Seweryn Krajewski, Czesław Niemen, Marek Grechuta, Zbigniew Wodecki to muzyczne ikony wielu pokoleń. Twórcy bliskiej naszym sercom muzyki. – Publiczność wszędzie fantastycznie reaguje na ich piosenki – mówi muzyk, aranżer i pianista Krzysztof Chromiński.
W lutym w Centrum Kultury i Sztuki w Siedlcach odbył się platynowy koncert „Czerwonych Gitar” (z okazji 55-lecia działalności artystycznej), który wzbudził prawdziwy aplauz wśród siedleckiej publiczności. „Nie zadzieraj nosa”, „Anna Maria”, „Takie ładne oczy”, „Tak bardzo się starałem”, „Dozwolone od lat 18”, „Ciągle pada”, „Nie spoczniemy” – to tylko kilka spośród kilkudziesięciu przebojów napisanych przez Seweryna Krajewskiego dla „Czerwonych Gitar”. A przecież były jeszcze inne piękne piosenki, m.in. „Uciekaj, moje serce”, „Nie jesteś sama” „Gondolierzy znad Wisły”. czy „Niech żyje bal”. Komponował je nie tylko dla siebie, ale także dla: Ireny Jarockiej, Maryli Rodowicz, Edyty Geppert, Andrzeja Piasecznego i wielu innych wspaniałych artystów. Piosenki Krajewskiego żyją do dziś i są stale przypominane przez artystów młodszej generacji, m.in. przez Radosława Świderskiego (wokalistę i gitarzystę pochodzącego z Sokołowa Podlaskiego) i Krzysztofa Chromińskiego (pianistę, aranżera, założyciela siedleckich zespołów Silk i Ambitus). Panowie od blisko 9 lat grają koncerty pod nazwą „Śpiewnik Seweryna Krajewskiego” w całym kraju, a nawet dla Polonii. Nigdy nie narzekają na frekwencję i powodzenie.
W melodiach jesteśmy mocni
Popularna prezenterka muzyczna Maria Szabłowska, zapytana kiedyś przeze mnie o najlepszy muzyczny polski towar eksportowy, odpowiedziała: – Byłaby to piękna słowiańska liryka. Przecież w melodiach jesteśmy mocni – podkreśliła. I jako przykłady twórczości ze słowiańskim pierwiastkiem wymieniła piosenki Krzesimira Dębskiego i Seweryna Krajewskiego.
Dariusz Michalski, autor wielu biografii muzycznych (m.in. Czesława Niemena), jest podobnego zdania. – Krajewski, nazywany polskim McCartneyem? Boże kochany, gdyby tylko Sewerynowi się chciało, gdyby jeszcze ktoś mu pomógł, to byłby najwspanialszym artystą. Aż się prosiło, żeby wylansować jego muzykę na Zachodzie, zainwestować w to pieniądze i jechać z tym gdzieś dalej, spopularyzować – powiedział mi w jednym z wywiadów.
Krzysztof Chromiński do tego typu deklaracji podchodzi nieco ostrożniej. – Nie ma pewności, czy ludzie zakorzenieni w innej kulturze będą podobnie poruszeni „słowiańską nutą” naszych rodzimych twórców. Były podejmowane próby eksportu i nie poszło. Chopin na Skandynawach nie robi aż tak wielkiego wrażenia, jak choćby, na przykład, na Japończykach – wyjaśnia.
-Czy rzeczywiście istnieje coś takiego jak „słowiańska liryka”: ładne, romantyczne melodie charakterystyczne dla danego obszaru? – pytam. -Ależ oczywiście że tak. Tyle że jest to indywidualna cecha. Występująca na przykład na pewno u Seweryna Krajewskiego. Ale nie u wszystkich słowiańskich kompozytorów – odpowiada. – On miał właśnie ten wyjątkowy talent do melodyjności i „ładnych” harmonii. U niego właśnie pięknie wybrzmiewa charakterystyczna słowiańska nuta z odrobiną nostalgii.
Krzysztof Chromiński zwraca uwagę na to, że słowiańska liryka jest również w słowie. Generalnie mówimy o muzyce, ale słowa determinują określone dźwięki, ekspresję i inspirują kompozytorów. Słowiańskość jest również w tekstach: Osieckiej, Dzikowskiego i Drzewieckiego. – Na marginesie, Seweryn Krajewski jest wykształconym multiinstrumentalistą. Ma też na swoim koncie zagraniczne nagrody i wyróżnienia, m.in. w konkursie kompozytorskim World Song Festival w Los Angeles za „Walca a-moll”, który później, ze słowami Agnieszki Osieckiej, stał się piosenką „Niech żyje bal”. To przykład słowiańskiej kompozycji, która poruszyła odbiorców również za oceanem -przypomina.
Jak ma to nie być słowiańskie?
W tym roku Krzysztof Chromiński wraz z kolegami (m.in. Markiem Matwiejczykiem) wzięli na warsztat piosenki również innych klasyków. Przygotowali specjalny koncert „Wodecki i Grechuta akustycznie”. Z wyjątkowym repertuarem ikon polskiej sceny muzycznej zmierzył się wokalnie Robert Protasewicz z Teatru ES (a obok niego Adriana Masiak – skrzypce i śpiew). Podczas premiery publiczność wysłuchała takich przebojów, jak: „Zacznij od Bacha”, „Z Tobą chcę oglądać świat”, „Chałupy welcome to”, „Wiosna, ach to Ty”, „Dni, których nie znamy” czy „Ocalić od zapomnienia”. Wypełniona po brzegi sala siedleckiego CKiS bardzo entuzjastycznie reagowała na te utwory, a cały koncert nagro-dziła owacjami na stojąco. Zrodzonyw Siedlcach projekt muzyczny ruszyłw Polskę i jest prezentowany od Pod-karpacia po Wielkopolskę.
A czy w twórczości Zbigniewa Wodeckiego i Marka Grechuty również dostrzeżemy ów „słowiański pierwiastek”? – Zbigniew Wodeckiwiele swoich przebojów skompono-wał sam. Był wykształconym skrzyp-kiem. W procesie edukacji, która wprzypadku tego instrumentu jestwyjątkowo żmudna, musiał przejśćprzez Bacha, Mozarta, itd. To niepozostaje bez wpływu. Bardzo lubiłteż muzykę amerykańską. U niego tasłowiańska nuta nie jest już tak oczy-wista i wyraźna jak u Krajewskiego.W „słowiańską lirykę” jego piosenekistotny wkład mieli też wybitni tek-ściarze, m.in.: Kofta, Młynarski, Cygan(u Krajewskiego również). U Grechutymamy też „Niepewność” Mickiewicza.Jak ma to więc nie być słowiańskie? -odpowiada Krzysztof Chromiński.
Bliskie naszym sercom
I przywołuje innego wielkiego klasyka, którego utwory wykonuje wraz z kolegami. To program „Niemen akustycznie”. – „Słowiańska liryka” jest bardzo charakterystyczna u Niemena. Tam są naprawdę rdzennie słowiańskie frazy i zaśpiewy, ale nie są to już tak melodyjne konsonanse jak u Krajewskiego. Tu też ogromną rolę mają teksty, obok własnych m.in.: Tuwim, Iwaszkiewicz, Asnyk, Norwid, Mickiewicz… Oczywiście on dużo eksperymentował, dlatego obok rdzennie słowiańskich fraz i poezji jest też sporo bluesa, popu, rocka, funky, jazzu, ale niech to nikogo nie zwiedzie. Tu też były zakusy na międzynarodową karierę i próby eksportu tej charakterystycznej słowiańskości. Poza kilkoma epizodami nie do końca się to udało na szeroką skalę, właśnie dlatego, że on bardzo upierał się przy swoich wizjach i nie chciał podporządkować się komercyjnym prawidłom zachodniego rynku muzycznego. Pamiętam też, jak Czesław Niemen podczas koncertu w siedleckim amfiteatrze zaapelował do młodych piosenkarzy zapatrzonych w zachodnią modę i chcących nagrywać po angielsku w nadziei na międzynarodową karierę (co i jemu przecież się zdarzało), żeby pozostali sobą i śpiewali w ojczystym języku, bo wtedy przynajmniej rodacy ich zrozumieją.
Fenomen pięknych melodii ze słowiańskim pierwiastkiem nadal wzbudza aplauz wśród publiczności. – Wszędzie, gdzie występujemy (a są to różne zakątki kraju), publiczność fantastycznie reaguje, zarówno na piosenki Seweryna Krajewskiego, jak i Czesława Niemena, Zbigniewa Wodeckiego czy Marka Grechuty. Właściwie to wszystkie utwory śpiewa razem z nami mówi Krzysztof Chromiński. – Rzeczywiście, są to kompozycje i słowa bliskie naszym sercom i poczuciu estetyki. Nie bez powodu stały się wielopokoleniowymi przebojami. Jak coś jest dobre, to nie poddaje się chwilowym modom, stając się często ponadczasową klasą samą w sobie. To jest po prostu nasza tożsamość kulturowa – tłumaczy.