Wiwat Mościbrody!

Ludzie w podsiedleckich Białkach wylegli przed domy, zgromadzili się wzdłuż drogi i patrzą, co to się dzieje. Gdzie ten cały naród wali? Sznur samochodów ciągnie się przez kilka kilometrów. Praktycznie to wije się jak dżdżownica, z taką jak i ona prędkością. Bo w Mościbrodach dzisiaj wielki festyn.

Golec uOrkiestra czy Lombard to widać ciągle nieprzemijająca atrakcja, mogąca zwabiać takie tłumy ludzi. A jak dodać do tego inne, bardziej swojskie atrakcje, to frekwencja murowana. Tylko łza się trochę w oku kręci, czemu wielbiciele talentu Wojciecha Młynarskiego czy Bohdana Łazuki mieszczą się pod jednym namiotem…? Autobus z Siedlec do Łukowa (o godz. 15.35), powinien przejechać całą trasę w 40 minut. Tyle właśnie zajęło mu dojechanie do… obwodnicy miasta. Korek ciągnie się do samych Mościbród. Kierowcy niektórych samochodów zawracają w kierunku miasta. Nie na wiele zdają się nawet policjanci, którzy we dwóch „ręcznie” sterują ruchem na skrzyżowaniu z obwodnicą. Po przejechaniu 3 kilometrów w 40 minut wysiadam z autobusu i idę do Mościbród pieszo. Autobus zostaje daleko w tyle. Mijam kolejne, tkwiące w korku samochody. A tu w jednym z nich siedzi sam marszałek Adam Struzik… Elegancka limuzyna, ale całkiem bezradna wobec zablokowanej drogi. Przed marszałkiem jego forpoczta. Kierowca proponuje nawet pieszemu żurnaliście podwiezienie. Ale za zakrętem już Mościbrody. A Adam Struzik ciągle w korku.

– Proponowaliśmy marszałkowi, żeby tak przejechać na „kogucie” – dowiaduję się od jednego z działaczy. – Ten jednak stanowczo odmówił. Powiedział, że jak są korki, to dla wszystkich. Dla niego też. I teraz ciągnie się za nami… Dojechał jednak szczęśliwie i on (w końcu objął nad imprezą honorowy patronat, a Urząd Marszałkowski wsparł festiwal sporą kwotą), jak też dziesiątki oficjeli i tysiące zwykłych ludzi spragnionych zabawy i rozrywki. Ilu ich w minioną niedzielę ściągnęło do Mościbród? W ubiegłym roku tłum był szacowany na kilkanaście tysięcy. Na tegorocznej imprezie ludzi jest jeszcze więcej. Potężne parkingi na polach wypełniają się po brzegi. Dziesiątki samochodów zaparkowało w okolicznych lasach. A nad placem przy Zakładach Mięsnych w Mościbrodach unosi się chmura dymu i potężna wrzawa. Golcowie w góralskich pasach i skórzanych butach do kolan (to już chyba element zapożyczony od Trubadurów) zachwalają w przebojowej piosence swoją kwaśnicę. W końcu to idealny repertuar na Festiwal Produktów Regionalnych i Ekologicznych. Kwaśnica pasuje jednak do Tatr. A u nas, na Mazowszu, mamy swoje specjały. Wszyscy przybyli na festyn mogli je kupić lub też skorzystać z darmowej degustacji. 

Było, co kto chciał – od zwykłego chleba ze smalcem i kwaszonym ogórkiem, po wędzonki i oryginalne nalewki. Z iście staropolską gościnnością przyjmował gości Dwór Mościbrody, w którym bawili oficjele. Lud tłoczył się przy scenie, ale to właśnie tam była prawdziwa zabawa. To, co zaczęli Golcowie, skończył „Lombard” i „SKANER”. Z każdą chwilą było coraz bardziej swojsko i ludowo. Ogródki piwne robiły już bokami. Atmosfera ogólnej przyjaźni rozlewała się na tłum. Festiwal był zorganizowany z myślą o promowaniu produktów regionalnych. I rzeczywiście, wystawców było bardzo wielu. Najczęściej niewielkie, rodzinne firmy, chwaliły się swoimi najlepszymi specjałami. – Zaprosiliśmy wystawców nie tylko z województwa mazowieckiego, ale także podlaskiego i lubelskiego – mówi gospodarz imprezy, wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Mazowieckiego, Krzysztof Borkowski. – W tym roku prezentuje się około 100 producentów zdrowej żywności oraz twórców ludowych. To cztery razy tyle, ile podczas ubiegłorocznej imprezy. Choćby po tym widać, jak ważna staje się produkcja tradycyjnej, ekologicznej żywności. To zresztą doskonały interes, ale w naszych warunkach ciągle jeszcze zbyt mało promowany. W Polsce droga do uzyskania stosownego certyfikatu zdrowej żywności jest zdecydowanie za długa. Przepisy są tu zbędną barierą. 

Tymczasem w Unii Europejskiej nie można promować wyrobów narodowych, polskich czy niemieckich, ale tylko regionalne. Musimy się nauczyć to robić, a impreza w Mościbrodach temu właśnie służy. Jest to też okazja, żeby producenci tradycyjnej żywności mogli wręcz zamanifestować, że jest ich coraz więcej i potrzebują określonego wsparcia. O tym, jak wiele mamy do zrobienia i jak bardzo krepują nas nieżyciowe przepisy najlepiej świadczy fakt, że tylko kilka produktów z naszego kraju zyskało odpowiednie certyfikaty UE. W naszym regionie nie zarejestrowano żadnego produktu regionalnego! A to naprawdę wielkie marnotrawstwo, bo wybierać jest w czym. – Naszą specjalnością są choćby wyśmienite i oryginalne produkty z ziemniaków – baba ziemniaczana czy kiszka – dodaje K. Borkowski. – Mamy wyśmienite miody, rewelacyjne nalewki, pieczywo czy wędliny. Tylko ciągle za mało jest tych, którzy o tym wiedzą… Na przyszłorocznym festiwalu publiczności więcej nie będzie, bo więcej się w Mościbrodach nie zmieści… Chyba że imprezę przeniesie się na jakieś lotnisko. Ale gościnne Mościbrody na pewno na to nie pozwolą.