Z tej okazji zagra dla swoich sympatyków specjalny koncert pod hasłem: „Wulkan muzycznej energii”. W programie: klasyka, jazz, latin music, rock i blues. Początek 19 kwietnia o godz. 18.00 w Sali Białej MOK.
Z Wiesławem Miadziółką rozmawia Tomasz Markiewicz
– To już 25 lat zespołu „Limbos”. Kręci się Wam łza w oku?
– O tak, kręci się, ale ocieramy łzy. Chcemy być w dobrej formie i ostro koncertować.
– Planujecie z tej okazji coś specjalnego, czy podchodzicie do jubileuszu bez fajerwerków? –
Jubileusz będziemy obchodzili w marszu zaplanowanych koncertów. A fajerwerki? No cóż, my jesteśmy cały czas świetlistym fajerwerkiem! To widać i słychać! (śmiech)
– Jesteś w stanie cofnąć się te ćwierć wieku i przypomnieć sobie, co Cię tak naprawdę skłoniło do założenia grupy?
– Zawsze chciałem być czynnym muzykiem, grać na scenie i zachęcać ludzi do słuchania koncertów na żywo. Muzyka jest bardzo potrzebna na co dzień, bo uszlachetnia każdego. Stąd moje hasło: „ani dnia bez muzyki”. Pozytywne emocje, dobry smak muzyczny, kształtowanie dobrych gustów muzycznych, szczególnie u młodszej publiczności, bo starsi słuchacze doceniają to, co robimy i gramy – to główny cel naszej działalności.
– Muzyka nie ma dla Was tajemnic. Potraficie wykonać Mozarta, klasykę rocka, przeboje pop, muzykę latynoamerykańską, ale też choćby jazz. Czy jest coś, czego nigdy nie zagracie?
– Jesteśmy w stanie zagrać wszystko, to tylko kwestia odpowiedniego przygotowania. Ale my skupiamy się na standardach z historii muzyki – taką drogę obraliśmy i nią podążamy.
– Ostatni raz słuchałem Was na żywo, podczas 50. Jubileuszowych Zaduszek Jazzowych. Sięgnęliście wtedy po najprzedniejszą rockowo-bluesową klasykę, m.in. utwory grup „Cream” i „Breakout”. Odniosłem wrażenie, że jesteście w świetnej kondycji. Potwierdzasz?
– Tak, potwierdzam. Jesteśmy w doskonałej dyspozycji w życiu i na scenie. Powiem więcej: to nasz czas!
– Powiedz mi: czy po tylu latach koncertowania nadal czujesz frajdę z wykonywania na żywo takich utworów, jak „Strange Kind of Woman” albo „Sweet Home Chicago”?
– Ja i cały mój „Limbos” możemy być chorzy, zmęczeni, ale kiedy wychodzimy na scenę, to – jak to się mówi – nie ma, że boli. Bo muzyka utrzymuje nas przy życiu. To nasze najlepsze lekarstwo, zaszczyt i wyróżnienie. Co do frajdy z grania, oczywiście mamy ją cały czas. Repertuar ciągle się zmienia, bo utworów i tematów muzycznych w dobrym guście jest bardzo dużo. A więc gramy z chęcią.
– Praca z takimi wybornymi muzykami, jak Piotr Frańczuk czy Grzegorz Matwiejczyk to ciężka praca czy dobra zabawa w miłej atmosferze?
– Z Piotrem gram już 14 lat, z Grzegorzem – 9. Dobrze się znamy. Jak to w życiu bywa, czasami jesteśmy zmęczeni wspólną pracą, ale to szybko mija. Nigdy natomiast się nie kłócimy. Zawsze dużo rozmawiamy – bo my po prostu siebie nawzajem szanujemy.
– Jesteś otwarty na współpracę z młodszymi kolegami, czego dowód stanowi obecność w zespole Leszka Kowalika („Outside”). Czego młodsi muzycy mogą nauczyć się od Ciebie i co daje Tobie współpraca z nimi?
– Leszek wychowywał się na koncertach „Limbos”, ucząc się w szkołach, w których dawaliśmy występy edukacyjne. Niektórzy młodsi koledzy muzycy to nasi byli uczniowie. Zdobywali pierwsze doświadczenia muzyczne pod moim kierunkiem, a wielu gitarzystów uczyło się u Piotra Franczuka, bo jesteśmy też nauczycielami. Potem mistrz inspiruje ucznia i odwrotnie. Grając, nakręcamy się wzajemnie – i o to chodzi. Leszek występuje z nami od 4 lat. Gdy zaczynaliśmy współpracę, mieliśmy wrażenie, jakby był z nami od zawsze. Jest idealnie wtopiony w naszą ekipę. Ja chodzę na koncerty grup „młodzieżowych” typu „Outside” i dobrze się tam czuję, a na koncertach „Limbosa” widzę młodszych kolegów muzyków, którzy z ciekawością obserwują naszą grę. Chociaż na przykład „Outside” i „Limbos” to zupełnie inne bajki. Nasze formacje różnią się od siebie dosłownie wszystkim. Ale tak jest dobrze, to naturalne.
– Z którego swojego dokonania jesteś najbardziej zadowolony, a o którym chciałbyś jak najszybciej zapomnieć?
– Jestem w zasadzie, jak to się mówi, pogodzony ze sobą. Moje dokonania, chociaż wywodzą się z pasji muzycznej – to moja ciężka, konsekwentna praca. Cieszę się, że nigdy nie dałem plamy. Mam dużo doświadczeń – zarówno artystycznych, jak i życiowych. Praca muzyczna w teatrach, cyrkach, orkiestrach symfonicznych i rozrywkowych, telewizja, radio, duże sceny, wielkie festiwale, do tego światowe podróże… To mój kapitał, który daje mi też dystans do różnych sytuacji, spotykających mnie na co dzień.
– 25 lat w służbie muzyki to sporo, w dodatku jesteś świeżo upieczonym 50-latkiem. Podejrzewam jednak, że facet z takim temperamentem raczej nie wybiera się na muzyczną emeryturę.
– Emerytura?! Nie, nie, to nie dla mnie. Jeśli tylko zdrowie pozwoli, będziemy grać dalej następne 25 lat (śmiech). Będzie OK!
Wielki szacunek!
Podziwiam zespół Limbos głównie dlatego ze dzis prawie kazdy gra z playbacków, dyskietek itd. Oni sami grają wszystko, zadnych podkładów, zadnego sciemniania, czysta sztuka. POLECAM ten zespół gdyz jak ich suchalem na zywo to dopiero sie czuło prawdziwą muzykę.
limbos
Pazdrawiam LIMBOS i szefa, Wiesiu wszystko OK. tylko …… “w punkt – dokładnie w punkt” bay.. ( muza na żywo – to jest TO ).
Wulkan energii
Wulkan energii, wulkan energii płynie z wywiadu i wypowiedzi. To się czuje! Tyle samo energii na kolejne 25 lat życzę.