Pierwsza akcja? Oczywiście, że pamiętam! To było od razu moje spotkanie ze śmiercią. Rosjanin wbił się samochodem pod Stara, wiozącego masło. Szokujący był ten spokój ciała: ręce ułożone na kierownicy, plecy swobodnie oparte na siedzeniu, i tylko ta twarz… Zerwany wierzch czaszki i mózg rozbryźnięty na tylnych kołach…
Robert pracuje w siedleckiej straży od wielu lat. Podobnie, jak Adam i Zenek. Każdy z nich, przychodząc na służbę, liczy się z tym, że zostanie wezwany do wypadku. Bo ostatnie lata, to istne szaleństwo. Zmieniły się proporcje, zmieniła się praca strażaków. – Mamy mniej pożarów, a więcej wypadków na drogach. Pierwsza linia Są często tą pierwszą linią ratunkową. Jeśli nie wyciągną ofiar zakleszczonych w pogiętych, zdeformowanych samochodach, ratownicy medyczni mogą być bezradni. Podejmują wyścig ze śmiercią. Wygrywają i przegrywają. Bo nie zawsze da się rannych uratować. Robert pamięta, jak rozcinał bok samochodu, by wyciągnąć kierowcę. Ciężko było. Nie ocierał nawet potu z czoła, bo nie było kiedy. Nagle poczuł, jak kolega łapie go za rękę. – Przestań. Tam jesteś bardziej potrzebny. – No, co ty! Daj mi spokój! – walczył dalej ze sprzętem. – Przestań – powtórzył kolega. – On nie żyje. Robert nie mógł uwierzyć, jak to się stało. – Jeszcze przed chwilą z nim rozmawiałem! Minęło tylko kilka minut! Kolega zauważył ten moment, gdy kierowca zamknął oczy. Adam nie opowiada w domu o pracy. – Żona nawet nie pyta. To nie ma sensu. Bo jak opowiedzieć o tej dziewczynce, blondyneczce z ojcem? Jechali pod Mokobodami maluchem. Była śnieżyca, wpadli w poślizg i maluch wbił się pod koła ciężarówki. – Dziewczynka nie miała ani jednej całej kosteczki. Rączka jak z gumy. Potworny był wyraz twarzy ojca. Zastygł z grymasem, jakby wiedział, co się stało. Nienaturalnie wytrzeszczone oczy, buzia otwarta jak do krzyku. I tylko mały piesek przeżył. To zostaje w człowieku. Zenek wie, że w tej pracy wszystko może zaskoczyć. Że życie układa takie scenariusze, jakich człowiek by nie wymyślił. – Jesteśmy przy wypadku, zginęły dwie dziewczyny. Nic już nie można zrobić. Podajemy liczbę ofiar. Chcemy przesunąć samochód… i znajdujemy trzecią dziewczynę. Siła uderzenia wyrzuciła ją do bagażnika. Ciało leżało zwinięte, jak gałgan pod wykładziną. Robert i Zenek rozmawiają o swej pracy w domu. No, może nie zdradzają wszystkich szczegółów. Często też pytają kolegów z pogotowia o los wyciągniętych z wraków ludzi. – Najtrudniejsze jest to, gdy dowiadujesz się, że człowiek, z którym rozmawiałeś, który ci dziękował, umiera. To wydaje się takie nierealne. Przecież wyglądał całkiem dobrze! Był przytomny, prosił, by ratować innych… Obrażenia bywają jednak tak rozległe, że organizm nie miał sił do walki. Ranni umierają, gdy wydawało się, że najgorsze za nimi. Dinozaury W czynnych akcjach Państwowej Straży Pożarnej w Siedlcach bierze udział 94 strażaków. Trzon zespołów tworzy grupa trzydziesto-czterdziestolatków, należących do najlepszych w kraju. To elita tego zawodu. Potwierdzają to nie tylko wyniki krajowych mistrzostw pożarniczych, w których zajmują czołowe miejsca. Każdy, kto ich spotka na swojej drodze, zaraz oceni sam, że ma do czynienia z kimś wyjątkowym. Oni sami bacznie przyglądają się młodszym kolegom. Przecież muszą im przekazać pałeczkę. Jeszcze parę lat i nastąpi zmiana warty. – Dziś cykl szkoleń jest inny. Nas rzucano na głęboką wodę. Młodzi, zanim wezmą udział w poszczególnych akcjach, muszą mieć odpowiedni kurs, papier. Nie każdy nadaje się do tego zawodu. – Najwięcej kandydatów odpada na testach psychologicznych – mówi komendant siedleckiej straży, Tomasz Iwański. Sam wie doskonale, jak mocną trzeba mieć psychikę, by poradzić sobie z tą pracą. – Nie da się nie słyszeć jęków bólu, nieartykułowanych charczeń umierających ludzi, których ratuje się, walcząc z czasem. Nie zamaże się widoku śmierci, krwi, poszarpanych, porozrzucanych tkanek. Trzeba z tym żyć – mówi z naciskiem. „Starzy” mówią o sobie: – Jesteśmy dinozaurami tego zawodu. I nie chodzi tylko o staż i doświadczenie. Chodzi o tę pasję, to życie pracą, która ci przecież daje w kość. Młodzi muszą jeszcze sporo tyłka sparzyć i, za przeproszeniem, sporo wyrzygać, by odnaleźć w sobie ten fanatyzm, bez którego nie masz czego szukać w tym zawodzie. Ta praca zbliża. To nie jest szorstka męska przyjaźń. To coś więcej, niż braterstwo. Strażacy muszą mieć do siebie bezwzględne zaufanie w prowadzonych akcjach. Lata pracy nauczyły ich porozumiewać się bez słów. Wystarczy spojrzenie, krótkie hasło, by wszystko działało, jak w zegarku. – Gdy wchodzę do zadymionego, palącego się pomieszczenia w aparacie tlenowym, muszę wierzyć, że kolega jest ze mną i wie, co robić – tłumaczy Adam. – I wiem, że jak mi się coś stanie, to Zenek mnie wyniesie. Albo nie wyjdziemy już obaj. Zenek nawet nie kiwa głową. To takie oczywiste. – Młodzi? Gdy wracają z nami z akcji są bladzi i niewiele mówią. Chyba nie chcą się przy nas otwierać. Pewnie reagują tak, jak kiedyś my. „Starzy” uważnie obserwują młodszych kolegów. – Jest taki młody chłopak z miasta. Będzie z niego strażak. O! Będzie! *** Siedleccy strażacy zajęli pierwsze miejsce w Krajowych Zawodach Pożarniczych w kategorii straży zawodowych. Będą reprezentować Polskę na międzynarodowej olimpiadzie strażackiej w Ostrawie w 2009 roku. Olimpiady te odbywają się co cztery lata. Będzie to już trzeci wyjazd naszej elitarnej jednostki na tak prestiżowe zawody. Z olimpiady w Chorwacji przywieźli złoty medal, z olimpiady w Finlandii przywieźli brąz.
Do redakcji
Chyba “moje” nie “meje”. “Pierwsza akcja? Oczywiście, że pamiętam! To było od razu meje spotkanie ze śmiercią.”
Graulacje
Gratuluję Januszu i życzę zwycięstwa w Ostrawie
wypasiony komander
cy ten w srodku to meje cy ” mojeeeeeeee”
Dla Januszka
GRATULACJE!!!!!!!!!Janusz jesteś najlepszy trzymam kciuki