Wywiad na temat oddziaływania linii najwyższych napięć z ekspertem Polskich Sieci Elektroenergetycznych Bogumiłem Dudkiem
– Budowa linii najwyższych napięć na terenie niektórych gmin wśród części lokalnych społeczności jest przyjmowana z nieufnością, a nawet niechęcią. Dzieje się tak głównie ze względu na rzekome negatywne odziaływanie linii na zdrowie mieszkańców. Ile w tym prawdy i czy rzeczywiście są powody do obaw?
– Nie, nie ma powodów do obaw. Ale żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zacząć od krótkiego wstępu. Linie przesyłowe o napięciu 220 kV i 400 kV budowane są w Polsce od połowy ubiegłego wieku. Pierwszą linię o napięciu 400 kV, która miała długość 312 km, wybudowano w 1963 roku. Jest to więc stosowany od ponad pół wieku sposób przesyłania energii elektrycznej. Dodajmy, że linie 400 kV stanowią podstawowy sposób przesyłu prądu na całym kontynencie europejskim.
Powszechna eksploatacja tego rodzaju linii na świecie skutkowała tym, że od kilkudziesięciu lat są prowadzone badania nad ich wpływem na zdrowie człowieka. Mimo tak długiego już okresu użytkowania linii, naukowcy nie stwierdzili negatywnego ich wpływu na zdrowie i otoczenie.
– Czy to oznacza, że linie nie mają żadnego wpływu na otoczenie?
– Oznacza to, że jeżeli spełnione są normy, zarówno na etapie projektowania linii, jak i jej budowy, to wpływ linii, z punktu widzenia zdrowia człowieka, jest całkowicie pomijalny. Należy przypomnieć, że linie elektroenergetyczne można obecnie sytuować w odległości co najmniej 35 metrów od zabudowań mieszkalnych. Pozwala to wypełnić ograniczenia, narzucone w tym zakresie przez polskie normy, które należą do najostrzejszych w Europie. Co warte podkreślenia, wymagania norm są skrupulatnie kontrolowane. Każda instalacja elektroenergetyczna w Polsce przechodzi szereg badań i kontroli. Jeśli którakolwiek z instytucji wykazałaby przekroczenie istniejących norm lub stwierdziła, że linia może narażać zdrowie ludzi, to nie zostałaby dopuszczona do pracy.
– Jakie instytucje zajmowały się badaniem wpływu linii najwyższych napięć na otoczenie? Czasem pojawia się bowiem zarzut, że są to badania, finansowane przez firmy energetyczne, a przez to całkowicie niewiarygodne.
– Tych instytucji jest bardzo wiele, gdyż badania są prowadzone na różnych poziomach oddziaływania: molekularnego, komórkowego, tkankowego, całych organizmów i sanitarno-epidemiologiczne. Tego typu badania są finansowane przez różnorodne instytucje, w tym również przez firmy energetyczne. Nie zapominajmy jednak, że firmy energetyczne zatrudniają pracowników do eksploatacji tych linii, którzy, na co dzień, zawodowo obcują z tymi urządzeniami i są zainteresowane, aby ich praca była bezpieczna. Zjawiska towarzyszące przesyłaniu energii elektrycznej są badane od wielu lat przez różne środowiska i grupy. Jednymi z najważniejszych opracowań, na które powołuje się PSE i którym trudno zarzucić brak obiektywizmu, są dokumenty Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). W Raporcie z 2007 r., tej najpoważniejszej, zajmującej się zagadnieniami zdrowotnymi organizacji, „Exposure to extremely low frequency fields” podkreśla się, że nie znaleziono podstaw do stwierdzenia, że pola wokół linii elektroenergetycznych negatywnie oddziałują na zdrowie ludzi. Raport jest swego rodzaju podsumowaniem prowadzonych przez lata prac badawczych, wykonanych w sposób rzetelny i właściwie udokumentowanych w różnych krajach świata.
– Jak zatem wytłumaczyć to, że w przestrzeni publicznej wciąż pojawiają się takie spekulacje?
– To kwestia wiarygodności źródeł informacji, czasami tendencyjnych ich interpretacji. Oczywiście, nie zawsze chodzi o umyślne tworzenie fałszywych, czy wątpliwych przekazów. Pojawiają się od czasu do czasu wyniki pseudonaukowych badań, przeprowadzonych niezgodnie ze standardami rzetelności, które usiłują wykazać związek między polami elektroenergetycznymi a chorobami. Jednak rzetelne badania naukowe nie potwierdzają tych wniosków. Znów można przytoczyć ocenę WHO, która podała, że pola elektromagnetyczne o niskiej częstotliwości nie są klasyfikowane pod względem ich kancerogenności. A więc brak dowodów na to, że przyczyniają się do powstawania nowotworów.
– Tereny, przez które przechodzą linie najwyższych napięć, to często tereny rolnicze, gdzie jest prowadzona hodowla zwierząt. Jaki jest wpływ linii na zwierzęta wypasające się w ich pobliżu?
– Linie są obecne na terenie całej Polski od dziesięcioleci i nie stwierdzono żadnego ich wpływu na zdrowie zwierząt. Ani na jakość mięsa, mleka czy jaj. Nie oznacza to jednak dowolności w hodowli, wypasaniu w kontekście np. instalowania pastuchów elektrycznych, poideł, które muszą być w obszarze oddziaływania linii skutecznie uziemione.
– Skąd właściwie wzięła się przyjęta w polskich normach odległość 35 metrów od budynków mieszkalnych? Słyszy się, że w innych krajach te odległości są znacznie większe.
– Odległość ta nie wynika z norm bezpieczeństwa, tylko podejścia ostrożnościowego. Nawet stałe przebywanie, zamieszkiwanie w odległości 35 metrów od linii jest całkowicie bezpieczne i spełnia wymagania krajowego prawa, dotyczącego oddziaływań elektromagnetycznych. Według polskiego ustawodawstwa natężenie pola elektrycznego nie może przekraczać 1kV/m, a natężenie pola magnetycznego – 60 A/m (75 µT), co w odległości 35 metrów jest spełnione z dużym zapasem. Dla porównania m.in. w: Niemczech, Francji, Hiszpanii, Chorwacji, Austrii, Irlandii, Litwie i w Australii przepisy są bardziej liberalne, pozwalają, na odpowiednio 5kV/m oraz 80, 100 A/m – natężenia pola magnetycznego, emitowanego przez sprzęt AGD znajdujący się w naszych domach, są w niektórych przypadkach podobne. I to właśnie natężenie pól, a nie odległość od linii jest kluczowa. W pewnych szczególnych, pojedynczych przypadkach w nielicznych krajach są wydawane zalecenia co do odległości i z reguły są specyficzne i niepowtarzalne w innych krajach. Takie regulacje zdarzają się tam, gdzie gęstość linii już istniejących jest dużo większa niż w Polsce – w Europie Zachodniej jest ona 1,5-2,5 razy większa.
– Czy nie warto przeciąć spekulacji, plotek oraz mitów i po prostu umiejscowić linie w betonowych korytarzach, schowanych głęboko pod ziemią?
– Tak zwane skablowanie linii, czyli prowadzenie ich pod ziemią, w przypadku linii o napięciu 400 kV, jest rzadkością na świecie. Na tym etapie rozwoju technologii nie ma rozwiązań, pozwalających na stosowanie tej metody na dłuższych odcinkach. Na krótszych jest stosowana tylko w nadzwyczajnych, wyjątkowych okolicznościach, na przykład w centrach wielkich miast, gdzie nie ma innych możliwości.
Przy czym, w żadnej mierze nie jest to rozwiązanie bardziej przyjazne dla człowieka i środowiska. Konieczność użycia na całej długości linii ciężkiego sprzętu prowadzi do znacznych zniszczeń. Na powierzchni, pod którą przebiega okablowanie, zabroniona jest budowa jakichkolwiek obiektów, a nawet sadzenie roślin o głębokich systemach korzeniowych. Nad taką linią, na całej jej długości, utrzymuje się pole magnetyczne wyższe niż w przypadku linii napowietrznej. Zatem stosowane podejście ostrożnościowe uzasadnia troskę firm energetycznych, w tym Polskich Sieci Elektroenergetycznych, o upowszechnianie wiedzy w społeczeństwie o polach elektromagnetycznych i udział w dyskusjach, także publicznych. Spełniając misję przesyłu energii elektrycznej z miejsc ich wytwarzania do miejsc jej dystrybucji i konsumpcji, stanowi podstawy rozwoju cywilizacyjnego, choć w każdym z krajów jest to zróżnicowane w zależności od sposobu udziału społeczeństwa w rozwiązaniach prawnych. Na koniec podkreślę więc – linie energetyczne są tak zaprojektowane, aby przebywanie w ich pobliżu było całkowicie bezpieczne, a firmy energetyczne są zobowiązane do przestrzegania surowych przepisów i norm.
Bogumił Dudek – Absolwent Wydziału Elektrycznego Politechniki Śląskiej (1973 r.), na którym w latach 2002-2008 był wykładowcą na studiach podyplomowych. Certyfikowany wykładowca CIOP-PIB. Od 2002 r. przewodniczący Polskiego Komitetu Bezpieczeństwa w Elektryce SEP, a od 2009 r. przewodniczący Komitetu Technicznego 72. ds. elektroenergetycznego sprzętu ochronnego i do prac pod napięciem Polskiego Komitetu Normalizacyjnego. Międzynarodowy ekspert w zakresie prac pod napięciem – UNIPEDE, IEC, ICOLIM. Inicjator i współorganizator cyklicznych krajowych konferencji, m.in. na temat prac pod napięciem i bezpieczeństwa pracy w energetyce. Współtwórca i konsultant aktów prawnych, związanych z bezpieczeństwem pracy. Autor około 500 publikacji krajowych i zagranicznych oraz felietonów. Pracuje jako ekspert w Polskich Sieciach Elektroenergetycznych SA.
Materiał powstał przy współpracy z Polskimi Sieciami Elektroenergetycznymi S.A.