N
W telewizji Jacka Kurskiego, chyba tylko na mocy wieloletniej tradycji zwanej jeszcze „publiczną”, miniony weekend Tuskiem się odcisnął. Acz nie samym tylko Tuskiem, bowiem tym razem przewodniczący Rady Europejskiej, do którego prezes Kurski od lat ma ewidentną słabość, prezentowany był w doborowym towarzystwie Hitlera i Stalina. O ile jeszcze obecność Hitlera można jakoś uzasadnić, jako konsekwencję rozwijania autorskiego pomysłu na „dziadka z Wehrmachtu” (czym Kurski już raz błysnął, gdy był jeszcze spin doktorem w kampanii PiS), to już przebitki ze Stalina należy traktować jako zapowiedź nowej, szerszej jeszcze ścieżki ocieplania (grillowania) Tuska w tzw. publicznej.
W telewizji Jacka Kurskiego, chyba tylko na mocy wieloletniej tradycji zwanej jeszcze „publiczną”, miniony weekend Tuskiem się odcisnął. Acz nie samym tylko Tuskiem, bowiem tym razem przewodniczący Rady Europejskiej, do którego prezes Kurski od lat ma ewidentną słabość, prezentowany był w doborowym towarzystwie Hitlera i Stalina. O ile jeszcze obecność Hitlera można jakoś uzasadnić, jako konsekwencję rozwijania autorskiego pomysłu na „dziadka z Wehrmachtu” (czym Kurski już raz błysnął, gdy był jeszcze spin doktorem w kampanii PiS), to już przebitki ze Stalina należy traktować jako zapowiedź nowej, szerszej jeszcze ścieżki ocieplania (grillowania) Tuska w tzw. publicznej.