REKLAMA
9.2 C
Siedlce
Reklama

Autokomis, działalność rozrywkowa

Mieszkaniec powiatu łukowskiego od 5,5 roku czeka na należność za sprzedany samochód.
– Może zajęlibyście się moją sprawą, bo już sobie z nią nie radzę – zaproponował pan Franciszek, emerytowany kolejarz, wyciągając z teczki plik dokumentów. – W jednym z łukowskich komisów samochodowych w 2008 r. sprzedałem auto, a pełnej należności nie otrzymałem do dziś.

Co gorsza, niewiele mogę wskórać na policji, w prokuraturze czy w sądzie, bo w dokumentacji wystawionej przez komis, na pierwszy rzut oka, wszystko gra. Za 3-letniego volkswagena golfa pan Franciszek chciał 32 tys. zł, ale zgodził się sprzedać go za 29 tys. Jak twierdzi, do tej pory otrzymał 17 tys. zł.

 

Pokwitowanie in blanco

Franciszek przyszedł do jednego z komisów samochodowych przy ulicy Warszawskiej w Łukowie. Właściciel zarejestrował firmę jako „Autokomis i działalność rozrywkowa”, ponieważ w tym samym miejscu prowadził też bar. Franciszek mówi, że zjawił się w komisie 6 sierpnia 2008 r. – Znałem tę firmę. Kiedyś sprzedałem tam inny samochód. W czasie sierpniowej wizyty spisaliśmy umowę komisową. Pan Zbigniew, właściciel komisu przygotował dokument w jednym egzemplarzu. Powiedział, żeby podpisać w dwóch miejscach. Podpisałem.

Gdy sprawą zajmowały się już sąd oraz prokuratura i miałem wgląd do komisowych dokumentów, zacząłem je analizować. Zauważyłem, że przy druku umowy komisowej było pokwitowanie pieniędzy otrzymanych po sprzedaży pojazdu. Okazało się, że podpisałem je in blanco. To był mój pierwszy błąd.

Czas upływał, a informacji o możliwości sprzedaży samochodu nie było. Za to kilka razy pan Franciszek rozpoznał swój pojazd na ulicach w mieście. Udał się więc do komisu. Właściciela nie zastał, a od pracownika uzyskał informację, że szef najprawdopodobniej pojechał z klientem na próbną jazdę. – Poczekałem, by rozmówić się z właścicielem – mówi pan Franciszek. – Chciałem dowiedzieć się, czy już są osoby zainteresowane autem. Okazało się jednak, że właściciel komisu samochodem jeździł sam po zakupy. Dałem spokój, lecz gdy od chwili wstawienia samochodu do komisu upłynął miesiąc, postanowiłem pojazd odebrać i spróbować szczęścia w innym komisie.

Zgubione kluczyki, obniżka ceny

13 września pojechałem z żoną innym samochodem po swego volkswagena – relacjonuje pan Franciszek. – Był ze mną kierowca, który miał prowadzić auto zabrane z komisu. Oboje stali się świadkami żenującej rozmowy z właścicielem. Okazało się, że nie może mi zwrócić volkswagena, bo… zginęły mu pozostawione przeze mnie komplety kluczyków. Wróciłem do domu zły. Jeszcze tego samego dnia właściciel komisu zatelefonował do mnie, mówiąc, że kluczyki się znalazły. Prosił, abym do niego jeszcze raz przyjechał.

Z informacji emeryta wynika, że przy spotkaniu z właścicielem komisu był tam jeszcze inny mężczyzna, pan Konrad. Właściciel komisu zaproponował Franciszkowi, aby obniżył cenę. Być może wtedy znajdzie się zainteresowany.

Franciszkowi zależało na tym, by transakcja doszła do skutku. Obniżył cenę do 29 tys. zł. Wtedy do rozmowy włączył się pan Konrad. Stwierdził, że gotów jest auto kupić. Komisowi wpłacił 29.400 zł. Tak przynajmniej wynika z dokumentów komisowych. Właściciel komisu przekazał panu Franciszkowi tylko 17 tys. zł.

Potrzebowałem pieniędzy. Zgodziłem się, żeby od razu zapłacono mi 17 tys. złotych, a brakujące 12 tys. później. Pan Zbigniew zapewniał, że pieniądze odda w ciągu tygodnia, dwóch. Nie spisaliśmy aneksu do umowy komisowej. To był mój drugi poważny błąd – wyjaśnia Franciszek.
 

Stary grat zamiast pieniędzy

Oczekując na zapłatę, pan Franciszek dokładnie analizował dokumenty z komisu. Na umowie zauważył przerabianą datę. Z ósemki, oznaczającej sierpień, została zrobiona wrześniowa dziewiątka. – Odkryłem, po co to te przeróbki. Niesprzedany pojazd mogłem bez ponoszenia kosztów odebrać po miesiącu od daty jego przekazania do sprzedaży. Właścicielowi komisu chodziło o to, bym nie zabrał pojazdu we wrześniu. Licząc dni od 6 do 13 września, kiedy chciałem pojazd odebrać, minęłoby ich zaledwie 7, choć rzeczywiście upłynęło 38! Czy to wszystko było ukartowane? – zastanawia się Franciszek.

Emeryt stwierdził też, że w komisie na fakturze wystawionej panu Konradowi, jako datę sprzedaży wpisano nie 13, a 15 września. Skąd ta różnica?

Mijały tygodnie i miesiące. Pieniędzy z komisu nie dostałem. Po upływie roku wysłałem właścicielowi komisu przedsądowe wezwanie do zapłaty. Ale i to nic nie dało. Dlatego wniosłem sprawę o zapłatę należności do sądu, do wydziału cywilnego. Jednocześnie złożyłem do Prokuratury Rejonowej w Łukowie pismo, w którym poinformowałem o możliwości popełnienia przestępstwa przez właściciela komisu. Proces cywilny trwał około 6 miesięcy. Dochodziło do kontrowersji. Z akt sprawy zniknęły na przykład oryginał umowy komisowej i faktura sprzedaży samochodu panu Konradowi. Zgłosiłem to prokuraturze. Toczyło się w tej sprawie odrębne postępowanie, lecz nic nie dało. Ostatecznie stwierdzono brak znamion czynu zabronionego. Podobnie zresztą jak w postępowaniu prokuratorskim, wszczętym z mego wniosku, w związku z podejrzeniem oszustwa. Prokurator zajmujący się tą sprawą prowadził ją tak, że nie raz zastanawiałam się, czy broni ofiary, czy raczej sprawców przestępstwa. Sprawa nie trafiła do sądu. A proces cywilny z braku jednoznacznych dowodów umorzono. Niejasności nie zostały wyjaśnione. Po pięciu i pół roku, jakie minęły od chwili wstawienia mojego samochodu do komisu, nie otrzymałem należnych pieniędzy. Z akt spraw, które analizowałem po ich zakończeniu, wynikało, że w komisie kupiłem za 12 tysięcy zł osiemnastoletni złom, czyli volkswagena passata z 1995 r. Miał mi go sprzedać ojciec pana Konrada, Janusz.

W sądzie nieco inną wersję wydarzeń przedstawił właściciel komisu. Powiedział, że sprzedający volkswagena golfa od razu zgodził się, by różnicę w kwocie 12 tys. zł rozliczyć w naturze. Miał przejąć od pana Janusza jego samochód znajdujący się już wcześniej w autokomisie. – Pan Franciszek nie był zainteresowany korzystaniem z pojazdu otrzymanego w rozliczeniu i polecił mi go sprzedać. Nie znalazłem na pojazd nabywcy, a pan Franciszek zaczął wówczas domagać się wypłacenia mu gotówką 12 tys. zł – mówił pod koniec 2011 r. właściciel komisu.
 

Gdzie jest stary volkswagen?

Pan Franciszek uważa, że się za poszkodowanego w tej sprawie. Sądzi, że wrobiono go w teoretyczne kupno innego pojazdu, aby wobec organów ścigania wykazać, że od nikogo nic mu się już nie należy. – Musiałbym nie mieć rozumu, aby sprzedać prawie nowy samochód, otrzymać za niego połowę ceny i w rozliczeniu wziąć sobie rozpadającego się grata. Zresztą ja go nawet na oczy nie widziałem. Na fakturze rzekomego kupna tego samochodu napisano nawet, że odmówiłem odbioru pojazdu. Kto to pisał? Nie wiadomo, ponieważ nie ma na nim nazwiska wystawcy faktury. A mimo to w Wydziale Komunikacji Starostwa Powiatowego w Łukowie na podstawie takiego dokumentu przyjęto od pana Janusza zgłoszenie sprzedaży samochodu. Nie dokonano jednak jego przerejestrowania i wciąż figuruje on na tego Janusza. Ciekawe, co się dzieje z tym autem i kto opłaca za niego składki OC? Odpowiedzi na to i jeszcze inne pytania nie interesowały organów ścigania.
 


Co będzie dalej? Według organów wymiaru sprawiedliwości jest po wszystkim. Według pana Franciszka ktoś jest mu dłużny 12 tys. zł.

Autokomis został zlikwidowany. Franciszek nie ma kontaktu z jego właścicielem, lecz twierdzi, że pieniądze za samochód sprzedany panu Konradowi musi odzyskać. Wysyłał już skargi do ministerstw i do Prokuratury Generalnej. Chciał złożyć wniosek o kasację, ale odmówiono jej przyjęcia. Franciszek mówi, że zainteresuje sprawą Centralne Biuro Antykorupcyjne. O pomoc poprosił też Rzecznika Praw Obywatelskich. Bo, w jego mniemaniu, przy rozstrzyganiu opisanej sprawy, wiele razy Temida była aż nadto ślepa. ©℗

9 KOMENTARZE
  1. Nie mam nic do Łukowa, ale całej Polski nie przegadasz. Cała Polska już wie, jak jeżdżą LLU. O WS i WSI nikt nic złego nigdzie nie pisał, a o LLU w Warszawie to już dowcipy (niewybredne) krążą.

    Odnośnie artykułu: policja bezradna, sąd bezradny; albo ma się dowody albo nie. Jak Pan ma – to nie odpuszczać, nakazać przyjęcie zgłoszenia.

  2. Kiedyś miałem rejestrację inną, a teraz, z racji zamieszkiwania w powiecie łukowskim posiadam blachy LLU. No i co, Siedlczaninie, LLU i Misku w Hełmie, chcecie powiedzieć, ze wraz ze zmianą wyglądu kawałka aluminium na karoserii pojazdu dokonano mi w jakiś cudowny sposób przemeblowania mózgu? Że kiedyś byłem anonimowym kierowcą, jeżdżącym lepiej lub gorzej, jak każdy, a teraz już jestem takim durniem, którego trzeba na drodze omijać szerokim łukiem? Czepiacie się właścicieli tablic LLU na podstawie jakichś stereotypów i powtarzanych dowcipów. Ja akurat znam wice o posiadaczach tablic LRA oraz o sołtysie z Wąchocka. Czy cokolwiek, Panowie, z tego wynika? Ogólnie – kierowcy są dobrzy i źli, przestrzegający przepisów oraz tacy, którzy sami sobie prawo drogowe stanowią. I nie ma tu do rzeczy nic, a nic jakakolwiek tablica rejestracyjna. A co do odpowiedzi na pytanie kto LLU prawo jazdy daje… Jeszcze do zeszłego roku zdecydowana większość łukowian prawo jazdy zdobywała w naszej regionalnej metropolii, czyli w Siedlcach. Tam, gdzie ci sławni rajdowcy z blachami WS i WSI, którzy podróżując do Warszawy wysepki na jezdni DK2 omijają z lewej strony. 🙂

  3. Panie Piotrze, podalem tylko fakty odnosnie dowcipow o LLU krązących po Warszawie, (w odpowiedzi na prowokacyjny post LLU), a nie odnosnie tego jak jest naprawde bo przeciez wiadomo ze nie rejestracja, nie adres, nie pieniedze, nie nazwisko czynią człowieka.

  4. Brawo @Piotr Giczela za rozsądny głos w dyskusji, okraszony jednak nutą ironii. Dobry przyteczk dotyczący siedleckigo WORDu 😉 Owszem, aby powstały kawały o kierowcach posługujących się jakąś rejestracją, musi też powstać precedens. Wszędzie trafiają się niedzielni kierowcy i być może pech chciał że kiedyś gdzieś trafiło na Łukowianina. Stąd też teksty o kierowcach z Łukowa. Pytanie tylko co jest przyczyną takich żartów, pomijając precedens który wspomniałem powyżej? Może gdyby czynniki ekonomiczne w naszym mieście wyglądały inaczej (zarobki, praca, miejsca rozrywki), wiele osób nie decyowałoby się na emigrację czy przenosiny do innego, większego miasta, zabierając przy tym samochód z dotychczasową rejestracją? Myślę, że tu należy szukać przyczyn niechęci – zwłaszcza Warszawiaków – do mieszkańców Łukowa. Szkoda tylko że opinie zaczytywane na forach internetowych, portalach społecznościowych itp., krzywdzą wszystkich kierowców wywodzących się z tego miasta. Oczywiście jeśli mówimy o rejestracjach w kategoriach żartu, to jest jeszcze OK. Gorzej jak ktoś popada w paranoję i uważa kierowców LLU, LRA, WSI, WSK, WLS i innych za zło najgorsze, a sam traktuje siebie jako niezawodnego kierowcę. Przydałoby się nieco luzu w majtach 😉 Pozdrawiam, kierowca aut LLU i WS.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najczęściej czytane

Śmiertelny wypadek w gminie Suchożebry (AKTUALIZACJA)

1 lutego w miejscowości Sosna-Korabie około 20-letni mężczyzna kierujący samochodem bmw wypadł z drogi i wpadł na częściowo zadrzewioną łąkę.

Nie żyje 3-letnia dziewczynka, matkę aresztowano

W nocy z 1 na 2 sierpnia do jednego...

Tragiczny wypadek w Żelechowie. Potrącona 13-latka zmarła…

29 sierpnia w Żelechowie kierujący samochodem osobowym potrącił 13-latkę...

Społem PSS w Siedlcach buduje bloki…

Wielu siedlczan zastanawia się, co powstanie w miejscu budynków handlowych i przystanku dla busów przy ul. Sienkiewicza, nieopodal ronda św. Andrzeja Boboli. Już wiemy! Inwestor PSS Społem planuje wybudować w tym miejscu budynek mieszkalno-usługowy.

Wypadek w Gostchorzy

Przed godz. 7 w miejscowości Gostchorz na DK63 doszło...

Miękko wylądowali?

Połowa sierpnia przyniosła duże zmiany w siedleckich spółkach miejskich....

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje