Zazwyczaj jest tak, że to, co dalekie i niedostępne, jest wyjątkowo drogie i bliskie. Dla członków Ziomkostwa Siedlec w Izraelu, zrzeszającego drugie i trzecie pokolenie potomków siedleckich Żydów, wizyta w mieście rodzinnym ich przodków jest podróżą sentymentalną, podczas której teraźniejszość walczy o palmę pierwszeństwa z przeszłością.
Są potomkami Żydów, którzy przezornie wyjechali z Siedlec przed wrześniem 1939 r. lub tych, którym udało się uciec z miasta podczas okupacji. Nierzadko ich dziadkowie czy rodzice przeżyli, ale ich rodzeństwo nie miało już tyle szczęścia. Zginęło w Treblince. O ile dane na karteczkach są odbiciem pamięci osób starszych, doświadczonych przez wojnę, o tyle te z dokumentów powinny być pewne historycznie. Okazuje się, że nie zawsze takie są.
– Często się z tym spotykamy, że dzieciom dawano dwa imiona – żydowskie i polskie, by łatwiej było im przeżyć i wyjechać z Polski. Przy wyrabianiu dokumentów migracyjnych podawano już tylko polskie imię – potwierdził słowa urzędniczek kierownik Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince, Edward Kopówka, który oprowadza po Siedlcach przyjeżdżające z Izraela grupy. Beniemin Ribak w spisie mieszkańców miasta Siedlce znalazł wprawdzie swoich krewnych od dziadków po rodzeństwo ojca, ale po samym ojcu, najstarszym z sześciorga rodzeństwa – śladu w dokumentach nie ma. Książka meldunkowa mieszkańców kamienicy przy ulicy Pięknej (dziś Pułaskiego) 20 w ogóle się nie zachowała, podobnie jak zbombardowana przez Niemców kamienica, zamieszkiwana przed wojną przez rodzinę Tenenbaumów. Co ciekawe, wśród 11 potomków (tyle osób potrzeba do odmówienia kadiszu) tej rodziny, którzy przyjechali do Siedlec 23 kwietnia tego roku, nie było nikogo o takim nazwisku. Władze Izraela zarządziły bowiem swego czasu, że obywatele, mający niemiecko brzmiące nazwiska, mają je zmienić.
Czemu przodkom siedleckich Żydów tak bardzo zależy na ustaleniu lub zweryfikowaniu danych swoich lub swoich przodków?
– Przyszedłem tu z mieszanymi uczuciami. Naród żydowski i jego dzieje znam bowiem tylko z książek – przywitał się z przedstawicielami Ziomkostwa Siedlec na szabasowej kolacji w hotelu „Janusz” prezydent Wojciech Kudelski. – Miasto Siedlce, to miasto przyjazne. Ciekaw jestem, czy Państwo znacie swoje rodziny, bo wiem z Biblii, że w narodzie żydowskim istnieje silna tradycja pamiętania swoich przodków? Czy znacie Państwo swoje rodziny, te, które mieszkały w Siedlcach od pokoleń i czy potraficie je wymienić? – zapytał prezydent.
Wiedzę o swoich rodzinach mają fragmentaryczną, złożoną ze wspomnień i zapisków emigrantów. Przyjeżdżając do Siedlec jedni chcą ją uporządkować. Dla innych dużo ważniejsze od poznania dat urodzin przodków jest zidentyfikowanie ich miejsca zamieszkania. Spacery ulicami Siedlec, mającymi na kartkach gości z Izraela przedwojenne nazwy i numerację budynków, zamieniają się wtedy w podróż sentymentalną z nutką detektywistyczną w tle.
Zaskoczenie, że te Siedlce lub ten Siedlec (bo i taką formę nazwy miasta słyszeli we wspomnieniach przodków: „wyjechaliśmy z Siedlec”, „przybyliśmy do Izraela z Siedlec…”) wcale nie są takim małym sztetl (jid. שטעטל sztetl – miasteczko, zdrobnienie od sztot – miasto) miesza się ze wzruszeniem. Polacy znają sztetl dzięki: musicalowi „Skrzypek na dachu”, książkom Singera i obrazom Chagalla, ziomkowie siedleccy mogą dużo powiedzieć o przedwojennym sztetl Siedlce.
– Całe dzieciństwo upłynęło mi na słuchaniu wspomnień o sztetl Siedlce i o tym, jakie były piękne. Przecież ulica Piękna to znaczy beautiful, prawda? – pyta Beniemin Ribak i sam sobie odpowiada: Tutaj musiało być beautiful! Zamykając oczy przed snem, wyobrażałem sobie ten piękny, nieduży sztetl, pełen wąskich uliczek i kóz. Gdy dziś chodziłem po Siedlec, zobaczyłem, że wcale nie jest mały. Nie znalazłem ani wąskich uliczek, ani kozy. Spacerując tutejszymi uliczkami, czułem obecność moich rodziców. Oni też tędy chodzili. Tu się poznali, zakochali, pobrali… Benieminowi bardzo zależało na znalezieniu domu Jadzi (Agnieszki Budnej), która w czasie wojny przechowała 6 Żydów, w tym jego wujka, brata mamy.
– Znalazłem ten dom! – powiedział uradowany. Wszedłem w nim aż na strych, bo to tam ukrywał się mój wujek. Trudno opisać, co wtedy czułem.
Słyszane w dzieciństwie wspomnienia spisał po hebrajsku wraz z: Irit Lipson, Moshe Milo i Israelem Zilbersteinem w książce „Antrestors tell Siedlce” („Przodkowie mówią o Siedlcach”). Irit jest nauczycielką. Po raz pierwszy była w Siedlcach 8 lat temu, ze swoją nieżyjącą już dziś mamą. Tym razem przyjechała z mężem, córką i mieszkającą w Kanadzie siostrą.
Batia również jest w Siedlcach dopiero drugi raz po wojnie. Zależy jej, by pokazać córce – Belli Nowe Siedlce, gdzie uciekała przed Niemcami z ul. Pięknej i przejść się ulicą 3 Maja, na której w dzieciństwie bawiła się z rówieśnikami kasztanami. Shalom Mendelson przyjechał z żoną Miriam i pamiętnikiem swojej matki, Nehamy (Heli) Morgensternówny, założonym 2.03.1933 r. w Siedlcach. Yeuda Jablkovith przywiózł zdjęcie dziadka, Shmoela-Moshe Jablkovitha, który przed wojną uczył w jednej z siedleckich szkół żydowskich.
Jednym zależy na ustaleniu adresu i ewentualnym odzyskaniu majątku. Inni chcą się ubiegać o obywatelstwo polskie. Żeby je dostać, muszą udokumentować swoje tutejsze pochodzenie. Odkąd Polska jest krajem UE, zyskała na wartości. Jako tani, a jednocześnie atrakcyjny pod względem turystycznym kraj jest ciekawym miejscem dla Izraelczyków. Ziomkowie siedleccy przyjechali tu na tydzień. Oprócz: Siedlec, Treblinki, Majdanka czy Warszawy, zobaczyli też: Lublin, Kraków i… Jasną Górę.
– Wielu naszych mieszkańców jeździ na pielgrzymki do Jerozolimy do Ziemi Świętej. Niektórzy zarzucają katolikom, że biegną tylko Drogą Krzyżową i wracają do domu. Proszę, żeby stosunki te były inne. Żebyśmy, jak znowu przyjedziecie do nas, się zaprzyjaźnili, poznali bliżej, a my, jak pojedziemy do was, też żebyśmy poznali wasze wspaniałe życie – powiedział na kolacji prezydent W. Kudelski. Wkrótce po jego wystąpieniu młody człowiek zamachnął się krzesłem w stronę stołu z gośćmi z Izraela.
– W Siedlcach są dobrzy, uczciwi, pracowici ludzie. Ale jak wszędzie – i tu znajdą się niechlubne wyjątki. My jesteśmy od tego, żeby was przed nimi chronić – zakończył prezydent Siedlec.
Przyjeżdżają od 2000 roku. Z karteczkami, zapisanymi hebrajskimi robaczkami lub literami, pożyczonymi z alfabetów: polskiego, rosyjskiego, niemieckiego i angielskiego. Papierki te traktują jak drogowskazy w poszukiwaniach, spisane dla nich przez przodków. Są na nich: imiona, nazwiska, adresy, czasem daty urodzenia i wykonywane zawody. Zapis fonetyczny przeplata się tu z ortograficznym. Karteczkom często towarzyszą zdjęcia – i przedwojenne, i te, wykonane całkiem niedawno, świadectwa urodzin, paszporty czy pamiętniki – drobne ślady, będące często jedynym dowodem na to, że kiedyś ci ludzie tu żyli.
Po raz kolejny Batia rozczarowała się, gdy nie znalazła na siedleckim kirkucie macewy z nazwiskiem swojej rodziny.
– Widziałam ją na fotografii cmentarza sprzed lat – nie kryła goryczy.
Uwagi
Po przeczytaniu Pani reportażu w “Tygodniku Siedleckim” o wizycie zimków z Izraela, chciałbym podzielić się z Panią następującymi uwagami:
1. Sztetl
Bardzo rozpowszechnionym na Zachodzie błędem jest nazywanie każdego miasta w Polsce “sztetl”. Nawet Warszawa i Kraków są “sztetlech” (liczba mnoga od sztetl)! Sztetl był małym miasteczkiem, liczącym 1,000 – 5,000 mieszkanców. Ktoś mógłby zaliczyć do sztetlech miasta mające do 20,000 mieszkańców. Kałuszyn, Mordy, Łosice – to sztetlech. Siedlce nie były w tej kategorii, to było miasto większe, stolica Gubernii etc.
2. Szedlec/Siedlec
“Szedlec” przyjęło się jako imię miasta w jidysz. Nie ma to nic wspólnego z deklinacją imienia (z Siedlec, do Siedlec). Raczej z
rosyjskim imieniem “gorod Siedlec”. Po hebrajsku szed-lec znaczy diabel-blazen. Wiele żartów jest związanych z tym imieniem.
3. Zmiana nazwisk w Izraelu
Nie jest prawdą, że rząd izraelski zażądał zmiany nazwisk o brzmieniu niemieckim. Faktem jest, że w przeszłości, gdy język hebrajski czuł się jeszcze słabo, a nacjonalizm izraelski był młody, żądano od wyższych urzędników, a zwłaszcza oficerów i dyplomatów, aby nosili hebrajskie nazwiska. Większość działaczy politycznych i społecznych zmieniała nazwiska z własnej inicjatywy, dla przykładu: Grin na Ben-Gurion, Szkolnik na Eszkol, Perski na Peres. Nie było jednak przymusu, na przykład szef ministerstwa obrony w okresie lat 70. nazywał się Ciechanower, co zupełnie nie brzmi po hebrajsku, nie mówiąc już o dwóch prezdentach o nazwisku Weizman.
Pozdrawiam,
M. Halber