Ratownikom znad siedleckiego Zalewu z pewnością nie brakuje adrenaliny
w tym roku. W poprzednim sezonie mieli tylko jedno niebezpieczne zdarzenie, wymagające ich akcji. W tym roku były już cztery takie sytuacje, łącznie z utopieniem.
– Niestety, do tragicznych zdarzeń dochodzi poza strzeżonym kąpieliskiem. Bardzo ważny jest moment zauważenia, że coś się dzieje. Wystarczy nam 1,5 minuty, by zareagować, wyciągnąć człowieka z wody. Inaczej było w przypadku śmiertelnej ofiary. Plażowicze poinformowali ratowników, że na śluzie stoi od 30 minut rower, leżą ubrania, a człowieka nie ma. Decyzja o akcji była szybka, ale niestety już spóźniona. Ciało mężczyzny znajdowało się 20 cm pod wodą, było prawie niewidoczne. Tylko cudem je wówczas znaleziono. Po prostu łódka uderzyła w dryfujące zwłoki. Na ratunek było za późno. – W tym samym miejscu, przy śluzie, trzy lata temu utopił się chłopiec. To jakieś dziwne, przeklęte miejsce.
Nieostrożność i niefrasobliwość. Te cechy plażowiczów sprawiają ratownikom najwięcej kłopotów. Rekordy głupoty biją niektórzy rodzice. Kładą się do opalania na plaży, pozwalając małemu dziecku spacerować po pomoście. – Uważają, że jeśli są na strzeżonym kąpielisku, dziecko jest automatycznie bezpieczne. Tymczasem po pomoście biegają, bawią się nastolatki, a nawet dorośli. Często zdarza się, że niechcący potrącone dziecko spada z pomostu do wody. W tłumie kąpiących się, skaczących, ochlapujących w zabawie ludzi, można takiego incydentu nawet nie zauważyć. Dlatego rodzice powinni uważać na swoje dzieci. Mają ich pod opieką jedno lub dwoje, a ratownik od 300 do 600 osób. Bywa, że ratownikom także puszczają nerwy. Wyciągają malucha z wody, ratują z opresji, a potem chodząc z nim za rękę szukają rodziców. – Trzymam siedmiolatka i podchodzę do taty. Mówię: „jak chce się pozbyć dzieciaka, to proszę iść tam, dalej, żebym ja tego nie widział”. Mężczyzna bluzga, a ja wiem jedno: taka terapia szokowa więcej zdziała niż prośby i tłumaczenie, że dziecko nad wodą trzeba pilnować – mówi jeden z ratowników. Drugą plagą siejącą zgrozę jest w tym roku alkohol. Po 1-2 piwach, spożytych na słońcu, osłabia się koncentracja, refleks i ocena własnych możliwości. Apogeum głupoty zaprezentowali pijani w sztok młodzi ludzie, których Straż Miejska wyprosiła z wody. Gdy tylko funkcjonariusze opuścili plażę, pijani bohaterzy wskoczyli do wody. Ratownicy znów musieli interweniować, bo jeden z mężczyzn zaczął się topić. Był tak pijany, że doholowany do brzegu, nie mógł stanąć na własnych nogach w wodzie, która sięgała mu do kolan. – Kąpielisko jest strzeżone, ale żaden czterolatek, który przychodzi nad zalew pod opieką sześcioletniej siostry, nie będzie tu bezpieczny – przestrzegają ratownicy. – Bardzo prosimy o zwracanie uwagi na swoje dzieci. Sezon się jeszcze nie skończył. Ważne jest, aby „śmiałkowie” pamiętali, że po drugiej stronie Zalew jest pogłębiony. Rów o szerokości 10 metrów ma głębokość od 2,5 do 3 metrów. Są osoby, które zakładają się, że przepłyną Zalew. Zmęczone, tracą siły akurat tam, gdzie nie czują dna. Wpadają w panikę i zaczynają tonąć. – Nie da się wykąpać całego miasta w kąpielisku o wymiarach 50 na 25 metrów, my to rozumiemy. Ale tylko tu zapewniona jest opieka ratowników i tylko tu można się kąpać. Proszę pamiętać, że w pierwszej kolejności musimy zapewnić bezpieczeństwo w miejscu strzeżonym. Nie możemy opuszczać ludzi z kąpieliska, by penetrować inne okolice Zalewu. Mariola Zaczyńska