„Niepodległa. Historie z rodzinnych archiwów” to wystawa przygotowana przez Archiwum Państwowe w Siedlcach. Największą jej część stanowi opowieść o siostrach Natalii i Jadwidze Zbuckich – dobrze pamiętanym jeszcze przez starszych siedlczan nauczycielkom siedleckich szkół.
Sporo miejsca na wystawie „Niepodległa. Historie z rodzinnych archiwów” poświęcono również ich bratanicy Jadwidze Zbuckiej „Buńce”, harcerce, lekarce i uczestniczce powstania warszawskiego, oraz bratu – aktorowi Leopoldowi Zbuckiemu, przez część zawodowego życia związanemu również z Siedlcami.
Druga, skromniejsza, część wystawy poświęcona jest rodzinie Makarowskich. Zebrane na niej dokumenty i fotografie pochodzą ze zbiorów rodzinnych Moniki Olędzkiej wnuczki Jana Makarowskiego. Korzenie rodzinne Makarowskich, związanych z parafią w Knychówku, Korytnicą i Siedlcami sięgają XVII w.
Ludzie, rodziny, społeczność
Wystawa powstała w ramach ogólnopolskiego projektu Archiwa Rodzinne Niepodległej, którego celem jest ukazanie roli nieznanych szerzej osób, rodzin, rodów i lokalnych społeczności oraz podniesienie w społeczeństwie świadomości wartości dokumentów przechowywanych w rodzinnych archiwach – informuje Archiwum Państwowe w Siedlcach. – Dokumenty pochodzą ze zbiorów Archiwum, jak również ze zbiorów prywatnych, pokazują szczególnie rolę i znaczenie osób, rodzin i społeczności w odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Otwarcie wystawy w siedleckim Archiwum odbyło się 22 czerwca. Gości powitał dyrektor Grzegorz Welik, a o wystawie opowiedziała Beata Troć. Część artystyczną przygotowali uczniowie. Wystawę można obejrzeć również na stronie internetowej siedleckiego Archiwum.
Zaczęło się od mszy
Uczestniczący w otwarciu wystawy „Niepodległa. Historie z rodzinnych archiwów” mieli okazję wysłuchać Mirosława Andrzejewskiego „Zbirka”, w przeszłości harcerza zaangażowanego w działalność antykomunistyczną harcerza, obecnie autora rysunków satyrycznych.
– Panie Jadwigę i Natalię Zbuckie poznałem dość późno, bo dopiero w roku 1981. Byłem wtedy instruktorem harcerskim, ale dzięki staraniom służby bezpieczeństwa zostałem z ZHP usunięty. Mimo to półlegalnie prowadziłem drużynę harcerską w szkole podstawowej nr 7 w Siedlcach. Postanowiłem zorganizować mszę z okazji 11 listopada. Było to wtedy święto zakazane, nielegalne. Msza została odprawiona przez nieżyjącego dziś już księdza Kornasa w Kaplicy Matki Boskiej Kodeńskiej przy Starym Kościele – wspominał Mirosław Andrzejewski. – Ręcznie wykonane obwieszczenia rozklejaliśmy na terenie szkół w Siedlcach. Zgromadziła się około setki harcerzy. Było to oczywiście poza wiedzą władz harcerskich i szkolnych. Na tę mszę przyszły właśnie panie Zbuckie.
To ja was śpiewać nauczę
Jak mówił Mirosław Andrzejewski, właśnie w tym czasie ze swoją przyszłą żoną Agnieszką, wtedy kilkunastoletnią harcerką, natrafili na stary harcerski śpiewnik. W „Siódemce” w harcówce zachowała się bowiem harcerska biblioteka jeszcze z okresu międzywojennego. – Wiadomo, że jako instruktor byłem szkolony w duchu socjalistycznym i internacjonalistycznym. Jak zobaczyłem te książki, to mi się oczy zrobiły jak pięciozłotówki. To były rzeczy wtedy zupełnie niedostępne. Nie było możliwości zetknięcia się z literaturą dotyczącą przedwojennego harcerstwa. Znaleźliśmy tam piosenki z okresu przedwojennego. Wydrukowaliśmy je, był tylko taki problem, że nie potrafiliśmy ich śpiewać. Po mszy podczas spotkania w sali katechetycznej pani Jadwiga powiedziała: – Bardzo chętnie was nauczę. Przyjdźcie do mnie i będziemy śpiewać – opowiadał Mirosław Andrzejewski. – Zbiórki zaczęły się odbywać w mieszkaniu pań Zbuckich. Chwilę później zostałem internowany, więc wtedy nie miałem bezpośrednio kontaktu z paniami Zbuckimi.
W podziemiu, czyli w piwnicy
Gdy po wyjściu z internowania Mirosław Andrzejewski zaangażował się w działalność konspiracyjną, Jadwidze Zbuckiej bardzo się to nie spodobało. – Powiedziała, że jestem spalony i że to się źle skończy. Niestety miała rację, bo skończyło się to kolejnym moim aresztowaniem. Później, już po tym drugim aresztowaniu, zaangażowałem się w działalność harcerską skupioną wokół duszpasterstwa harcerek i harcerzy przy diecezji siedleckiej, przy katedrze. Formalnie to duszpasterstwo było dla osób działających w ZHP. Ale faktycznie rodziło się tam niezależne harcerstwo. Byli tam harcerze nie związani z ZHP, tacy, dla których w ZHP nie było miejsca. Tam powstała drużyna harcerska, w którą zaangażowała się druhna Jadwiga. Było to harcerstwo dosłownie podziemne, ponieważ druhna Jadwiga udostępniła nam swoją piwnicę w mieszkaniu przy ul. Ściegiennego. Tam się odbywały zbiórki, czasami też u niej w mieszkaniu. Mimo że druhna Jadwiga była już wtedy sporo po osiemdziesiątce, jeździła z nami na biwaki. Choć później narzekała na niewygody. Przychodziła też do nas na zbiórki. Jest taka gazetka „Szept Ludu”, w której pani Jadwiga została przeze mnie zilustrowana – opowiadał Mirosław Andrzejewski.
Jak mówił, druhna Jadwiga Zbucka, ostatnia przedwojenna komendantka żeńskiego hufca siedleckiego była pomostem między przedwojennym harcerstwem a odradzającym się w latach 80. harcerstwem niezależnym. – Oprócz takich kontaktów czysto harcerskich łączyła nas także to, że oboje studiowaliśmy matematykę, jak byłem wtedy studentem matematyki, a pani Jadwiga nauczycielem matematyki – mówił Mirosław Andrzejewski. – Do tej pory mam w spadku jeszcze trochę książek matematycznych pani Jadwigi.
Dzięki przypomnianej przez Beatę Troć anegdotce dowiedzieliśmy się, w jaki sposób można było internowanym w latach 80. przemycać grypsy. W przypadku Mirosława Andrzejewskiego posłużyła do tego książka do nauki języka angielskiego należąca do Jadwigi Zbuckiej. Ponieważ w książce były nierozcięte strony, do środka można było włożyć drobno zapisane karteczki. – Ta książka oczywiście wędrowała na każdym widzeniu w jedną i w drugą stronę. I nie było żadnej wpadki – potwierdził Mirosław Andrzejewski.
Świetna wystawa
Pani Beato gratulacje.
Nie oglądam zdjęć
Osób , które *** we własne gniazdo