W gminie Trzebieszów skazany piastuje mandat radnego. Jak to możliwe?
W Radzie Gminy Trzebieszów zasiada radny, skazany prawomocnym wyrokiem sądowym. Sąd uznał Wiesława Zdanowskiego z Leszczanki winnym napaści i pobicia swego sąsiada, byłego sołtysa Leszczanki, Jana Izdebskiego. Dla wójta Trzebieszowa, Mirosława Szekalisa sytuacja ta nie jest problemem.
– Radny Wiesław Zdanowski ma prawo nadal piastować swój mandat, pochodzący z wyboru, ponieważ sprawa, w której został skazany, miała charakter prywatno-skargowy – tłumaczy wójt. – Gdyby radny był ścigany z urzędu przez prokuratora, to co innego. Choć sądowych wyroków nie mam zwyczaju komentować, nie wierzę w wersję zdarzeń, które zostały przedstawione sądowi. Bardzo starano się wykorzystać tę sytuację politycznie i to się udało.
Co ma na myśli wójt, wspominając o polityce? Pewnie to, że napastnik i ofiara to nie tylko solidnie skłóceni ze sobą sąsiedzi z jednej wioski, ale też gminni aktywiści. Radny jest stronnikiem popieranego przez PiS wójta Mirosława Szekalisa, a były sołtys, który również swego czasu piastował mandat radnego, należał do grupy poprzedniego wójta gminy Trzebieszów, Krzysztofa Wolińskiego z PSL.
Wójt Woliński dwie kadencje
temu przegrał samorządowe wybory
z Mirosławem Szekalisem i odszedł
z Urzędu Gminy w Trzebieszowie.
W gminie jednak wciąż trwa podskórna
walka zwolenników Wolińskiego
i Szekalisa. Jedni drugim wytykają
marnotrawstwo pieniędzy, kolesiostwo
i nepotyzmem. Jan Izdebski
przyznaje, że zwolennicy i przeciwnicy
jakiejś koncepcji bywają czasem
dla siebie niemili.
– Czasem jedni na drugich szukają
jakichś haków, jak to u potomków
zaściankowej szlachty bywało… Ale
tylko raz jedni podnieśli rękę na drugiego.
To było głośne pobicie dawnej
dyrektorki trzebieszowskiego gimnazjum,
Wandy Szaniawskiej. Teraz ja
jestem ofiarą eskalacji politycznych
niechęci – komentuje.
Świadkowie
pokrzyżowali zamiary
Z tego co ustalił łukowski Sąd Rejonowy,
a potwierdził Sąd Okręgowy
w Siedlcach, Wiesław Zdanowski
napadł na swego sąsiada w lesie
i poranił go, zadając mu kilka ciosów
kołkiem w głowę i nogi. Sąd skazał
radnego Zdanowskiego na 8 miesięcy
ograniczenia wolności. Radny
musi przez ten czas pracować na cele
społeczne po 20 godzin miesięcznie.
Ma też wypłacić Janowi Izdebskiemu
3 tys. zł nawiązki, a także uregulować
wszystkie koszty postępowania sądowego,
wpłacając 928,19 zł na rzecz
Skarbu Państwa i 2 964,60 zł na rzecz
Jana Izdebskiego.
Co się wydarzyło między skonfliktowanymi
mężczyznami?
– To było w lesie, niedaleko naszej
wioski – opowiada Jan Izdebski.
– Geodeci wytyczali granice działek
leśnych, właściciele byli przy tym
obecni. Pojechałem do lasu rowerem,
brat mający działkę w sąsiedztwie dojechał
traktorem. Było jeszcze dwóch
innych mieszkańców. Czekaliśmy na
zakończenie pomiarów. Ci, którym
działki pomierzono, poszli leśnym
duktem w kierunku szosy. Udałem się
tam i ja. Mój brat wsiadł do traktora.
Uszedłem może z 50 metrów, gdy z
krzaków wyszedł pan Zdanowski. Był
uzbrojony w tęgi kij, którym zamachnął
się i zdzielił mnie najpierw kilka
razy w nogi, a gdy z bólu pochyliłem
się nieco, uderzył mnie w głowę.
Starałem się zasłonić twarz rękami,
kij ranił mnie w ucho. Głowę zalała
mi krew. Zacząłem krzyczeć, nadbiegł
brat z sąsiadami. Radny zwiał.
Jan Izdebski twierdzi, że gdyby
nie nagłe zaskoczenie, to Wiesław
Zdanowski nie miałby szans w bezpośredniej
walce. Jest niższy, drobniejszej
budowy ciała, i najprawdopodobniej
sądził, że wszyscy wyszli już
z lasu i nie będzie żadnych świadków.
– Brat i dwóch sąsiadów zobaczyli
mnie półprzytomnego, siedzącego
pod drzewem. Myśleli, że mam rozbitą
czaszkę, bo tak strasznie wyglądałem.
Pomogli mi wstać. Brat
podwiózł mnie traktorem do szosy.
Tam ludzie chcieli wzywać pogotowie.
Ustaliliśmy jednak, że wezwą
policję, a do szpitala własnym samochodem
zawiezie mnie bratowa.
Tak też się stało. Na SOR w Łukowie
zszyto mi ucho i założono opatrunki.
Dostałem zastrzyk przeciwtężcowy
i leki. Po obdukcji lekarskiej zwolniono
mnie. Policjanci stwierdzili, że
skoro obrażenia ciała nie skutkowały
zatrzymaniem mnie w szpitalu na co
najmniej tydzień, to muszę osobiście
kierować wniosek do sądu o ściganie
sprawcy. Tak też uczyniłem, bo działanie
sąsiada było celowe i zamierzone.
Ta napaść, poza bólem fizycznym,
wywołała u mnie niepotrzebny stres.
Krótko po zdarzeniu ponownie trafiłem
do szpitala, gdzie zdiagnozowano
u mnie napadowe migotanie przedsionków
serca. Jeśli pan Zdanowski
miał w stosunku do mnie jakieś sprawy,
mógł je załatwić cywilizowanie.
Mógł nawet pozwać mnie do sądu.
On wolał jednak samosąd.
Jan Izdebski relacjonuje, że napastnik
nie przyznał się w sądzie do
popełnionych czynów i kłamał.
– Wiesław Zdanowski tak długo za
mną chodził, planując wyrządzić mi
krzywdę, aż mu się to w końcu udało.
Chciałbym, aby wszyscy mieszkańcy
gminy dowiedzieli się, jakiego
mają reprezentanta w radzie. A wójt
niech się zastanowi, czy to nie wstyd
współpracować ze skazanym. Choćby
prawo na to pozwalało.
Wysoki sądzie,
jestem niewinny!
– Incydent nagłośniony przez
pana Izdebskiego, którego miałem
napaść i pobić, nie miał miejsca. Tego
dnia nie było mnie nawet we wsi
– tłumaczy z kolei radny Zdanowski.
– Z żoną byliśmy w Łukowie opłacić
salę weselną w Hotelu „Grochowski”.
Niestety, nagrania z hotelowego
monitoringu już skasowano i nie
miałem twardych dowodów na to, że
sąsiad mnie wrabia w niepopełnione
przestępstwo. Takie rzeczy się zdarzają.
Nie siedział 18 lat w więzieniu
człowiek bezpodstawnie obwiniony
o gwałt? Siedział…
Wiesław Zdanowski ma żal do
sądu, że dał wiarę zeznaniom świadków
przeciwnika, a zeznania jego
świadków uznał za niewiarygodne.
– Świadkowie Izdebskiego mówili
przed sądem nieprawdę. W środowisku
lokalnym nie mają dobrej opinii,
a sąd nie sprawdził tego. Jako swego
świadka podałem geodetę, dokonującego
pomiarów, a na sali zbaraniałem,
bo okazało się, że geodeta zeznaje jako
świadek Izdebskiego. Sąd nie przyjął
też mego wniosku o zmianę lekarza
sądowego, który wystawiał opinię
o stanie zdrowia Jana Izdebskiego.
A sąd drugiej instancji w Siedlcach
chyba nie zapoznawał się z aktami
sprawy, bo wyraził zdziwienie, że nie
składałem takiego wniosku. Myślę, że
taki wyrok miał zapaść, bo chodziło o
zepsucie mi opinii w zemście za przegrane
wybory. Kiedyś prawda wyjdzie
na jaw. Minęło, przeszło. Zapłaciłem
już wszystkie zasądzone kwoty i nie
życzę panu Izdebskiemu niczego złego.
Jeśli jednak on dalej chce mieszać,
to być może zainteresuję tą sprawą
kogoś wyżej. Może wówczas rozwikłają
ją, a o wszystkim będą mówiły
media ogólnopolskie – zakończył skazany
radny z Leszczanki.
Piotr Giczela