REKLAMA
11.5 C
Siedlce
Reklama

Smutna ballada o Mariuszku

Zofia przeżywa matczyną tragedię. Jest dojrzałą kobietą, lecz za grosz nie ma pedagogicznych umiejętności.

Swego najmłodszego syna, 16-letniego Mariusza, kocha ogromnie i nie umie sobie wyobrazić życia bez niego. Młodzieniec wyczuwa tę słabość i wykorzystuje matczyną miłość. I tak się zaczyna ta smutna opowieść o synu i prostej kobiecie, której matczyna miłość ma moc destrukcyjną. Czy znacie film „Ballada o Januszku”? Kobieta, której mąż zginął w Oświęcimiu, samotnie wychowuje syna. W dzieciństwie pozwala mu na wszystko. Nie reaguje jak trzeba, gdy chłopak ze szkoły przynosi uwagi i złe stopnie. Wierzy w opowieści, którymi dorastający łobuz mydli matczysku oczy, wyciągając pieniądze na: rozrywki, papierosy i alkohol. Ten film mówi o złu, jakie siedzi w człowieku. W najbliższym człowieku. 

Zofia z realu i filmowa Gienia 
Zofia, która mieszka na przedmieściach Łukowa, różni się od głównej bohaterki wspomnianego filmu, Gieni Smoliwąs. Zofia samotnie matkuje nieco z przypadku, a nieco z rozsądku. Po rozwodzie i zerwaniu kontaktów z mężem i rodziną (miała już 5 dzieci) Zofii przytrafił się romans. Zaszła w ciążę i urodziła synka. Stał się dla niej skarbem, na który przelewała miłość. Na kolejne małżeństwo nie zdecydowała się jednak, uznając, że mężczyzna, który jest biologicznym ojcem chłopca, na bycie rzeczywistym ojcem nie nadaje się. – To alkoholik, nie interesował się Mariuszkiem, nie sprawdził się, tyle że dziecko ma po nim urodę – oceniła kobieta i sama postanowiła ponosić odpowiedzialność za wychowanie syna. I tu upodobniła się do filmowej bohaterki, Gieni Smoliwąsowej. 

Darmozjad nie chce pomagać 
Gienia była sprzątaczką w fabryce i kucharką. Dorabiała, piorąc, prasując i sprzątając u ludzi. Zofia pracowała jako salowa w Domu Pomocy Społecznej. Teraz utrzymuje się z emerytury. Dorabia, wygrzebując z osiedlowych śmietników złom, butelki i makulaturę, które segreguje i sprzedaje w punktach skupu. Żyje skromnie, gospodarnie. Wyremontowała stary dom, który kupiła na raty. Urządziła dla syna pokój, wyposażyła go w meble i komputer. Z części przestronnej sieni zrobiła łazienkę z wanną i prysznicem. Wszystkie należności kredytowe spłaca bankowi regularnie. W mieszkaniu są niezbędne sprzęty. Jest czysto. Kobiecie byłoby lżej, gdyby syn jej trochę pomagał. Niestety, Zofia wychowała go na darmozjada. – Zawsze przychodził i prosił o pieniążka. Dawałam, bo były to kwoty do dwóch złotych. Mówił, że na pączki, albo drożdżówki. Przynosił mi paragony. Nie zauważyłam, by kupował alkohol czy papierosy. Narkotyków za takie kieszonkowe przecież nie kupi, więc to nie może być prawda, że je brał – Zofia powątpiewa w informacje policji. Powątpiewa i ma żal, że jeden z odwiedzających ją służbowo policjantów, jej zdaniem, ją znieważył. – Zachowywał się i rozmawiał tak, jakby przyszedł do meliniarki. Złożyłam skargę w prokuraturze, ale ją odrzucono – ubolewa Zofia dodając też negatywne zdanie o sądzie rodzinnym, który zadecydował o ograniczeniu jej praw rodzicielskich i o umieszczeniu Mariusza w Pogotowiu Opiekuńczym, a później w Domu Dziecka. 

Izolacja a szanse poprawy Żeby sąd ograniczył rodzicowi prawa rodzicielskie, trzeba, mówiąc z ironią, dobrze się postarać. Zofia, opowiadając o synu, stwierdziła, że ma z nim kłopoty, bo jej nie słucha. Zadaje się z kolegami, którzy sprowadzają go na złą drogę, częstują papierosami, całymi dniami włóczą się po okolicy. Z relacji matki wynika, że chłopak zaczął wagarować i, strasząc ją, że się powiesi, żądał pieniędzy. Wiele wskazuje, że potrzebował ich na narkotyki. – Siedział już w ogrodzie na jabłonce z pętlą na szyi. Ledwie go przekonałam, by się nie zabijał, by mi tego nie robił… Zaprowadziłam go do domu. Trząsł się tak, że ledwie szedł. Mówił, że mu okropnie zimno. Później zasnął. Gdy się obudził, to uciekł. Sprawę o ograniczenie praw rodzicielskich i odebranie mi Mariuszka zgłosiła do sądu szkoła – twierdzi Zofia. Matka przemilcza najboleśniejsze dla niej fakty. Dla pełnego obrazu trzeba dodać, że jej syn wraz z kolegami zajął się złodziejstwem. Najpierw buchnął samochód sąsiadowi. Policji tłumaczył, że chciał tylko trochę pojeździć. Nie wiadomo, czym uzasadniał kradzież elementów trakcji elektrycznej PKP i drobne rozboje, które spowodowały, że ludzie w okolicy zaczęli się Mariuszka obawiać. Nie wiadomo, jak się z tych czynów tłumaczył, bo sprawy toczące się w sądzie rodzinnym są objęte tajemnicą. Nieoficjalnie prowadzący resocjalizację chłopca mówią, że za pojawiające się zło odpowiedzialność ponosi matka. – Mariusz jest wpływowy. Odizolowany od środowiska, w którym żył dotychczas, poddany surowej kontroli wychowawczej, rokował nadzieję na poprawę. Ale nie ma o czym mówić, gdy w domu na przepustkach słyszy, że kuratorzy to mendy, sędzia znieważa, policja jest niesprawiedliwa i że najważniejsze jest to, by Mariuszek był za wszelką cenę z matką, a wszystko inne się nie liczy – stwierdza jeden z pracowników Domu Dziecka w Radoryżu. Mariusza w tej placówce już nie ma. Za ucieczki do matki i nieprzestrzeganie regulaminu, w tym za picie alkoholu, został dyscyplinarnie przeniesiony do Pogotowia Opiekuńczego w Stoczku Łukowskim. Nie wiadomo jeszcze, gdzie trafi później. 

Synowski list do matki 
„Bardzo Cię kocham i chciałbym, żebyś jak najszybciej do mnie przyjechała. Pozdrawiam Cię. Nie martw się o mnie. Czuję się bardzo dobrze. Przepraszam Cię za to, co zrobiłem. Bardzo Cię kocham i proszę, przyjedź szybko. Wtedy porozmawiasz z panią, żebym stąd wyszedł. Jak stąd wyjdę, to będę Ci we wszystkim pomagał. Już więcej nie będę tego robił. Przepraszam Cię i kocham. Zabierz mnie stąd jak najszybciej. Twój kochany syn Mariusz. Ja tu płaczę całe dnie.” Kartka, na której Mariusz napisał tych kilka zdań, jest ozdobiona szlaczkiem serc. Któż odgadnie, czy to prawdziwa miłość syna do matki, czy kolejna manipulacja? Zofia kupiła na raty skuter. Co tydzień pokonuje nim 30 km w jedną stronę, aby tylko móc częściej i dłużej widzieć się z synem. 

Dla syna pójdę na współpracę 
– Na garbate drzewo każdy skacze. Traktują mnie jak matkę bandziora albo jakbym sama była przestępcą – lamentuje Zofia. – Nie mam ni brata, ni siostry! Tylko te śmietniki osiedlowe mi zostały. Tam się wypłaczę… Ciągle od nowa czytam ten list od Mariuszka i serce mi pęka! Jak ten sąd nieludzko postępuje, by przez pół roku nie dawać chłopakowi przepustki do domu, nawet na święta! Nie ma sprawiedliwości… Ja już chyba mam taki krzyż… Kobieta obiecuje, że dla dobra Mariuszka będzie współpracowała z sądem i kuratorem. – Inaczej syna wywiozą mi na drugi koniec Polski i już go więcej nie zobaczę – płacze Zofia. Obietnicę składa jednak mało przekonywująco. – Oglądała pani film „Ballada o Januszku”? – pytam na koniec. – Nie, nie znam tego filmu – mówi matka Mariuszka.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najczęściej czytane

W nocy lepiej nie choruj

Zdarza się, że mieszkańcy powiatu mińskiego muszą jechać po...

80. lat LO w Łochowie (zdjęcia)

Liceum Ogólnokształcące w Łochowie im. Marii Sadzewiczowej w Łochowie...

87-latek z Siedlec liczył na szybki zysk, inwestując w ropę naftową

Siedlecki senior, skuszony „szybkim i pewnym zyskiem”, zainwestował oszczędności...

Grzybiarze, uważajcie na żmije!

Dziś do redakcji zgłosił się pan Daniel z Siedlec,...

Kolizja na DK19: 19-latka wyprzedzała ciężarówkę

W Mszannej (gm. Olszanka) 19-latka po tym jak wyprzedziła ciężarówkę, wpadła do rowu. Jej samochód koziołkował.

Żelków: Samochód uderzył w butlę gazową na prywatnej posesji

Na ul. Głównej w Żelkowie samochód osobowy wjechał w butlę gazową znajdującą się na prywatnej posesji.

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje