Z Mateuszem Pieńkowskim rozmawia Tomasz Markiewicz.
Siedlczanin Mateusz Pieńkowski śpiewa, gra na flecie poprzecznym i fortepianie. Swoje talenty muzyczne objawiał już w Szkole Podstawowej nr 9. Jeden z występów zadedykował pani dyrektor, a piosenka rozpoczynała się od słów: „Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt…” (słynny „Jej portret” Jonasza Kofty i Włodzimierza Nahornego). Jeszcze wcześniej była parafia św. Józefa i zespół Światełko. W 2018 roku nagrał płytę z Anetą Skarus i drużyną harcerską RIFF. Jest laureatem kilku konkursów, m.in. Walentynkowego Festiwalu Piosenki Miłosnej w Chodowie. Na scenie wstępuje w niego prawdziwy ogień i już w pierwszych sekundach występu rozpala iskrę ciekawości. Co daje mu taką siłę i energię? Odpowiedź jest prosta: miłość do muzyki.
–Zawsze mówisz, że nie jesteś w stanie żyć bez muzyki…
– Bo muzyka to tlen, którym oddycham na co dzień. Bez dźwięków świat praktycznie nie istnieje. Wystarczy rozejrzeć się wokoło: ulicą jedzie samochód, nad głowami ptak trzepocze skrzydłami, a tam gdzieś w oddali na łące świerszcze grają koncert. Tak niezwykle to wszystko jest zaprojektowane.
– W ubiegłym roku głośno było o zrzutce na Twój ukochany instrument, flet poprzeczny, model Pearl PF – 525 RE z płytką wargową z pełnego srebra. To jak to właściwie było: zostawiłeś go w nocy przed domem i…
– I zaginął. Wracałem z jam session z jednego z siedleckich klubów, między drugą a trzecią w nocy. Zatrzymałem się na moment, żeby odpalić papierosa, w tym czasie położyłem instrument na murku pod domofonem. Byłem zmęczony i zapomniałem zabrać go z powrotem. Gdy po chwili wróciłem w to samo miejsce, już go tam nie było. Pamiętam, że pół Siedlec zaangażowało się w poszukiwania, a post, który utworzyłem na Facebooku, uzyskał prawie tysiąc udostępnień. Mimo to flet się nie odnalazł. Wówczas znajomi wpadli na pomysł zorganizowania zbiórki na nowy instrument na portalu pomagam.pl. Na początku nie szło zbyt dobrze, ale po kilku miesiącach nastąpił przełom (swoją cegiełkę dołożyło 57 osób – przyp. aut.) i udało się zebrać 4 tys. zł, czyli dokładnie tyle, ile kosztował tamten instrument. Wszystkim życzliwym osobom serdecznie dziękuję.
-Jesteś osobą wykształconą muzycznie czy samoukiem, który meandry muzyczne zgłębia w pojedynkę?
– To drugie. I wiesz, co jest dla mnie najpiękniejsze? Gdy ktoś podchodzi i mówi: „Ale ty czarujesz na tym instrumencie”, po czym pada seria pytań : „Po jakiej szkole muzycznej jesteś?” i „Kto ciebie tego wszystkiego nauczył?”, wtedy z satysfakcją odpowiadam, że nauczyłem się sam, bez żadnego wykształcenia czy szkoły muzycznej. Na pewno nie raz miałem chwile zwątpienia i zastanawiałem się, czy dam sobie radę bez nauczyciela – osoby, która mogłaby mnie mądrze poprowadzić. Ale bardzo chciałem się nauczyć, chciałem tego z całego serca! Wsłuchiwałem się więc w grę różnych flecistów i pianistów, obserwowałem ich ruchy, spojrzenia, zachowania, podpatrywałem technikę gry. I sam zacząłem robić tak samo.
– Czyli jesteś trochę jak himalaista, który chcąc znaleźć swoją drogę na szczyt, przemierza ją sam? Siedzisz godzinami nad instrumentem i ćwiczysz?
– Zawsze dużo ćwiczyłem. Potrafiłem spędzać przy klawiaturze całe dnie, nie odchodząc od fortepianu, podporządkowując wszystko opanowaniu instrumentu, rozwijaniu techniki. Czasami aż w głowie mi się od tego wszystkiego kręciło, ale byłem zdeterminowany, tłumaczyłem sobie: „trening czyni mistrza”. Zawsze to powtarzam. Jest taka maksyma Earla Nightingale’a: „Nigdy nie rezygnuj z marzenia, tylko dlatego, że zrealizowanie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie”.
– Co pomaga Ci w stawaniu się coraz lepszym artystą i człowiekiem: wiara we własne umiejętności, pokora, dyscyplina? Wspomniałeś już o determinacji.
– Jeśli chce się zostać dobrym muzykiem, zrozumianym przez innych, pokora jest konieczna. Bez ciężkiej pracy, wyrzeczeń, miłości i zrozumienia muzyki też pewnie nic się nie zdziała. Wiara w siebie? Akurat ją zawsze miałem. Ale myślę, że równie ważna jest odwaga. W dzisiejszym świecie trzeba mieć odwagę być w pełni sobą. Ludzie boją się być sobą, boją się, co powiedzą o nich inni. A przecież to jest nasze życie. Ja mam bardzo dużo wsparcia od ludzi. Na pewno pomaga mi i motywuje mnie, kiedy widzę, jak ludzie reagują na moje posty z nagraniami na FB. Słowa uznania i docenienia zawsze dodają skrzydeł. Ale spotykam się też z mniej przyjemnymi reakcjami Są tacy, którzy mówią: „A ty to jesteś taki uliczny grajek!”. Nie każdemu podoba się też to, że lubię być w centrum uwagi, jak każda dusza artystyczna. Muszę być w centrum uwagi, jeśli chcę zostać usłyszany.
– Brzmienie jakiego instrumentu wywołuje w Tobie największy dreszczyk emocji?
– Kiedyś zagrałem na wartym milion fortepianie Stainway D-274 w „Riff Piano Salon” na Ordynackiej w Warszawie. Boże! Gdy tylko zasiadłem za klawiaturą i dotknąłem klawiszy, od razu rozpaliły moją wyobraźnię, poczułem magię i natchnienie. To jeden z najdroższych modeli fortepianów. W dodatku zagrałem kawałek o dużym ładunku emocjonalnym, dedykowany osobie, którą kochałem, a która już nie żyje. W głębi siebie poczułem przejmujący smutek, a jednocześnie zachwyt nad walorami tego niezwykłego instrumentu.
– Mówi się, że muzyka nie powstaje w palcach czy ustach, ale w głowie i w sercu.
– Oczywiście, w graniu najważniejsze jest serce. Uczucia, jakie targają artystą w danej chwili, przelewa na instrument, bo każdy kto śpiewa czy gra na instrumencie pragnie przekazywać ludziom swoje emocje. Dla mnie muzyka bez uczucia nie jest muzyką.
– Zbigniew Wodecki mówił, że skrzypce to magiczny instrument – ale także tytaniczny wysiłek, żeby z tych czterech drutów i drewnianego pudła wydobyć piękną muzykę. A jak jest z fletem i fortepianem?
– Na pianinie wystarczy zagrać co drugi, trzeci dzień: przypomnieć sobie melodie, poćwiczyć palce, przejścia. Co innego flet poprzeczny, który jest bardziej skomplikowanym instrumentem. Na to, żeby dźwięk został poprowadzony prawidłowo, składa się bardzo wiele czynników. Musisz przybrać odpowiednią postawę i ułożenie głowy, a do tego opanować oddech, żeby nie mieć zaciśniętego gardła. Kocham ten instrument, ponieważ kiedy na nim gram, każdy dźwięk zależy ode mnie. Naciskam te same „klapy”, a zmieniam tylko strumień powietrza i już zmienia się skala dźwięku. Na flecie staram się grać prawie codziennie. Jeżeli długo się nie gra, potem bardzo bolą usta, wargi, opuszki palców i nadgarstki. Czasem daję komuś flet do ręki, mówię; „Chcesz? Spróbuj” i nie potrafi wydobyć nawet jednego prostego dźwięku. Dopiero w takich momentach ludzie są w stanie docenić pracę, jaką wykonałem, a ogarnąłem to sam, bez pomocy nauczyciela.
Bardzo utalentowany. Brawo Mateusz.
Czy “obsługa” fleta poprzecznego i wzdłużnego się różni.
Chyba na szczyt Siedlec.
Zgubiłeś? Zarabiasz? Nie dziaduj.
Taki talent 3 na 10, ale zawsze coś