Więzień obozu Samuel Willenberg zatytułował swoje wspomnienia „Bunt w Treblince”. W podobny sposób ujął temat Michał Wójcik, autor książki „Treblinka 43. Bunt w fabryce śmierci”. Na tytułowej stronie jak motto cytuje ostatnie słowa więźnia Langera skierowane do kolegów z obozu: „Chłopcy, zemścijcie się! Zróbcie bunt! wymordujcie ich! Trzeba to piekło spalić”.
Czy to, co wydarzyło się 2 sierpnia 1943 roku obozie w Treblince, rzeczywiście należy nazwać buntem? Może raczej powstaniem? Zbiorową ucieczkę, połączoną z podpaleniem zabudowań obozu przygotowywano przecież od miesięcy, tworzono konspiracyjną sieć, szukano sposobów, by zdobyć broń, gromadzono pieniądze i kosztowności… A sam moment wybuchu kilka razy z różnych powodów odkładano.
„PRECZ Z HITLEREM, NIECH ŻYJĄ ŻYDZI!”
Jak pisze Michał Wójcik, pierwszą próbą ucieczki zbiorowej ucieczki siedmiu więźniów miał być podkop: Nie wiadomo, jak długi odcinek wykopali ani w którym miejscu tunel się zaczynał. I czy w ogóle komuś udało się wykopać choć metr. Uciekinierzy wpadli, choć nie wszyscy. Czterech katowano przez cały dzień. Wieczorem, gdy wszystkie komanda wróciły już z pracy, „Lalka” zaordynował zbiórkę i publiczną egzekucję. Jeden z nich Mechel z Warszawy przed zaciągnięciem na szyję pętli krzyknął: – Precz z Hitlerem, niech żyją Żydzi! („Lalka” to Kurt Hubert Franz, z zawodu kelner i kucharz, zastępca komendanta Treblinki. Był jednym z najokrutniejszych funkcjonariuszy. Więźniowie nadali mu przydomek „Lalka” ze względu na jego urodę i elegancję – DK).
Zdaniem Michała Wójcika, zachowanie więźnia podczas egzekucji było jednym z przełomowych wydarzeń dla współwięźniów: Uświadomili sobie że jeden z nich w chwili ostatecznej przestał się bać. Kolejnym takim wydarzeniem, które w późniejszych wspomnieniach uznawano za przełomowe, był widok, jaki ukazał się przy paleniu zwłok: Przy układaniu trupów na ruszt zauważono rękę, która sterczała wzniesiona do góry. Wszystkie palce były skurczone, tylko wskazujący był sztywny i sterczał wysoko, jakby na sąd boży wzywał swoich oprawców.
„Na ten widok – jak pisał Jankiel Wiernik – zbledli nawet kaci. Nie mogli oderwać oczu od tego straszliwego widoku. Jakby naprawdę była w tym wszystkim wyższa siła. Ludzkiej sylwetki z wystającą ręką nie zmógł nawet ogień. „Już część paleniska spopielała, a tu ręka ta wyciągnięta ku niebu woła o sprawiedliwość”.
KOMITET ORGANIZACYJNY
Zimą 1943 roku w obozie powstała konspiracyjna komórka zwana później komitetem organizacyjnym. Jej pierwszym szefem był Julian Chorążycki, lekarz i kapitan wojska polskiego. Po jego śmierci (popełnił samobójstwo, gdy Niemcy znaleźli pieniądze przeznaczone do przekupienia wachmanów) kierownictwo konspiracji przeszło w ręce Marcela Galewskiego.
KLUCZ DO MAGAZYNU Z BRONIĄ
Konspiratorzy przede wszystkim starali się zdobyć broń. Pewnego dnia Edek zgodnie z instrukcją żydowskich rzemieślników, wsunął w zamek do magazynu amunicji metalowy odłamek. Drzwi nie można było otworzyć. Niemcy wezwali ślusarzy, a ci rzekli, że usterka jest zbyt poważna i trzeba całe drzwi przenieść do zakładu. To, co stało się potem, przekonało wszystkich, żeby bunt się powiódł, potrzeba było współpracy wszystkich kast w Treblince. Bo eleganccy czescy Żydzi nie mogli sobie poradzić bez cwanych warszawiaków – relacjonuje Michał Wójcik.
„Takiego zamieszania, w którym pod okiem strażników dokonano odcisku klucza, my, Żydzi ze środkowoeuropejskiej Czechosłowacji, nie bylibyśmy w stanie zainscenizować. Pod tym względem byliśmy zupełnymi dyletantami w porównaniu z doświadczonymi w buntach polskimi Żydami” – napisał Glazar.
Chodziło o to, że do odwrócenia uwagi Niemców potrzebny był spryt i tupet. Ślusarze wszczęli między sobą spór, a potem bójkę. W tym czasie klucz niepostrzeżenie trafił w ręce trzeciego robotnika, który odcisnął go w wosku. Dzięki temu udało się dorobić do magazynu z bronią własny kluczyk, który na kilka miesięcy stał się najcenniejszą relikwią w Treblince. Tak oto konspiratorzy uzyskali dostęp do arsenału.
Pierwszy termin wybuchu powstania ustalono na początek maja. Niestety, tego dnia przybył do Treblinki nowy transport, a wraz z nim wielu esesmanów i Ukraińców. Ucieczkę trzeba było odłożyć. Kolejny termin wyznaczono na 15 czerwca, ale i wtedy coś stanęło do przeszkodzie. Kolejny był 12 lipca. Wtedy zaszkodził zdrajca, który wydał 12 spiskowców. Wszyscy zginęli w męczarniach. Zręcznie prowadzona konspiracja jednak ocalała.
No i wreszcie termin ostateczny – 2 sierpnia 1943 roku, poniedziałek. Od tygodni panowały okrutne upały. W poniedziałki esesmani zwykle jeździli, by kąpać się w Bugu. Było ich wtedy w obozie mniej.
„ZNISZCZYĆ FABRYKĘ”
– Nadszedł pamiętny dzień 2 sierpnia 1943 roku. Było upalnie i słonecznie. Drzewa w lesie gospodarczej części obozu zostały nieruchomo. Nad całym obozem Treblinka roznosił się odór spalonych, rozkładających się ciał tych, który przedtem zostali zagazowani. Ten dzień był dla nas dniem wyjątkowym. Mieliśmy nadzieję, że spełni się to, o czym od dawna marzyliśmy. Nie myśleliśmy, czy pozostaniemy przy życiu. Jedyne, co nas absorbowało, to myśl, aby zniszczyć fabrykę śmierci, w której się znajdowaliśmy – wspominał Samuel Willenberg. –Uśmiechał się do nas piękny świat. Wabiła przyroda przystrojona w najcudowniejsze barwy. Kokietowało nas słońce, którego złota tarcza powoli występowała na bezchmurny i czysty błękit. W jego blaskach treblinkowski obóz ujawniał nam cały koszmar naszej nędzy.
Po południu konspiratorzy z arsenału wynoszą karabiny i granaty. W ukryciu polewają benzyną budynki, by je później podpalić. O 15:30 w garażu – jak pisze Michał Wójcik – „zjawiają się spiskowcy przewidziani do walki
w pierwszym rzucie. Tylko ci, którzy służyli wcześniej w armii, bo tylko oni dostali prawo używania karabinów”.
Rozdział broni zastępuje też w magazynie z narzędziami. Rozdaje się siekiery, młoty, łomy i obcęgi do przecinania drutów. Ze skrytek więźniowie wyciągają długie, ostre noże.
– W obozie nie wolno nam było ich używać. Zabieraliśmy je od razu z placu transportowego i chowaliśmy z nadzieją. że w przyszłości mogą się przydać – wspominał Willenberg.
Ze schowków i skrytek wydobywane są teraz, gromadzone wcześniej z narażeniem życia, pieniądze, złoto i kosztowności. Lądują w kieszeniach tych, którzy szykują się do ucieczki. Mają zapewnić przeżycie po drugiej stronie drutów.
Wydarzenia – po miesiącach oczekiwania – nabierają tempa.
Po paru minutach ukazali się kartoflarze. Przytaszczyli na swoich tragach dwa karabiny. Jeden karabin złapali równocześnie Kochen i fryzjer i wyrwali go sobie wzajemnie. W tej samej chwili usłyszeliśmy detonację od strony baraków niemieckich. Posypały się nagle na nas strzały z karabinu Ukraińca, który stał na warcie przy wejściu do ogrodu warzywnego. Kochen odepchnął fryzjera i za drzewa wystrzelił w stronę Ukraińca – ten padł martwy pod płotem. Złapałem drugi karabin i poleciałem w stronę ogrodu zoologicznego. Zobaczyłem tutaj wystające z okien baraków ukraińskich karabiny. (…) Strzelanina się wzmagała. Za nami biegli znów więźniowie w kierunku bramy. Od strony garażu dolatywały do naszych uszu dźwięki detonacji. Poprzez drzewa widzieliśmy coraz wyższy płomień ognia – unosił się na wysokość zbiorników z benzyną, które znajdowały się między peronem a barakiem niemieckim. Zbiorniki te zostały podpalone przez dwóch żydowskich mechaników, Czecha i Polaka. Niedaleko od garażu unosił się słup ognia. W szatańskim jakby tańcu płonęły niemieckie obozy. Wyschnięte gałęzie sosny wplecione w płot płonęły jak wąż, który ciągnie za sobą płonący ogon. Cała Treblinka stała w płomieniach – wspominał Samuel Willenberg. Gdy dobiegliśmy do parkanu, naszym oczom ukazał się straszny widok. Pełno rozrzuconych trupów. Wśród zapór czołgowych stali, wyprostowani jak pomniki, zabici więźniowie. Masa ludzka tworząca jakby pomost leżała na drutach kolczastych i zaporach. Z dwóch stron z wież wartowniczych cały czas padały do nas kule z karabinu maszynowego. Przeczekałem chwilę i jak na skrzydłach przeskoczyłem zapory po trupach swoich kolegów…
2 sierpnia 1943 r. w obozie przebywało około 800 więźniów. Kilkuset poległo w walce. Ponad setka nie przystąpiła do powstania. Poza obóz udało się wydostać mniej więcej czterystu. Wojnę przeżyło niespełna siedemdziesięciu.
Ja znam jeszcze opowieści, co stało się z tymi kilkuset Żydami, którzy zbiegli z Treblinki. I mam nadzieję, że kiedyś także one wejdą do ogólnej świadomości naszego społeczeństwa – tak by lepiej zrozumieć co działo się z ludźmi w XX wieku. Żeby tego nigdy nie powtórzyć.
A na razie dźwięczą mi słowa poety Daukszewicza śpiewającego piosenkę pt. “Ja Was Proszę Panowie”.
Polecam…
Bunt – to jest właściwe słowo dla tego, co było w Treblince czy w getcie warszawskim, a POWSTANIE, to było TYLKO 1 sierpnia 1944, a nie zmienia to faktu, że jak w tytule