Urzędnik zza swojego biurka wydaje się taki skromny i malutki. Ale czasem coś się z nim dzieje. Budzi się w nim prawdziwy lew, który jednym kłapnięciem paszczy potrafi złamać swojej ofierze kręgosłup. Przekonał się już o tym i wielki potentat, właściciel „Optimusa”, Roman Kluska i skromny piekarz, który rozdawał biednym pieczywo.
Dzisiaj już nie rozdaje, bo sam jest biedny. Stracił piekarnię, a Roman Kluska stracił „Optimusa”. Teraz ich losy może podzielić rybak, który dzierżawi w naszym regionie stawy hodowlane. Szkoda tylko, że nie ma w nich złotej rybki. Nasz rybak nie jest chciwy. Miałby do rybki tylko jedno życzenie – urzędnicy, pozwólcie mi dalej spokojnie pracować i dawać pracę innym! Pan Andrzej Górski od 2003 roku dzierżawi we wsi Nowa Sucha w powiecie węgrowskim 76 hektarów stawów rybnych. Zajmuje się nimi z wielkim profesjonalizmem i pasją. Zaraził nią także swojego syna. W ubiegłym roku skończył on Technikum Rybackie w Giżycku. Teraz kontynuuje studia rybackie na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Tak mogłaby się zrodzić piękna, rodzinna tradycja. Gdyby w kimś nie obudził się lew, który kłapnął paszczą, i to aż trzy razy… Na początku ubiegłego roku nasz rybak złożył do Departamentu Środowiska Mazowieckiego Urzędu Marszałkowskiego w Warszawie wniosek o wznowienie na dzierżawionych stawach tzw. statusu obrębu hodowlanego. Laikom niewiele to mówi. Generalnie jednak, bez takiego statusu na stawach nie da się prowadzić racjonalnej gospodarki rybackiej. Można powiedzieć, że ich gospodarcze funkcjonowanie nie ma racji bytu. – Gospodarstwo, niebędące obrębem hodowlanym, nie może handlować narybkiem – mówi ichtiolog opiekujący się stawami w Nowej Suchej, Sławomir Litwin. – Poza tym nie ma prawa choćby płoszyć: czapli, kormoranów i wydr, które czynią wielkie spustoszenie wśród ryb. Andrzej Górski nie brał praktycznie pod uwagę ewentualności odmownej decyzji na swój wniosek. Złożył go bowiem zgodnie z wymogami ustawy o rybactwie śródlądowym. Mało tego, otrzymał pozytywną opinię Polskiego Towarzystwa Rybackiego. Zaznaczono w niej, że jakość i ilość wody w rzece Kostrzyń (z której zasilane są stawy), stwarzają wręcz idealne warunki do intensyfikacji produkcji. Ta zaś na stawach w Nowej Suchej jest prowadzona wręcz modelowo. Jest tu prowadzony pełen cykl „wychowu karpia”, od jego wylęgu, aż do ryby, która trafia na nasze stoły. To domena najlepszych. Gospodarstwo w Nowej Suchej dysponuje ponadto sprzętem, umożliwiającym utrzymanie stawów w wysokiej kulturze. Także Zarząd Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego wyraził pozytywną opinię w sprawie utworzenia obrębu hodowlanego. Swoje stanowisko w kwestiach formalnych (dotyczących wydania pozwolenia) przedstawił także departament rybołówstwa w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Wynikało z niego, że dokumenty przedstawione przez rybaka z Nowej Suchej, są wystarczające do ustanowienia obrębu hodowlanego. Mazowiecki Urząd Marszałkowski „nie poddał” się jednak tym argumentom, i wydał decyzję odmowną. Uznał, że we wniosku nie było jeszcze wszystkich wymaganych dokumentów. Żądał tego, czego, zgodnie z ustawą o rybactwie śródlądowym, żądać nie miał wręcz prawa. Andrzej Górski odwołał się więc od decyzji Urzędu Marszałkowskiego do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Warszawie. To zaś uznało, że odwołanie Andrzeja Górskiego jest zasadne. Uchyliło w całości decyzje Urzędu Marszałkowskiego i przekazało ją do ponownego rozpatrzenia. I Urząd Marszałkowski rozpatrzył sprawę ponownie – i ponownie wydał decyzję, niekorzystną dla rybaka. A że Andrzej Górski to człowiek nieustępliwy, mający głębokie (i poświadczone) przekonanie o swoich racjach, jeszcze raz odwołał się do Kolegium Odwoławczego. To opowiedziało się za racjami obywatela. Zaskarżoną decyzję uchyliło w całości. W uzasadnieniu czytamy m.in.: „Odmowa ustanowienia obrębu hodowlanego z przyczyn wskazanych w zaskarżonej decyzji jest niedopuszczalna… Stanowi rażące naruszenie prawa…” Taka ocena Kolegium Odwoławczego była wręcz kompromitująca wobec działalności Urzędu Marszałkowskiego. Wydawało się, że dalszy upór tej instytucji przypomina wręcz obronę Częstochowy. Hodowca ryb nie docenił jednak siły urzędniczego uporu. Wobec totalnej klęski dotychczas stawianych (bezprawnie) wymogów, Urząd Marszałkowski wysunął kolejne. Zażądał dowodów o faktach, wobec których nie miał dotychczas wątpliwości. Tym razem chodziło o potwierdzenie „przydatności hydrotechnicznej stawów” oraz „przydatności biologicznej wód rzeki Kostrzyń”… Wszystko to jest jeszcze większym nonsensem, niż poprzednie. Stawy w Nowej Suchej funkcjonują od 1922 roku, zaś jakość wody w Kostrzyni jest jedną z najlepszych w całym regionie (co potwierdzają stosowne instytucje). W oparciu jednak o te „wydumane”, pojawiające się nagle, wymogi Urząd Marszałkowski odmawia wydania pozytywnej opinii po raz trzeci… Tak, państwo już się zapewne domyślają. Po raz trzeci Andrzej Górski zaskarża decyzję do Kolegium Odwoławczego, a to po raz trzeci bardzo zdecydowanie stwierdza, że Urząd Marszałkowski narusza prawo. Uzasadnienie jest wyjątkowo obfite, bowiem liczy prawie 5 stron maszynopisu. Z Urzędu Marszałkowskiego członkowie Kolegium zrobili „miazgę”. Ale czy ryczącego lwa jest ktoś w stanie poskromić?… – Trzecia decyzja Kolegium Odwoławczego jest ostateczna – mówi Sławomir Litwin. – Nie odsyła już sprawy do ponownego rozpatrzenia ale nakazuje ustanowienie obrebu hodowlanego. Została ona wydana 18 lipca tego roku, ale do tej pory nie otrzymaliśmy z Urzędu Marszałkowskiego żadnej odpowiedzi. Ten nabrał wody w usta. Udaje, że nic się w naszej sprawie nie dzieje. – Jestem jednym z rybaków, który usiłuje przełamać opór Mazowieckiego Urzędu Marszałkowskiego – mówi Andrzej Górski. – Wiele gospodarstw rybackich już się poddało. Ja walczę o swoje ustawowe prawo. Ponad 500 gospodarstw rybackich na Mazowszu oczekuje na rezultat tego „boju”. Stawy na Mazowszu to około 2000 hektarów wody, bezcennej jako „mała retencja”. Posiadają wielkie znaczenie dla ochrony środowiska i przyrody, nie mówiąc już o wymiarze gospodarczym. Urzędy Marszałkowskie w innych województwach doskonale zdają sobie z tego sprawę. Z wielka życzliwością podchodzą do ustanawiania obrębów hodowlanych. U nas stanowią barierę nie do przebycia. Rybak stawia kilka pytań: Czy marszałek i jego urzędnicy mogą nie liczyć się z decyzjami Samorządowych Kolegiów Odwoławczych? Po co i dla kogo w takim razie te kolegia istnieją? Andrzej Górski stawia te pytanie i czeka na czwartą decyzję Urzędu Marszałkowskiego…
A propos piekarza
(…) Taka test ostateczna decyzja Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Jakim cudem na rynku działała piekarnia, która przez kilka lat sprzedawała ok. 15-30% produkcji – a reszta to była strata (nadprodukcja) rzekomo przekazywana na cele charytatywne.
Zapewne ktoś mający inne źródła dochodu może sobie pozwolić na taką działalność, ale w tym przypadku piekarnia była jedynym źródłem utrzymania.
Odpowiedź znajdą Państwo po analizie nw. dokumentów:
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,4888512.html ;
http://www.pit.pl/pages/i/2698.php ;
http://www.mf.gov.pl/dokument.php?const=1