Nie ma nic dziwnego w tym, że wielkim odkryciom towarzyszy przypadek. Zawsze tak było. – Waldek, chcesz jeża? – zakrzyknęli koledzy, widząc dziwaczny kształt wydobytej spod ziemi skały. Bryła przyciągała uwagę. – Przywiozłem kamień do domu. Leży już cztery lata – opowiada pan Waldemar Wintoch z Ruchny pod Węgrowem.
Głaz, który spoczął na podwórku, okazał się intrygujący. Koledzy z pracy niewiele przesadzili, nazywając ją jeżem. Od spodu owalny kamień jest nieco spłaszczony, równiejszy. Na górze i po bokach stroszy kamienne kolce. Na dodatek ciężki jest jak diabli. Na co dzień się takich nie spotyka. Przy drodze nie leżą.
Zagubiony na poczcie Punkt dla nas Żegnaj „jeżu”!
Nie wiadomo dokładnie, kto i kiedy wpadł na myśl, że kamień może być meteorem, spadłą na Ziemię cząstką kosmicznej materii. Z czasem jednak myśl ta okazała się na tyle dokuczliwa, że Waldemar Wintoch postanowił to sprawdzić.
– Córka Iza znalazła w Internecie stronę dla naukowców, zajmujących się badaniem meteorytów na Śląsku. Wysłała maila. Pan, z którym się skontaktowała, kazał odłupać kawałek i wysłać pocztą. Wysłaliśmy w lutym. Ale podobno nie doszło. W sierpniu wysłaliśmy drugi kawałek – żadnej odpowiedzi. Co prawda zwykłym listem, nie poleconym. Ale przecież nie powinno zginąć – opowiada pan Waldemar.
Skoro naukowcy ze Śląska zawiedli, właściciel zagadkowego kamienia postanowił szukać pomocy w „Tygodniku Siedleckim” (duży plus za wybór trafnego adresu!). Z odłupanym skrawkiem ciemnej skały zjawił się w naszej redakcji. Redakcyjnego geologa nie mamy, ale obiecaliśmy sprawę wyjaśnić.
Pojechałem do Ruchny, by na miejscu obejrzeć znalezisko. Na początek dokonaliśmy wstępnych oględzin
i wykonaliśmy standardowe naukowe procedury. Kamień był już wcześniej zważony. – Ważył 35 kg. Teraz może ździebko mniej, bo dwa kawałki zostały odłupane – objaśnił pan Waldemar. Pozostało tylko go zmierzyć. Młodziutki szczeniak, Kapsel, syn Kai, podskakiwał wesoło, starając się pochwycić miarkę zębami. Długość – 36 cm, szerokość – 26 cm, obwód – 106 cm. – Same szóstki wychodzą – lekko dziwi się pan Waldemar. Mierzymy jeszcze wysokość: – W najwyższym miejscu – 21 cm – odczytuje właściciel znaleziska.
Państwo Wintochowie ściągnęli z Internetu wszelkie wiadomości o meteorytach. Siedząc przy kuchennym stole, czytamy linijka po linijce: Powierzchnia meteorytów może być pokryta skorupą obtopieniową, powstałą w czasie przelotu przez ziemską atmosferę. I to by się zgadzało. Jakiś rodzaj skorupy na kamieniu rzeczywiście widać. Cienka warstwa zewnętrzna wyraźnie różni się od wnętrza bryły. Skorupa ta jest zwykle czarna i matowa, czasem brązowa. Z upływem czasu na powierzchni może pojawić się kolor rdzawy z różnymi odcieniami. Fragment, leżący przed nami na stole, ma skorupę raczej szarą i spłowiałą. – Ale mogła długo leżeć w ziemi i to ją zmieniło – przypuszcza pani Barbara Wintochowa.
Czasem można zaobserwować na powierzchni meteorytu strużki lub krople zastygłej materii tzw. regmaglipty – wgłębienia przypominające odciski palców w miękkiej glinie”. I to by się jak najbardziej zgadzało. Zagłębienia między kolcami naszego „jeża” wyglądają właśnie tak, jakby je odciśnięto paluchami w świeżej glinie.
Meteoryty są zwykle cięższe niż ziemskie kamienie o podobnej wielkości. Jest to spowodowane obecnością żelaza lub jego związków. – A to ciężkie jest, jak cholera – przyznaje pan Waldemar. Punkt dla nas.
Meteoryty posiadają zdolność przyciągania magnesu. Jest to również skutek dużej zawartości żelaza lub jego związków, np. magnetytu. – Ten kamień magnesu nie przyciąga – wzdycha pan Waldemar. – Ale
w innym miejscu piszą, że nie wszystkie meteoryty przyciągają magnes. Są takie, na które magnes nie działa – dopowiada pani Barbara.
Wszyscy mamy wielką ochotę, by „jeż” okazał się meteorytem. Na razie, bądźmy uczciwi, kamień ma zaledwie zadatki. Szczegółowych badań domowymi sposobami nie wykonamy. Nie dla nas dyfraktometria rentgenowska, spektroskopia absorpcyjna ani choćby mikroskopia elektronowa. Zabieram kawałek kamienia i obiecuję znaleźć geologa.
Ale gdzie w Siedlcach go szukać? Szczęśliwie przypominam sobie, że kilka lat temu przy okazji odsłonięcia pomnika Jana Pawła II od ówczesnego wiceprezydenta miasta, Stanisława Mrówczyńskiego, jak się okazało
z wykształcenia geologa, wiele dowiedziałem się o ukraińskich marmurach. – Jest pan jedynym znanym mi geologiem – proszę go o pomoc. – Moja żona też jest geologiem. Wykłada na uczelni – broni się pan Stanisław. Ale zgadza się obejrzeć kamień.
– Meteoryt? Nie… To granit: skała magmowa, głębinowa. Może być gnejs, ale raczej granit – śmieje się Stanisław Mrówczyński, obracając w ręku kawałek skały. – A ta skorupa na powierzchni? – To procesy wietrzeniowe. Na ćwiczeniach na pierwszym roku studiów były takie szuflady ze skałkami. Wykładowca podchodził, podrzucał w ręku i trzeba było to w locie rozpoznawać – wspomina studenckie czasy Stanisław Mrówczyński.
I już było po uroku! po czarach! po dziwie! Tak kończą się marzenia
o kosmicznej materii. Żegnaj kosmiczny „jeżu”!
Ciekawość świata trzeba w sobie nieustannie doskonalić. Czego się
o meteorytach nauczyliśmy, tego nie zapomnimy – to nasze. Jeszcze kiedyś nad naszą wsią albo miastem przeleci meteoryt. A wtedy pierwsi go rozpoznamy!