Ośmioletnia Kasia pobiegła do sąsiadów po pomoc. W tym czasie pani Monika wzięła na ręce półroczną Helenkę. Jej mąż pomógł wyprowadzić pozostałą trójkę dzieci. Cała rodzina ocalała. Wszyscy jednak patrzyli, jak płonie ich nowy dom. Dom, w którym mieszkali zaledwie pięć miesięcy. Teraz nie mają gdzie się podziać.
Rodzina Tudków z Woli Władysławowskiej (gmina Garwolin) swoją tragedię przeżyła pod koniec stycznia br. Tuż przed godziną 20.00 pani Monika przebierała dzieci w piżamki, szykując je do snu. Nagle usłyszała jakiś szum. Zobaczyła, że w przedpokoju coś się pali. Razem z mężem rzucili się, by ogień gasić. Okazało się jednak, że jest już za późno. Płomienie były już na całym poddaszu. Szybko pozbierali dzieci i wyszli z domu. Wszyscy znaleźli się na dworze tak jak stali – w kapciach i piżamach. Okazało się, że była to ostatnia chwila, by wyjść. Kilkanaście sekund później ogień całkowicie odciął drogę.
Najstarsza córka pobiegał do sąsiadów prosić o wezwanie Straż Pożarną. Sąsiedzi zareagowali natychmiast i straż przyjechała bardzo szybko. Pożar ugasili, jednak nic nie udało się uratować. – Wszystko wygląda jak po powodzi – tłumaczy pani Monika. – Łóżka są przesiąknięte wodą, meble nie nadają się do użytku. Zostaliśmy bez niczego.
Zaczynać od zera
Dom, w którym do tej pory mieszkali, był drewniany, ale świeżo po remoncie. Przez całe wakacje Artur – mąż pani Moniki, wraz z jej ojcem, bratem i znajomymi remontowali go, by pod koniec sierpnia się wprowadzić. Z dawnego domu została tylko konstrukcja – wymieniono okna, podłogi, dach, ściany obito płytami. Dom miał: trzy pokoje, kuchnię i łazienkę. – Dobrze nam tam było – wspomina pani Monika.
W czasie remontu została również wymieniona cała instalacja elektryczna. Tymczasem, jak stwierdzili strażacy, to właśnie zwarcie było przyczyną pojawienia się ognia. Elektryk, który oglądał całość po pożarze, stwierdził, iż zwarcie najprawdopodobniej spowodowała mysz, która przegryzła izolację, a potem kabel. I to właśnie mysz doprowadziła do takiego dramatu. – Musimy zaczynać od zera – mówi Monika Tudek. Dzieci zresztą pamiętają to, co ich dotknęło. Czteroletnia Małgosia powtarza czasami: Mama dom się spalił. – Widzę, że są przestraszone – dodaje pani Monika. – Dwuletnia Zosia ostatnio przestraszyła się hałasu. Według niej coś strzelało, a to tylko sąsiad rzucał deski. Kiedyś na takie hałasy w ogóle nie zwracała uwagi, a teraz się boi. Państwo Tudkowie tłumaczą jednak dzieciom i sobie nawzajem, że najważniejsze jest to, iż wszyscy ocaleli i nikomu nic się nie stało. W kościele była odprawiana nawet msza dziękczynna za uratowanie im życia. Rodzina z piątką dzieci potrzebuje własnego kąta. Już teraz myślą o budowie nowego domu. Tyle że na wszystko potrzeba pieniędzy. Władze gminy Garwolin i Starostwa Powiatowego zapowiadają, że wszelkie sprawy formalne będą załatwiać jak najszybciej. Kilka osób zadeklarowało też pomoc przy budowie. Tyle że potrzeba materiałów budowlanych i pieniędzy na ich zakup. Każdy, kto chciałby wspomóc tę rodzinę, może wpłacać pieniądze na konto Moniki i Artura Tudków. Numer jest następujący: 78 1940 1076 5245 3050 0000 0000. W sprawie pomocy można się również kontaktować bezpośrednio z Arturem Tudkiem pod nr komórkowym: 781 851 265.
Pierwszą noc pogorzelcy spędzili u sąsiadów. Teraz mieszkają w Cyganówce, u rodziców pani Moniki. To jednak rozwiązanie na krótko.
I rzeczywiście rodzina jak na razie nie ma nic: spłonęły ubrania, zabawki dzieci, przybory szkolne. Nie ocalał wózek dla najmłodszej Helenki i krzesełko do karmienia, fotelik samochodowy czy leżaczek dla niemowlaka. Nic ze starego domu nie nadaje się do użytku. Nie ocalało również nic z ubrań dzieci: nie mają kurtek, butów. Tymczasem dla piątki dzieci (Kasia – 8 lat, Jaś – 6 lat, Małgosia – 4 lata, Zosia – 2 lata, Helenka – pół roku) potrzeba tego sporo.
Dzieciom najbardziej brakuje zabawek. W końcu są jeszcze małe i trudno im wytłumaczyć, gdzie są ich ulubione: lalki, wózki i misie.
Dziękują za Bożą Opatrzność
Pomoc pogorzelcom organizuje Urząd Gminy w Garwolinie. On ma kupić: materace, łóżka i najpotrzebniejsze rzeczy. Również ludzie z Woli Władysławowskiej i okolicznych wsi nie zostawili sąsiadów w potrzebie. Prowadzą zbiórki pieniędzy.
brak słów
zło trzeba piętnować. nie można urządzać sobie zabawy kosztem innych, nie ważne czy sie go lubi czy nie. zawsze smiali się z nauczycieli i zawsze pewnie uczniowie będą się śmiac. takie prawo ucznia. ale niech sie śmieją a nie poniżają
Nie pomożemy
Przez kilka lat pracowałam w okolicach ul. Karowej w Siedlcach i dzień w dzień miałam okazję obserwować, do kogo trafiają gratisy z BŻ. “Potrzebujący”” chętnie wymieniali je na gotówkę, lub też malowniczo rozwalali po okolicy (dosłownie – makaron w krzakach, cała zgrzewka mąki przy śmietniku itd.) Jakoś nie pamiętam, by ktoś zajrzał do firmy z propozycją np. odśnieżenia czy posprzątania terenu, a już broń Boże z pytaniem o wakat. “
Pomóżcie!
Proszę o zgrzewkę browarka i dwie flaszeczki. Bo inaczej święta będą smutne.
tylko Caritas
Dlatego wolę wesprzeć Caritas. O wiele większa pewność, że dary trafią do naprawdę potrzebujących
Hmm “Szlachetna paczka “
Tylko rodziny niekoniecznie szlachetne, weszłam na listę osób i po prostu mnie zamurowało do jakiego stopnia można być tak bezczelnym. Przez jednego takiego naciągacza, nie wierzę że rodziny które proszą o pomoc są faktycznie sprawdzane. Chodzi mi o jedną rodzinę z gminy Mokobody, wprawdzie imiona zostały zmienione i cała reszta też bardzo naciągane.