Czy sprawa starszego pana, który od lat znosi do domu śmieci, przerosła siedleckiego prokuratora? Wszystko wskazuje na to, że tak. Uznał, że nie ma podstaw do wszczęcia dochodzenia po przesłuchaniu
pracownicy Sanepidu, której nie wpuszczono do kłopotliwego mieszkania.
Prokurator nie przesłuchał więcej żadnych świadków, w tym sąsiadów i zarządcy budynku. Zupełnie, jakby prywatnego składowiska odpadów nie było. Tymczasem śmieci są.
A z nimi robaki i potworny fetor.
Tykająca bomba
Helena Bartnik objęła zarządem dwuklatkowy blok przy Młynarskiej 7 w Siedlcach w 2007 roku. Razem ze Wspólnotą Mieszkaniową doprowadziła do ocieplenia budynku, wyremontowania stropu. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jeden z lokatorów. Pierwsze skargi na starszego pana wydały się aż niewiarygodne.
– Całymi dniami chodzi po śmietnikach, grzebie w odpadach, pakuje je do reklamówki i przynosi do domu – zauważyli sąsiedzi.
Latem na klatce schodowej panował okropny fetor. Otwieranie okien nie na wiele się zdało. W najgorszej sytuacji są bezpośredni sąsiedzi, oddzieleni od feralnego mieszkania tylko ścianą. Z kanałów wentylacyjnych w łazienkach smród dostaje się do innych mieszkań. Czasem trudno wejść do toalety. O wyjściu na balkon nie ma mowy: mdły, obrzydliwy zapach, dostający się przez okno balkonowe, nie pozwala na wietrzenie pokoju.
– Boimy się: szczurów, robactwa
i pożaru – skarżą się mieszkańcy bloku.
Mdły duszący zapach świadczy
o tym, że w mieszkaniu się gromadzone są nie tylko rupiecie, ale też resztki organiczne. A to może stanowić zagrożenie epidemiologiczne.
– Nie tylko widmo chorób i rozchodzące się robactwo straszą mieszkańców bloku. Ten pan nie wpuszcza od lat monterów, dokonujących przeglądu instalacji gazowej – martwi się Helena Bartnik. – Nie wiemy, czy jego kuchenka i przewody gazowe są sprawne, szczelne, czy nie stwarzają zagrożenia. Ludzie skarżą się, że mają poczucie, jakby siedzieli na tykającej bombie. Nie wpuszczę!
Helena Bartnik złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa z artykułu 183 Kodeksu karnego. Mówi on, że składowanie odpadów mogących zagrażać zdrowiu lub życiu innych ludzi, jest przestępstwem. Zawiadomiła także Sanepid o zagrożeniu epidemiologicznym, związanym z gromadzeniem śmieci w lokalu mieszkalnym.
Hanna Śnieżek z Sanepidu pamięta dobrze dzień, w którym wybrała się na przeprowadzenie kontroli sanitarnej. Oprócz zarządcy i członków wspólnoty, towarzyszyli jej także funkcjonariusze policji.
– Z informacji sąsiadów wynikało, że ten pan wychodzi wcześnie i wraca wieczorem, dlatego ustaliliśmy czas kontroli na godzinę ósmą rano – wspomina.
Niestety, pukanie do drzwi i wzywania lokatora, by pozwolił im wejść, niewiele dały.
– Nie wpuszczono nas. Nie mogłam sporządzić protokołu pokontrolnego, a tym samym nadać sprawie administracyjnego biegu o ukaranie za składowanie śmieci w niedozwolonym miejscu. Sporządziłam opinię sanitarną, informującą administratora, że właściciel mieszkania jest obowiązany przestrzegać higieny sanitarnej, bo inaczej podlega karze grzywny – wyjaśnia Hanna Śnieżek.
Dodaje też bezradnie:
– Sanepid nie ma takich uprawnień, aby wejść siłowo do czyjegoś mieszkania, nawet, gdy istnieje podejrzenie zagrożeniem chorobami
i zakażeniami.
Dlatego też Helena Bartnik widziała jedyny ratunek w siedleckiej prokuraturze. Ku jej zaskoczeniu, prokurator umorzył jednak postępowanie. Zrobił to zaraz po rozmowie z pracownicą Sanepidu, która przyznała, że nie widziała zgromadzonych odpadów, bo nie została wpuszczona do mieszkania. Miała też zeznać, że Helena Bartnik stwierdziła, że sama przeprowadzi wizję lokalną mieszkania i powiadomi o tym Sanepid. Ale nie powiadomiła. Prokurator uznał więc, że nie ma sprawy i przestępstwa.
Rzecznik prokuratury Okręgowej w Siedlcach, Krystyna Gołąbek ma przed sobą akta umorzonej sprawy.
– Czy prokurator przesłuchał jeszcze jakichś świadków? Na przykład sąsiadów, którzy widzą, jak starszy pan znosi śmieci, którzy skarżą się na smród, i którzy widzieli przez jego okno balkonowe sterty odpadów w domu? – pytamy.
– Nie.
– Czy przesłuchał panią Bartnik, która miała sama przeprowadzić wizję lokalną? Nie ciekawiło go, czy to zrobiła, a jeżeli nie, to dlaczego?
– Nie przesłuchał.
– A czy prokurator może wydać nakaz wejścia do mieszkania, do którego lokator nikogo nie wpuszcza, a istniej podejrzenie, że popełnił przestępstwo?
– Może to zrobić w ściśle określonej sytuacji – mówi Krystyna Gołąbek. – Musi być prowadzone postępowanie prokuratorskie, a wtedy
w poszukiwaniu dowodów może taki nakaz wydać.
A, że prokurator postępowanie umorzył…
Dlaczego to zrobił? Czy sprawa wydała mu się zbyt błaha… czy zbyt trudna? Aż nieprawdopodobna wydaje się lekkość, z jaką zamknięto postępowanie na podstawie informacji od osoby, która nic nie widziała, bo widzieć nie mogła i po jej stwierdzeniu, że zarządca miał sam wizję przeprowadzić, ale już do Sanepidu się więcej nie zgłaszał. Jakby to istotnie zamykało sprawę. Nie sprawdzono, ile poszło zgłoszeń i próśb o interwencję do: policji, Straży Miejskiej, Straży Pożarnej, konserwatorów
z gazowni. Nie skorzystano z takich dowodów, jak zeznania świadków, którzy widzieli tajemnicze odpady,
i moment, w których były one wnoszone do domu.
Z urzędu
Krystyna Gołąbek po dokładnym zapoznaniu się ze sprawą, stwierdziła:
– Zostanie w tej sprawie wszczęte postępowanie z urzędu o charakterze poza karnym, zmierzające do wyjaśnienia tej sprawy. Zostanie nawiązana współpraca z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Rodzinie.
Helena Bartnik deklaruje:
– Złożę jeszcze raz doniesienie
o popełnieniu przestępstwa i poproszę o przesłuchanie świadków.
Nie wiadomo, czy lokator z Młynarskiej ma rodzinę, czy jest samotny. Jest właścicielem mieszkania, ale nie widać, by ktoś go odwiedzał. Opłaca czynsz. Unika kontaktu
z ludźmi, z mediami. Był już bohaterem publikacji. Kilka lat temu zaczął budować betonowy bunkier, który stał się niebezpiecznym obiektem
z racji wystających prętów, niezabezpieczonych dziur, sypiących się ścian. Budowy bunkra zaprzestał. Teraz poświęca się gromadzeniu dóbr, które wyrzucają inni.
Niewygodny dziadek
Wszyscy bezradni,a gdzie radni.Wszyscy wiedzą i widzą tylko udają że niedowidzą problemu.
Wyjście
Wyjsciem z sytuacji jest Art. 29 Ustawy o ochronie zdrowia psychicznego.