Głosowanie dwudniowe? Nawet, gdyby głosowanie trwało nie dwa, lecz trzy dni, a nawet cały tydzień – nic to nie zmieni. Ani głosowanie dwudniowe, ani głosowanie listowne, ani głosowanie internetowe. Ani nawet przez pełnomocnika. Nawet gdyby można było głosować esemesem, frekwencja się z tego powodu znacząco nie podniesie.
Frekwencja wyborcza będzie kiepska, bo zawsze jest kiepska. Nie w technicznych sposobach głosowania tkwi problem. Polak, który nie chodzi na wybory, nie uprawia absencji z tego powodu, a przynajmniej nie głównie z tego powodu, że ma kłopot z trafieniem do lokalu wyborczego. Nie chodzi na wybory, bo nie ma na kogo głosować.
Jak to nie ma na kogo głosować? – zapytacie. Jak to nie ma na kogo głosować, skoro mamy kilkadziesiąt list wyborczych? Jak nie ma na kogo głosować, jeśli na każdej liście jest kilkadziesiąt przystojnych kandydatek oraz dwa razy więcej czarujących kandydatów? Jak to nie ma na kogo głosować, skoro urodzaj jak w ulęgałkach? Jak to nie ma, jak ma? Ano nie ma. Zapytajcie, kogo chcecie. Nie ma na kogo głosować.
Z wyborem kandydatów na posłów i senatorów jest dokładnie tak samo, jak z programem telewizyjnym. Kilkadziesiąt albo, jak kto ma satelitę, kilkaset kanałów, na każdym coś leci dwadzieścia cztery godziny na dobę – a oglądać nie ma co. Dusi człowiek pilota, skacze po kanałach i nie ma na czym oka zaczepić. Klęska urodzaju.
A przecież istnieje prosty sposób na to, by akt wyborczy w Polsce był aktem, któremu obywatele oddawaliby się z przyjemnością, by stał się aktem pożądanym i atrakcyjnym. Wystarczy umożliwić wyborcom głosowanie przeciw.
Przy nazwisku kandydata obok kwadracika, w którym należy postawić znak x, oznaczający głos „za”, powinien znaleźć się – po drugiej stronie – taki sam kwadracik, tyle że w innym kolorze, na przykład w czerwonym. Postawienie znaku x w tym drugim kwadraciku oznaczałoby głos „przeciw”. Do parlamentu zostaliby wybrani nie ci kandydaci, na których oddano najwięcej głosów, lecz ci, którzy uzyskali największą liczbę głosów po odjęciu głosów przeciwnych.
Znam przekorną naturę rodaków, więc gwarantuję, że frekwencja wyborcza podniosłaby się znacząco. Żadna społeczna kampania nie zrobiłaby tego lepiej. Lech Wałęsa miał rację, rzucając hasło: Jestem za, a nawet przeciw. My przecież tak uwielbiamy! Nieustannie jesteśmy za, a nawet przeciw.
Co głosowanie „za, a nawet przeciw” przyniosłoby polityce? Za burtą parlamentu znaleźliby się ci, których jedyną umiejętnością jest wywoływać niepokój. Na zielonej trawce pasaliby się harcownicy jątrzący, drażniący i denerwujący swoich przeciwników. Być może nawet pożegnalibyśmy niektórych liderów. No trudno. Więcej miejsca zrobiłoby się dla tych mniej efektownych, ale przynoszących więcej pożytku. Byłoby mniej emocji w studiu TVN, ale za to spokojniej. Politycy zaczęliby liczyć się ze zdaniem swoich oponentów i rozumniej ważyliby słowa. I pewnie dlatego nigdy nie będzie takiego głosowania.
Glosowanie
Frekwencja wyborcza bedzie jak bedziemy glosowac na konkretna osobe,a nie na partie.Dosc juz usadzania sie na listach wyborczych po znajomosciach i tych samych geb w SEJNIE RP i cwaniaczkow za duze nasze pieniadze do roboty???????
Igrzyska
W Konstytucji RP z 1997 r. jasno jest sprecyzowane, kiedy i ile dni mają trwać wybory do Sejmu i Senatu (art. 98, ust. 2). Dziwi mnie, że cała ta sprawa aż oparła się o Trybunał Konstytucyjny, co świadczy tylko o tym, że w Polsce nie jest przestrzegana Konstytucja. PO chciała kosztem podatników uzyskać lepszy wynik (igrzyska 2-dniowe), co dla "żelaznego niedzielnego" elektoratu PiS jest bez znaczenia.
dla mnie sprawa jest prosta
Należy wprowadzić albo monarchię konstytucyjną albo demokrację pośrednią. Powtórzę za Korwinem Mikke: głos profesora prawa w PAN ma dwa razy mniejszą moc niż głosy dwóch meneli spod klatki schodowej. Ludzie oczytani, wykształceni, obyci w temacie nie głosują przeciwko komuś, nie mają problemu z wyborem i… co bardzo istotne – z jego uzasadnieniem. A tak – mamy igrzyska, prześciganie się przeciąganie elektoratu.