– Znów wytruli nam ryby. Za własne pieniądze, wysiłkiem całej wsi zarybiamy nasz staw. Wszystko po to, żeby wieś miała świeżą rybkę pod ręką i co mamy? To samo, co zawsze o tej porze roku. Nasz staw staje się jednym wielkim, cuchnącym szambem, w którym ryby zdychają – mieszkańcy wsi Błonie Duże w gminie Bielany przeklinają firmę Dinter Polska, mającą swoją siedzibę
w oddalonej o sześć kilometrów od ich wsi Bachorzy.
Na pytanie, od kiedy mają staw i skąd się on wziął w centrum wsi, nikt w Błoniu nie zna odpowiedzi, bo według mieszkańców ten staw był tu od zawsze. Teraz formalnie należy do Ochotniczej Straży Pożarnej, ale w praktyce to dobro wspólne. Mieszkańcy wsi co roku organizują zbiórki pieniędzy na zarybienie zbiornika. – Te zbiórki to już nasza wiejska tradycja. Co roku zarybiamy, a potem łowimy. Mieliśmy tu wiele gatunków ryb. W tym roku wpuściliśmy dodatkowo karpie, liny i sumy – mówi Adam Błoński. Rozmawiamy przy brzegu stawu. Pomiędzy nami, na trawie, leżą trzy śnięte szczupaki. Piękne, duże okazy. Szkoda tylko, że martwe. Tuż obok, na tafli wody widać duszące się ryby, które swoimi małymi pyszczkami próbują łapać tlen z powietrza. – Nie ma dla nich ratunku. Zdechną jak wszystkie. Chwilę popływają brzuchami do góry, a potem spadną na dno. Będą gniły, w całej okolicy będzie czuć fetor – dodaje Adam Błoński. Oskarżają bez wachAnia Wieś dba o staw. Trzy lata temu, czynem społecznym, wszyscy mieszkańcy zabrali się do czyszczenia dna stawu. Na początku listopada przy brzegu pojawiły się pierwsze martwe ryby. Woda zmieniła kolor. W pobliżu można było wyczuć nieprzyjemny zapach. Mieszkańcy wsi bez zastanowienia obarczyli winą firmę Dinter Polska. – Wiemy, że to ta firma. Tak się dzieje co roku, zawsze jesienią, kiedy tylko rusza przetwarzanie jabłek – mówi Józef Rozbicki.
Zdaniem rolników toksyczne ścieki trafiają do stawu przez rów melioracyjny, który łączy akwen z przyzakładową oczyszczalnią ścieków. Wójt gminy Bielany, Zbigniew Woźniak, problem stawu w Błoniu Dużym dostał „w spadku” po swoim poprzedniku. Z dokumentacji prowadzonej przez gminę wynika, że pierwszy raz staw został zanieczyszczony w latach dziewięćdziesiątych. To nie pierwszy przypadek zatrucia ryb w tym stawie. Do podobnych sytuacji dochodzi od ośmiu lat. Zdarza się to zawsze jesienią, kiedy w sąsiedniej firmie zaczyna się przetwarzanie jabłek. Gmina interweniowała już wielokrotnie, ale jak dotąd bezskutecznie. – Próbujemy wyjaśniać sytuację co roku. Rezultat jest zawsze opłakany. Przyjeżdżają tu inspektorzy. Przeprowadzają kontrole. Żadna z nich niczego nie dała. Firma zawsze się tłumaczy. Okazuje się, że albo nie ma norm, które można by odnieść do takiego stawu, albo że w zakładzie akurat nastąpiła awaria, która w jakiś sposób usprawiedliwia to, co się stało – tłumaczy wójt Zbigniew Woźniak. Przetwórca nie czuje się winny Nikt z firmy Dinter Polska nie chciał rozmawiać z nami na ten temat. Szefostwo firmy nie pozwoliło pracownikom zakładu w Bachorzy wpuszczać na teren firmy ekip telewizyjnych ani fotoreporterów prasowych. Kierownik Zakładu Dinter Polska w Bachorzy, Andrzej Formus, spotkał się z dziennikarzami w wąskim korytarzyku stróżówki po to tylko, żeby wręczyć im pisemne oświadczenie. Firma poinformowała opinię publiczną jedynie o tym, że jest właścicielem zakładu w Bachorzy od marca bieżącego roku i zajmuje się przerobem owoców, produkcją soków i koncentratów. „Powstające ścieki w toku produkcji są oczyszczane w zakładowej oczyszczalni, a dalej odprowadzane do rowu melioracyjnego. Ścieki badane są regularnie co dwa miesiące przez niezależne, akredytowane laboratorium. Od momentu przejęcia zakładu przez firmę Dinter GmbH nie było przekroczeń zgodnie z wydaną decyzją wodnoprawną” – czytamy w oświadczeniu. Po tym, jak mieszkańcy Błoni złożyli doniesienie o zatruciu stawu do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Mińsku Mazowieckim, inspektorzy nie zostali wpuszczeni na teren zakładu. Próbki udało się pobrać dopiero po interwencji policji. Zostały pobrane próbki ścieków przed zrzutem do rowu i te z rowu. Wyniki wskazują na zatrucie wody. – Dopuszczalne parametry zostały przekroczone, niektóre wskaźniki nawet trzydziestokrotnie – informuje kierownik delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Mińsku Mazowieckim Aleksandra Dziewulska. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska zapowiada nałożenie kar pieniężnych na firmę Dinter Polska oraz dodatkowo skierowanie sprawy do prokuratury.
zamknac zaklad
Zamknac zaklad, to sie naucza, ze ryb truc nie wolno! takie ladne szczupaczki i tyle radosci z lowienia. 500tys kary i bedzie git! pewnie urzedas lapowke dostal i sprawa ucichnie
śnięte
A może ote tylko śpią na zimę i wiosną się obudzą zostawcie te ryby w spokoju.
mordercy
ktoś musi za to beknąć nie można zabijać ryb w ten sposób