REKLAMA
18.4 C
Siedlce
Reklama

Kilkunastu wędkarzy, dwie gitary i emocje sięgające zenitu, czyli skowronki znad Narwi

Zawody wędkarskie Koła Polskiego Związku Wędkarskiego nr 4 siedleckiego „Mostostalu” odbywają się w różnych, często odległych regionach Polski, ale zawsze niosą ze sobą emocje.

 Strękowa Góra nad Narwią. Kilkunastu wędkarzy, dwie gitary i emocje sięgające zenitu. Przed nami dwa dni wędkowania. Prawdziwy maraton, ale wszyscy są do niego dobrze przygotowani. Bus ciągnie za sobą przyczepę załadowaną tym, co w takich sytuacjach nad wodą jest niezbędne. Jadą namioty, śpiwory, parasole, foteliki, siatki, całe wiadra zanęt sporządzanych według indywidualnych „tajnych” receptur, torby jedzenia i picia no i oczywiście masa wędek. I choć niektórzy twierdzą, że na takiej wycieczce nawet nie warto ich rozkładać, to jest to oczywista nieprawda… Każdy ma w sobie tę nadzieję, że to on wygra zawody, że pokaże kolegom, kto tu jest najlepszy. Oczywiście każdy zapewnia, że nie ryby, ale sama wyprawa w gronie kolegów jest najważniejsza, ale w to także nie do końca trzeba wierzyć.

Narew wije się na prawdę błękitną wstęgą wśród rozległych łąk. Rozciągają się jak okiem sięgnąć, ale my patrzymy głównie na rzekę. Widać, że mało jest tu stanowisk wędkarskich, co znaczy, że ten teren jest „dziki”. W ciągu dwóch dni mamy zweryfikować jego wędkarskie walory.

Andrzej, dla znajomych „Pan Czarny”, a dla tych lepszych znajomych „Czarny”, już się bierze za rozrabianie zanęty. Kto się na tym nie zna ten nie wie nawet, jaka to ciężka robota. Trzeba bardzo precyzyjnie rozrobić jakieś kilkanaście kilogramów różnych składników a potem przetrzeć je dokładnie przez sito. Ta procedura potrafi zająć dobre dwie godziny, ale Andrzej działa jak zawodowiec, podobnie zresztą, jak siedzący obok Janusz, który zabrał ze sobą specjalne mieszadło zasilane akumulatorem. Oczywiście wykonane własnoręcznie. Dzisiaj wędkowanie to już nie bambusowa wędka i torba przerzucona przez ramię. Dzisiaj to dziesiątki kilogramów ekwipunku.

– Jak nie będzie brało, to weźmiesz to narzędzie i pójdziesz sobie zarobić gdzieś na budowie – komentują koledzy zapobiegliwość Janusza, który zabrał ze sobą taki sprzęt.

Ale na razie wszyscy są praktycznie pewni, że oczywiście ryby będą brały. Tylko Edek jest trochę większym malkontentem.

– Coś za płytka ta Narew w tym miejscu – narzeka oceniając łowisko. – Może trzeba było pojechać bardziej w górę rzeki, a może bardziej w dół rzeki…?

Wszyscy rozeszli się już na wybrane przez siebie stanowiska. Po chwili zaczyna się „bombardowanie”, czyli rzucanie kul zanętowych do wody. Łoskot niesie się po całej okolicy. Teraz już nic, tylko czekać na brania. Czekać, czekać, czekać… No, nie da się nawet przy najlepszych chęciach powiedzieć, że ryby współpracują… Mizeria. Jakaś płoteczka czy mały krąpik to wszystko, czym mogą się pochwalić wędkarze. A i to nie wszyscy. Ale po południu to już na pewno zaczną się brania, wieczorem, w nocy…

Całymi godzinami nic się nie dzieje. Niektórych noc już zmorzyła i chrapią w namiotach. Nawet z przyczepki, która przywieźliśmy cały majdan, wystają czyjeś nogi, zresztą w trampkach, żeby być w pogotowiu, kiedy zadzwoni dzwonek zamontowany na wędce. Nie dzwoni. Za to Krzysiek, prezes koła, wspólnie z Piotrkiem, trwają na posterunku. Rozpalili ognisko i grają na gitarach. Oczywiście śpiewają stare przeboje. Nad Narwią niesie się „Dom wschodzącego słońca”. A Krzysiek wspomina, nie da się ukryć, że z pewną już nostalgią, czasy, kiedy jako młody chłopak śpiewał te same  piosenki na imprezach w nadbużańskich Mierzwicach robiąc oczywiście furorę wśród pań. Teraz śpiewa nam, ale nie narzeka.

Piotrek, ale nie ten od gitary, trwa na posterunku niewzruszony. I dostaje nagrodę, choć liczył na większą. W środku nocy, zresztą bardzo krótkiej, ma zdecydowane branie. Na początku nie wie do końca, co ląduje w podbieraku. Bo zdobycz jest na prawdę niecodzienna. Tak, to węgorz! Równe 50 centymetrów, a więc poniżej wymiaru ochronnego. Ryba ląduje w wodzie. Mija parę minut i Piotrek patrzy z niedowierzaniem – do jego namiotu pełznie… no nie, to jednak nie węgorz, ale wąż… Nocny gość znika w trawie.

Poranek jest rześki, ale jak się okazuje, noc nie przyniosła nikomu sukcesów. Siedzimy trochę już znudzeni. Tylko te skowronki. Wiszą nad łąką i z zapałem koncertują. I wtedy przychodzi moja chwila. Nie będę się rozwodził. Leszcz równe 2 kilogramy! To największa ryba, a zawody zaraz się kończą. I na pół godziny przed finałem, po kilkudziesięciu godzinach wędkowania, Darek Kurowski łowi leszcza o wadze 2,6 kilograma! Zostaje zwycięzcą zawodów. Mnie trafiło się drugie miejsce a na trzecim jest Mariusz Zwoliński.

Pora się zwijać. Marek cały czas oddaje się swojej namiętności, czyli fotografii. Szuka ziół, podziwia przyrodę.  

A Edek, któremu tym razem się nie poszczęściło, znowu nieco narzeka (choć generalnie to jeden z najweselszych facetów na wędkarskich wyprawach).

– A mówiłem, że tu jest za płytko. Więcej w to miejsce nie przyjadę.

A ja przyjadę i to przy najbliższej okazji. Choćby po to, żeby posłuchać fachowych opowieści Marka o ziołach, treli słowika. I narzekań Edka też…

Zbigniew Juśkiewicz

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najczęściej czytane

Nie oddamy kadencji walkowerem

Z Tomaszem Araszkiewiczem, przewodniczącym Klubu radnych Koalicji Obywatelskiej w...

Aleksandra Antoniak w Finale!

Mega - utalentowana Aleksandra Antoniak z Przygód (gmina Suchożebry)...

Stracił 200 tys zł. Otworzył rachunek kryptowalutowy

Sztuczna inwestycja wiązała się z wyrobieniem certyfikatu i wpłatą...

Zbiórka żywności dla osób poszkodowanych w powodzi

Stowarzyszenie Mieszkańców Bezpartyjne Siedlce organizuje zbiórkę żywności dla osób...

Marek Sawicki zaprasza na otwarcie biura poselskiego

Marszałek senior Sejmu X kadencji zaprasza na otwarcie biura...

Siedlce solidarne z powodzianami

W związku z dramatyczną sytuacją powodziową na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie,...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje