marek Świszcz, komendant powiatowy policji w Garwolinie. – Młody człowiek najwyraźniej potrzebował pomocy. Poszukiwania rozkręciły się wtedy na dobre. Brało w nich udział kilkudziesięciu strażaków i policjantów. Wilga o tej porze roku to miejscowość, w której jest dużo turystów. We wszystkich ośrodkach policjanci pytali, czy ktoś nie widział chłopaka. Ludzie przyznawali, że widzieli: na ulicy lub nad kąpieliskiem Morskie Oko. Potem jednak przepadł jak kamień w wodę. A wokół Wilgi płynie Wisła, jest mnóstwo lasów… 

Trzeba nam więcej takich bohaterów! 
Tymczasem w piątek, 10 sierpnia, pan Robert Kęder udał się na ryby. Wybrał łowisko w starorzeczu Wisły, jednym z najdzikszych odcinków rzeki. Bardzo trudno się tam dostać. Można dopłynąć i przedzierać się przez krzaki albo kilka kilometrów iść ścieżkami, którymi chodzą tylko zwierzęta. Do tego miejsca trafia bardzo mało ludzi, bo droga jest tylko dla wytrwałych. W pewnym momencie pan Robert zobaczył chłopaka. – Ktoś stał w krzakach na wpół pochylony, głowa i ręce luźno mu zwisały – mówi pan Robert. – Nawet nie sprawiał wrażenia, że to człowiek, po prostu wtapiał się w dziką naturę. Sam byłem przerażony tym widokiem. Zapytałem go: kolego, co ty tutaj robisz? – Stoję – odpowiedział mi. Potem wędkarz zaczął z nim rozmawiać, ale Kamil rzucał przekleństwami, tak jakby chciał się go pozbyć. Ten się wycofał. Całą noc myślał o tym, co widział. – Nie wiedziałem, czy zgłosić to policji – mówi R. Kęder. – To, co zobaczyłem, było dziwne, ale pomyślałem, że przecież każdy tam może pójść i stać. To miejsce absolutnie odludne i mógł tam pójść odpoczywać. W końcu jednak zadzwoniłem na policję. W trakcie rozmowy z dyżurnym okazało się, że człowiek nad rzeką to prawdopodobnie chłopak, którego policja szuka od kilku dni. Od razu policjanci z panem Robertem poszli we wskazane miejsce. Znaleźli chłopaka kilkadziesiąt metrów dalej. Leżał i pił wodę z Wisły. Nie mógł już chodzić. Był boso, jedynie w spodniach, plecy miał spalone przez słońce. Był skrajnie wycieńczony.

 – Pan Robert uratował Kamilowi życie – jasno stwierdza komendant M. Świszcz. – Kolejnej nocy w takiej głuszy ten chłopak by po prostu nie przeżył. On potrzebował natychmiastowej pomocy lekarskiej. Został znaleziony w ostatniej chwili. Sam R. Kęder uważa, że nie zrobił niczego niezwykłego. – To nie ja uratowałem tego chłopaka, tylko mój dawca – mówi R. Kęder. – Siedem lat temu miałem przeszczepioną wątrobę. Gdyby nie osoba, od której pobrano organy, ja też bym już dawno nie żył. Widocznie stworzył się łańcuszek ludzi dobrej woli. Dzięki operacji mam dwoje cudownych dzieci. Ona pozwoliła mi na nowo smakować życie. R. Kęder mówi jednocześnie o tym, że podziwia postawę policjantów. – Oni są tutaj prawdziwymi bohaterami – mówi R. Kęder. – Widziałem, jak się poświęcali, by odnaleźć tego człowieka. I nieważne dla nich było, że pracują po godzinach i muszą rezygnować z rodzinnego życia. Komendant M. Świszcz dodaje: – Kamień spadł nam z serca, gdy Kamil się odnalazł. I jestem bardzo wdzięczny panu Robertowi za to, co zrobił. Potrzeba nam więcej ludzi tak wyczulonych na czyjąś krzywdę. Komendant osobiście podziękował R. Kęderowi za uratowanie Kamila.
Imię chłopaka zostało zmienione.

Chłopak podobno zapewniał, że wraca do domu. Z ośrodka wyszedł w sobotę, 4 sierpnia. Cztery dni później jego matka na śląskim komisariacie zgłosiła, że od kilku dni nie ma kontaktu z synem. Garwolińscy policjanci zostali poproszeni o sprawdzenie, czy przebywa on w ośrodku. Okazało się, że tam go nie ma. W dodatku jedna z mieszkanek Wilgi przyniosła na miejscowy posterunek plecak Kamila. W nim było wszystko: rzeczy chłopaka, pieniądze i lekarstwa. – Wtedy wiedzieliśmy, że nie jest dobrze – przyznaje , komendant powiatowy policji w Garwolinie. – Młody człowiek najwyraźniej potrzebował pomocy. Poszukiwania rozkręciły się wtedy na dobre. Brało w nich udział kilkudziesięciu strażaków i policjantów. Wilga o tej porze roku to miejscowość, w której jest dużo turystów. We wszystkich ośrodkach policjanci pytali, czy ktoś nie widział chłopaka. Ludzie przyznawali, że widzieli: na ulicy lub nad kąpieliskiem Morskie Oko. Potem jednak przepadł jak kamień w wodę. A wokół Wilgi płynie Wisła, jest mnóstwo lasów… Tymczasem w piątek, 10 sierpnia, pan Robert Kęder udał się na ryby. Wybrał łowisko w starorzeczu Wisły, jednym z najdzikszych odcinków rzeki. Bardzo trudno się tam dostać. Można dopłynąć i przedzierać się przez krzaki albo kilka kilometrów iść ścieżkami, którymi chodzą tylko zwierzęta. Do tego miejsca trafia bardzo mało ludzi, bo droga jest tylko dla wytrwałych. W pewnym momencie pan Robert zobaczył chłopaka. – Ktoś stał w krzakach na wpół pochylony, głowa i ręce luźno mu zwisały – mówi pan Robert. – Nawet nie sprawiał wrażenia, że to człowiek, po prostu wtapiał się w dziką naturę. Sam byłem przerażony tym widokiem. Zapytałem go: kolego, co ty tutaj robisz? – Stoję – odpowiedział mi. Potem wędkarz zaczął z nim rozmawiać, ale Kamil rzucał przekleństwami, tak jakby chciał się go pozbyć. Ten się wycofał. Całą noc myślał o tym, co widział. – Nie wiedziałem, czy zgłosić to policji – mówi R. Kęder. – To, co zobaczyłem, było dziwne, ale pomyślałem, że przecież każdy tam może pójść i stać. To miejsce absolutnie odludne i mógł tam pójść odpoczywać. W końcu jednak zadzwoniłem na policję. W trakcie rozmowy z dyżurnym okazało się, że człowiek nad rzeką to prawdopodobnie chłopak, którego policja szuka od kilku dni. Od razu policjanci z panem Robertem poszli we wskazane miejsce. Znaleźli chłopaka kilkadziesiąt metrów dalej. Leżał i pił wodę z Wisły. Nie mógł już chodzić. Był boso, jedynie w spodniach, plecy miał spalone przez słońce. Był skrajnie wycieńczony. – Pan Robert uratował Kamilowi życie – jasno stwierdza komendant M. Świszcz. – Kolejnej nocy w takiej głuszy ten chłopak by po prostu nie przeżył. On potrzebował natychmiastowej pomocy lekarskiej. Został znaleziony w ostatniej chwili. Sam R. Kęder uważa, że nie zrobił niczego niezwykłego. – To nie ja uratowałem tego chłopaka, tylko mój dawca – mówi R. Kęder. – Siedem lat temu miałem przeszczepioną wątrobę. Gdyby nie osoba, od której pobrano organy, ja też bym już dawno nie żył. Widocznie stworzył się łańcuszek ludzi dobrej woli. Dzięki operacji mam dwoje cudownych dzieci. Ona pozwoliła mi na nowo smakować życie. R. Kęder mówi jednocześnie o tym, że podziwia postawę policjantów. – Oni są tutaj prawdziwymi bohaterami – mówi R. Kęder. – Widziałem, jak się poświęcali, by odnaleźć tego człowieka. I nieważne dla nich było, że pracują po godzinach i muszą rezygnować z rodzinnego życia. Komendant M. Świszcz dodaje: – Kamień spadł nam z serca, gdy Kamil się odnalazł. I jestem bardzo wdzięczny panu Robertowi za to, co zrobił. Potrzeba nam więcej ludzi tak wyczulonych na czyjąś krzywdę. Komendant osobiście podziękował R. Kęderowi za uratowanie Kamila.Imię chłopaka zostało zmienione.

2 KOMENTARZE
  1. Kierownik ośrodka nie popisał się za to
    mógł się wykazać większą pomysłowością, skoro chłopak przyznał, że choruje i się leczy powinien zawiadomić kogoś z rodziny bądź nawet wezwać pogotowie widząc dziwne zachowanie a nie poprosic go o opuszczenie ośrodka..

  2. czy na pewno kierownik ośrodka?
    No tak, a gdzie była rodzina? Chłopak wyjechał do ośrodka medytacyjnego, a jasne jest, że intensywna praktyka medytacji nie jest zalecana osobom ze schorzeniami psychicznymi. To duży trud dla osób silnych psychicznie, a co dopiero dla kogoś, kto cierpi na tak poważne zaburzenia. Wydaje mi się, że kierownik w porę zauważył dziwne zachowanie chłopaka i słusznie poprosił go o opuszczenie ośrodka, aby jego stan się nie pogorszył. I nie jest to dyskryminacja, próba pozbycia się problemu (co sugeruje autorka tekstu, która – jak sądzę- potraktowała temat zbyt płytko) ale tak dyktuje rozsądek. Nikt nie przyjmie przecież osoby zaburzonej np. do kontemplacyjnego klasztoru katolickiego, gdzie wielka ilość ciszy, skupienia w przypadku takiej osoby może tylko zaszkodzić. Wydaje mi się, że to podobna sytuacja do tych, jakie możne spotkać na koloniach, kiedy rodzice wysyłając dzieci zatajają ich problemy zdrowotne a później nagle pojawiają się jakieś ataki astmy, alergie itd., z którymi problemy mają później wychowawcy. Gdyby wychowawca wiedział, miałby szansę otoczyć dziecko opieką. Rodzina chorego powinna wiedzieć, co jest dla niego niewskazane. Chory powinien żyć w kraju, w którym nie musi się obawiać przyznania się do swojej choroby.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

  • Tagi
  • N

Najczęściej czytane

Śmiertelne zderzenie w Mlęcinie (aktualizacja)

18 czerwca ok. godz. 18 w miejscowości Mlęcin na skrzyżowaniu drogi powiatowej 2212W Jakubów-Dobre z drogą gminną doszło do zderzenia dwóch samochodów osobowych.

Listonosz z Łosic uratował życie klienta. „Leżał cały zakrwawiony!”

Niewiele brakowało do tragedii. Na szczęście Radosław Chwedoruk -...

Staczający się autobus przygniótł mężczyznę

Przed godz. 13 w Mokobodach kierujący autobusem próbował zatrzymać...

Dworzec w Siedlcach może zostać Dworcem Roku 2024!

Trwa głosowanie w plebiscycie na „Dworzec Roku 2024”. W finale...

Wypadek na DK2 w Ujrzanowie

Na rondzie w Ujrzanowie doszło do zderzenia dwóch samochodów. Przed...

Śmiertelny wypadek w miejscowości Sionna! Droga nieprzejezdna! (aktualizacja)

Do tragicznego w skutkach zdarzenia doszło kilkadziesiąt minut temu...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje