Dom osiemdziesięcioletniej Jadwigi B. doszczętnie spłonął jesienią ubiegłego roku. Od tego czasu kobieta nie ma własnego lokum i jest zameldowana w domu, który nie istnieje. – Czuję się pokrzywdzona przez urzędników, bo odmówili mi pomocy – mówi Jadwiga Borowa. – Ta pani u nas nie mieszka, chce tylko wyciągnąć pieniądze – odpiera Krzysztof Dziakowski z MGOPS w Kosowie Lackim.
Jadwiga Borowa pochodzi z Gutów w gminie Kosów Lacki. Przez całe swoje dotychczasowe życie mieszkała w drewnianym domu w Gutach. Domek był mały. Miała tylko dwa pokoiki i kuchnię. W budynku nie było bieżącej wody ani kanalizacji. Mimo to bardzo kochała swój mały domek. – Jest ciasny, ale własny – powtarzała. Niestety, spłonął w październiku ubiegłego roku. Jadwiga Borowa była wtedy z wizytą u wnuczki w Sokołowie. Mąż jej wnuczki jest strażakiem. Kiedy doszło do pożaru, miał akurat nocną służbę. Wiadomość o pożarze dotarła do niej szybko. Okazało się, że dom spłonął w nocy. Powodem było zwarcie instalacji elektrycznej.
Zostały jej tylko stary telewizor i ubrania, które wzięła ze sobą, jadąc z wizytą do wnuczki.
Jadwiga Borowa została u wnuczki, w jej dwupokojowym mieszkaniu w Sokołowie Podlaskim. – Nie mogliśmy wyrzucić babci, nie miała gdzie pójść – opowiada wnuczka. Jadwiga miała zostać u wnuczki tylko na jakiś czas. – Chciałam, żeby babcia odpoczęła po tak ciężkich przeżyciach, żeby doszła do siebie. Potem miałyśmy szukać dla niej nowego lokum – opowiada wnuczka.
Babcia zajęła pokój swojego dwuletniego prawnuczka, maluch tymczasowo zamieszkał z rodzicami. Za niewielkie pieniądze, które dostała z ubezpieczenia domu, kupiła sobie ubrania i meble. Na razie postawiła je w pokoju wnuczka. Potem zamierzała je wstawić do mieszkania, które spodziewała się dostać od Urzędu Gminy.
Kiedy babcia i wnuczka, na początku grudnia, zgłosiły się do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, dowiedziały się, że przyszły za późno.
– Nikt przez ten czas nie zainteresował się mną, czy mam gdzie mieszkać, czy nie jest mi potrzebna żadna pomoc. Kiedy zgłosiłam się sama, odesłali mnie z kwitkiem – mówi Jadwiga Borowa.
Ta pani ma gdzie mieszkać
– Urzędnicy uznali, że skoro wnuczka mnie przygarnęła na jakiś czas, to znaczy, że mam gdzie mieszkać.
Według relacji Jadwigi Borowa i jej wnuczki, kierownik Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, Krzysztof Dziakowski oświadczył, że nie przysługuje jej lokal zastępczy ani pomoc finansowa, bo mieszka u wnuczki. Poszła do burmistrza Andrzeja Krasnodębskiego i od niego dowiedziała się, że może dostać około dwóch tysięcy złotych zapomogi. Ucieszyła się, ale nigdy nie dostała pieniędzy.
Zgodnie z instrukcją burmistrza, napisała podanie o zapomogę. W rezultacie dostała 500 zł.
– Czy miałam zostawić babcię na tym pogorzelisku, żeby dostała pomoc, jak inni, którzy się spalili? – pyta Małgorzata Jaźwińska.
– Dlaczego pomaga się rodzinom a starszym i samotnym, już nie? Czy mam położyć się na pogorzelisku i już umierać? – pyta Jadwiga Borowa.
Ta pani próbuje wykorzystać sytuację
Kierownik MGOPS Krzysztof Dziakowski patrzy na sprawę zupełnie inaczej. – Ta pani wymeldowała się zaraz po pożarze. Zameldowała się ponownie, kiedy po dwóch miesiącach chciała uzyskać od nas zasiłek – tłumaczy kierownik K. Dziakowski. – Faktycznie mieszka u rodziny i to na niej spoczywa obowiązek utrzymania babci – mówi K. Dziakowski.