Pod Garwolinem, na lokalnej drodze, metalowy krzyż wtulił się w płot gospodarstwa pewnego rolnika. Rolnik nieraz widzi z okna, jak sąsiadka zapala znicz i ustawia go przy krzyżu. Zasuwa wtedy firanki. Wypadek nie był z jego winy, ale sumienie go gryzie, bo Józka znał dobrze, nieraz się z nim napił i przez głowę mu nie przeszło, że przyjdzie taki moment, iż Józek będzie leżał pod jego traktorem całkiem martwy.
"Józek tego dnia pił sam. A kiedy wypił wszystko, co zgromadził w domu, dwa piwa, wino owocowe i ćwiartkę gorzały, zmusił żonę, aby dała mu 11 zł i czterdzieści groszy. Śpieszył się, nawet butów nie włożył, bo sklep nie tak daleko, na końcu wsi. Na starą Jawę wskoczył po kozacku jak na konia, bosą nogą kopnął w pedał, motor posłusznie zapalił. Józek jechał przez wieś z fantazją, całą szerokością, od płotu do płotu. Ani on nie zauważył sąsiada, ani sąsiad jego. Władował się centralnie w sam środek kabiny, aż sąsiad wypadł zza kierownicy na asfalt i boleśnie uderzył się w łokieć. A kiedy zebrał się z drogi, rozcierając rękę, ujrzał Józka leżącego bez ducha i stróżkę krwi na jego skroni. I warczący jeszcze motor marki Jawa wpasowany pod traktor.
A potem zbiegli się ludzie i wszyscy współczuli Józefowej i wrogo spoglądali na niego. Józefowa szlochała. Uspokoiła się dopiero, kiedy inny sąsiad pochylił się nad ciałem męża, wyciągnął mu z kieszeni 11 zł i 40 gr i podał je ze współczuciem. Chłopa szkoda, jak nie pił, dobry był nawet, ale żyć dalej trzeba".
Fragment tekstu Piotra Pytlakowskiego „Drogi krzyżowe”, zamieszczonego w „Polityce” nr 44(2678) z 1 listopada 2008.