Co może wyczarować na scenie dwóch znakomitych aktorów (Jarosław Boberek, Tomasz Dedek), mając do dyspozycji metalowy wieszak, służący za podręczną szafę męską, 21 krzeseł (które w zależności od potrzeb bądź to zamieniają się w stół, bądź “budują” wnętrze kościoła), ekran kinowy – by przedstawienie nawiązywało do konwencji Teatru Telewizji, wiekowy kuferek podróżny i masę wyobraźni?
Po spektaklu "Kobieta w czerni", który można było dzisiaj obejrzeć w siedleckiej Sali Podlasie, śmiało mogę napisać, że prawie wszystko. A gdy dołączyła do nich snująca się po scenie niczym widmo tajemnicza kobieta-duch, a w raz z nią, najprawdziwsze wyładowanie fajerwerkowe, okazało się, że w tym przypadku prawie wszystko to już niemal wszystko. Wnętrza Fabryki Trzciny zachowały elementy starej architektury. Surowe ściany, pajęczyny kabli, maszyny i przedmioty z dawnej fabryki podkreślają niepowtarzalność tego miejsca. Adaptacja budynków fabryki na potrzeby Centrum Artystycznego trwała blisko 2 lata.
Fabryka Trzciny zawdzięcza nazwę swojemu twórcy Wojciechowi Trzcińskiemu – kompozytorowi, producentowi muzycznemu i telewizyjnemu.
"Kobieta w czerni" na podstawie powieści Susan Hill, w adaptacji Stephana Mallatratta i reżyserii Krzysztofa Langa to nowoczesna i oryginalna zarazem interpretacja klasycznej historii o duchach, kontynuująca tradycje takich twórców, jak: Charles Dickens, M. R. James, Henry James czy Edith Wharton.
Ten sprawnie zrealizowany dreszczowiec narodził się w 1987 roku w Scarborough. Jego akcja rozgrywa się dokładnie w tym samym teatrze, w którym siedzimy, w zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu, osnutym delikatną mgiełką. W miarę rozwoju akcji historia owija się wokół widza jak bagienne opary, stopniowo odkrywając przygody londyńskiego notariusza, który odwiedza opuszczony dom zmarłej klientki.
Notariusz, Arthur Kipps zasięga porady u aktora. Chce bowiem jak najlepiej opowiedzieć rodzinie i znajomym wydarzenia, które przydarzyły mu się 30 lat wcześniej. Ponieważ aktor nie ma specjalnie czasu wysłuchiwać przesadnie rozbudowanych monologów Kippsa, wspólnie zaczynają odgrywać historię, w której Kipps stopniowo odkrywa w sobie dar aktorski, jakiego się wcześniej po sobie nie spodziewał.
Alicja Drablow żyła samotnie od ponad 60 lat w gotyckim domostwie na wyspie, na którą można było dostać się jedynie groblą podczas odpływu. Kiedy Kipps przybył do domostwa pani Drablow – zaczęły się mu przydarzać różne dziwne rzeczy. Na domiar złego kilkakrotnie spotkał kobietę w czerni o bladej, zawoalowanej twarzy, na której wyraźnie malowały się wrogość i desperacja.
Półtoragodzinny spektakl, utrzymany w konwencji opowieści z dreszczykiem, jest pierwszym przedstawieniem z cyklu "Scena Kobra", zrealizowanym w warszawskim Centrum Artystycznym Fabryka Trzciny. Scena Kobra to z kolei autorski projekt Fabryki. Nawiązuje do Teatru Sensacji Kobra, czyli przedstawień pokazywanych w PRL-u w czwartkowe wieczory w telewizji.
Zgodnie z założeniem tego projektu – historie kryminalne, thrillery i horrory ze słynnej serii telewizyjnej będą adaptowane na potrzeby sceny teatralnej. Nie zabraknie w nich jednak nawiązań do Teatru Telewizji.
Centrum Artystyczne Fabryka Trzciny – będące pierwszym prywatnym centrum artystycznym – powstało na Starej Pradze, przy ulicy Otwockiej 14, we wrześniu 2003 roku. Mieści się w starej, odrestaurowanej fabryce na warszawskich Szmulkach. Wcześniej były tu wytwórnia marmolady, przetwórnia konserw i w końcu siedziba zakładów Polskiego Przemysłu Gumowego (w skrócie PPG – od którego wzięły swoją nazwę słynne tenisówki „pepegi”).