27 września, wycieczką śladami żydowskiego chłopca, który w czasie wojny mieszkał z rodzicami w Bodzentynie i napisał tu pamiętnik, rozpoczęły się Dni zamordowanego z rodziną w Treblince Dawida Rubinowicza. Wycieczkę poprowadził prezes Towarzystwa Przyjaciół Bodzentyna, Stefan Rachtan.
Dni Dawida Rubinowicza, zorganizowane przez Stowarzyszenie na Rzecz Odnowy Wsi „Odnowica” z Dąbrowy Dolnej, są zwieńczeniem działań realizowanych w ramach programu „Dla Tolerancji” Fundacji Batorego i Fundacji Forda przy wsparciu Funduszu Inicjatyw Obywatelskich i Urzędu Miasta i Gminy Bodzentyn. Były kontynuacją rozpoczętego rok temu projektu, budowanego wokół postaci Dawida.
Poza warsztatami warsztaty tańców żydowskich czy wieczorem pieśni żydowskich – najważniejszymi punktami Dni Dawida Rubinowicza były msza święta w intencji zamordowanych w Treblince mieszkańców Bodzentyna oraz spektakl teatralny „Dawid Rubinowicz”. Tuż przed rozpoczęciem mszy zapalono świece na umieszczonej przed ołtarzem menorze. Początek nabożeństwa – zgodnie z żydowskim zwyczajem – obwieścił dźwięk szofaru. Proboszcz Leszek Sikorski modlił się do Boga Abrahama, Izaaka i Jezusa Chrystusa o dar tolerancji i zrozumienia dla innych kultur i religii. W Zagrodzie Czernikiewiczów z kolei rówieśnicy Dawida: Martyna Iwan, Sabina Nowakowska, Ewa Dziuba, Milena Winiarska, Antoni Anyż i Patryk Dyk mówili do widzów słowami jego pamiętnika.
W ubiegłym roku, szukając śladów żydowskich w Bodzentynie, dzieci i młodzież ze wsi Dąbrowa Dolna koło Bodzentyna dotarli na bardzo zaniedbany kirkut. W tym roku, dzięki zaangażowaniu Urzędu Gminy i miejscowego proboszcza, udało im się uporządkować znaczną część cmentarza. Pomysł na kontynuację działań i przygotowanie spektaklu, opartego na tekstach Dawida Rubinowicza wyszedł od uczestników poprzedniej edycji programu. Przez całe wakacje dzieci przygotowywały pod kierunkiem Doroty i Artura Anyżów spektakl, uczestniczyły w warsztatach tańca żydowskiego oraz brały udział w pracach porządkowych na cmentarzu żydowskim.
(…) Pamiętnik Dawida Rubinowicza jest dla nas najczystszą forma przekazu o bodzentyńskim getcie. (…) Aby przedstawić najcenniejszą wartość Pamiętnika – prostotę i naturalność – nie dokumentujemy historii opisanej przez Dawida, lecz przedstawiamy treść w pierwszej osobie. Zachowanie stylistyki języka, którym posługiwał się Dawid, powoduje, że w trakcie spektaklu czuje się jego obecność. Aktorami w spektaklu są dzieci z okolic Bodzentyna i Kielc – rówieśnicy bohatera. Aktorzy, którzy odgrywają epizody z życia bodzentyńskiego getta, doskonale znają to miasto i miejsca, o których opowiadają. Historia jest im bliska, słyszeli ją w opowieściach dziadków, a teraz przypominają swoim rodzicom i rówieśnikom. (…) – powiedzieli Dorota i Artur Anyżowie.
Kim był Dawid?
Dawid Rubinowicz urodził się 27 lipca 1927 r. w Kielcach. Nie wiadomo, kiedy jego rodzice przeprowadzili się do wsi Krajno nieopodal Bodzentyna. Jego ojciec Josek (Józef) uprawiał niewielkie pole. Sprzedał je, a za otrzymane pieniądze wybudował malutką mleczarnię, przy której zamieszkał w pokoju z kuchnią wraz z rodziną. Matka Dawida – Tauba prowadziła dom, wychowywała dzieci i często udzielała pomocy medycznej sąsiadom z okolicy. Była akuszerką.
Naukę w szkole powszechnej Dawid rozpoczął we wrześniu 1934 r. Z zachowanego świadectwa szkolnego wiemy, że uczył się dobrze. Jego koleżanki i koledzy zapamiętali go jako ciekawego świata, otwartego na innych, koleżeńskiego i uczynnego. Helena Szlufikowa – jego koleżanka i sąsiadka – wspominała jak to Dawid ciekawy lekcji religii w szkole zostawał "może niecałą godzinę, ale dziesięć, piętnaście minut posiedział i wyszedł. Tylko prosił, żebyśmy tatusiowi nie mówili." Rówieśnicy i nauczyciele lubili go. W szkole stawiano go za wzór ucznia. Jego szkolny kolega – Tadeusz Janicki – po latach wspominał "Siedzieliśmy obydwaj razem. Więc on zawsze chodził do szkoły ubrany w takie jasne ubranie w prążki. Pompki miał, jak to się mówi, takie spodnie. I marynareczka zawsze sportowa. I on był stawiany zawsze w szkole za wzór."
Nauczycielka biologii i wychowawczyni Dawida – Florentyna Krogulcowa – wspominała go jako pilnego, sumiennego i miłego ucznia. Jej też zawdzięczamy opis rodziny Rubinowiczów: "To prawda – oni wyglądali dobrze, jak to wtedy o takich rzeczach się mówiło. Ojciec był blondynem, szczupły, wysoki, dość regularne rysy. Matka – brunetka, ale przystojna, postawna. A jeżeli chodzi o prowadzenie domu, to bardzo czysto u nich było. O, ta matka była wzorową matką. Dawidek był najstarszy z rodzeństwa. Jego siostrzyczka [Mania] jeszcze nie chodziła do szkoły; najpierw była za młoda, a później już było za późno. Był, zdaje się, jeszcze taki mały braciszek. Jego sobie nie przypominam dobrze, wiem tylko, miał piegi na buzi. A Dawidek był szczupły, wysoki, niebieskie oczy miał, nosek regularny, tak przyjemna powierzchowność, bardzo miła."
Nauki w klasie siódmej już nie rozpoczął – 1 września 1939 roku wybuchła wojna. Notatki rozpoczął 21 marca 1940 r. Miał wówczas niespełna 13 lat. Ostatni zapis w swoim dzienniku sporządził 1 czerwca 1942 r. Wtedy rodzina Rubinowiczów mieszkała już w getcie w Bodzentynie przy ul. Kieleckiej 13. Prawdopodobnie 19 września 1942 r. wypędzono ludność żydowską z getta w Bodzentynie i skierowano do oddalonego o 17 km Suchedniowa. 22 września – po 11 godzinach i 51 minutach – pociąg z "deportowanymi" przybył do Treblinki. Co dalej działo się z rodziną Rubinowiczów? Matka z młodszymi dziećmi została oddzielona od męża i syna. Dawid miał wtedy skończone 15 lat i zapewne zginął wraz z grupą mężczyzn. Po 4 godzinach i 35 minutach pociąg, który przywiózł Żydów do Treblinki, już jako pusty wyjechał po następnych "deportowanych", tym razem do Szydłowca. Do tego czasu Dawid wraz z rodzicami i rodzeństwem już nie żył.
Tadeusz Janicki wspominał, że Dawidek pisał pamiętnik już przed wojną, a swoje notatki ilustrował rysunkami: "I on już wtedy właśnie pisał pamiętnik. Tylko, że on pisał dokładniej, z datą każdego dnia. I nawet do tego stopnia, że jak był jakiś wypadek czy jakieś zdarzenie w szkole, to nawet rysował jakąś scenę. I nawet nie wiem, dlaczego te rysunki się nie dochowały. […] Bardzo ciekawe były te jego pamiętniki sprzed wojny." Niestety w znanych nam zeszytach nie ma rysunków. Niewykluczone, że przedwojenna część pamiętnika bezpowrotnie zaginęła.
Zapiski z 1941 r. mieszczą się na 45 stronach zeszytu pierwszego i drugiego. Dawidek notuje teraz częściej, regularniej. Opisy sytuacji są obszerniejsze, a przemyślenia głębsze i bardziej osobiste. Pismo chłopca jest mniej staranne, drobniejsze i bardziej wyrobione.
W sierpniu 1957 r., podczas wizyty u córki i wnuków w Bodzentynie, zaszyty znalazła Helena Wołczykowa – od 1954 r. lektorka w lokalnym radiowęźle, który prowadziła z mężem Artemiuszem. Od wojny przechowywał je na strychu Antoni Waciński. Przejęci treścią pamiętnika małżonkowie zaczęli go czytać przez radio.
Fragmenty pamiętnika (Zachowano pisownię oryginału) [1942]
1 maja: Będąc w Krajnie przyniosłem sobie kilka wiązeczek szczypiorku. Dziś miałem czas to sobie je wsadziłem do wazonów. Nie skończyłem nawet sadzenia gdy tatuś mnie zawołał do mielenia zostawiając wszystko na dworze, a brat miał sprzątać. Skończywszy mielenie poszedłem do mieszkania. Gdy tatuś przyszedł do domu zaczął się bardzo denerwować na mnie, dlaczego rozrzuciłem drzewo w drwalce i zaraz mnie zaczął bić. Tłumaczyłem się, że przecież nie miałem czasu ułożyć drzewo, to mnie jeszcze bardziej bił. Ja już się bardzo zdenerwowałem, dlaczego mnie [bije] bez przyczyny. Na koniec, jak mnie uderzył kilka razy sprzączką to bardzo zacząłem płakać, nie tak z bólu jak ze złości, zostało nawet kilka porządnych siniaków co mnie to dobrze bolały. […] Gdyby nie wojna to bym w domu nie był, byłbym już dawno u jakiegoś rzemiosła, a tak to musowo cierpieć. Tatuś to mnie wcale nie lubi też, chociaż nie żałuje niczego jak jest. […]
6 maja okropny dzień! Około godziny 3-ciej obudziło mnie jakieś stukanie. To już policja robiła obławę. […] Wszedł polski policjant i żydowski. Zaczęli zaraz szukać, zobaczył mnie i kazał mi się ubierać a drugi zapytał ile mam lat, powiedziałem, że 14 to dał mi spokój. […] Chociaż się nie lękałem ale dygotałem jak w febrze. Gdy odeszli to zaraz usnąłem. Rano kuzynka mnie obudziła, bo tatuś przyjechał z furmanką. Ubrałem się prędko i wyszedłem, tatusia już nie było bo zaraz uciekł przed obławą. […] Anciel zaraz przyszedł i powiedział, że tatuś i kuzyn zostali też złapani. Dopiero teraz zacząłem płakać.
Ojca nam zabrali, co posiadaliśmy własności też zabrali, dopiero teraz poczułem tęsknotę do tatusia. […] Obławę robią również bielińskie policjanty. Gdy się trochę ucichło to przyjechało dwa samochody a jeden to ma z tyłu platformę. Jak je zobaczyłem i pomyślałem, że tatuś zostanie odesłany to okropnie zacząłem płakać. Bratu powiedział tatuś żeby przyniósł jedzenia i parę sztuk bielizny i mały garnuszek, znów się zapłakałe[m] gdy widziałem jak to zabiera. Mamusia była cały czas w radzie starać się o tatusia, mówili tylko, że go wypuszczą. Brat przyszedł po ciepłą czapkę – ale już nie zdążył … samochód był już na drugim rynku.
Głośno załkałem, gdy był blisko, wołałem tatusiu! – tatusiu gdzie jesteś niech Cię jeszcze zobaczę i zobaczyłem go na ostatnim wagonie zapłakanego, patrzyłem aż znikł za zakrętem, dopiero teraz wybuchłem spazmatycznym płaczem i poczułem jak bardzo Go kocham a on mnie i dopiero teraz poczułem, że co napisałem 1 maja, że mnie nie lubi nawet to jest wierutne kłamstwo i kto wie czy nie odpokutuję za to co Go posądziłem a nie jest prawdą. Ja[k] Pan Bóg da jak przyjedzie to nie będę taki dla niego. Bardzo długo jeszcze płakałem a jak sobie przypomniałem zapłakana twarz tatusia to zacząłem jeszcze bardziej łkać. Co mieliśmy najdroższego w świecie to nam zabrali a do tego jeszcze chory… […] Położyłem się już do łóżka to sobie przypomniałem tatusia, ja tu sobie leżę w wygodnym łóżku a tatuś może tam nie ma nawet trochę słomy i w jakim baraku. Tak mi się serce ściskało, że nie mogłem się powstrzymać od płaczu i tak płacząc zasnąłem.
7 maja […] Na ulicę już nie wychodziłem cały dzień. Na wieczór poszedłem na modlitwę bo przecież był piątek. Innym razem poszliśmy z tatusiem jak tam było smutno czy wesoło a byliśm[y] z tatusiem a teraz… Gdy przyszliśmy z modlitwy to byłem okropnie smutny, dlaczego nie być smutnym, kolacja jest jako tako skombinowana stół nakryty, jest święto ale jak spojrzę na tatusia miejsce a on nie siedzi tam, to mi żal i smutek serce rozdziera…
14 maja: Mamusię idąc ulicą zawołał jeden z Rady i dał jej paczkę co tatuś przysłał […] Tatuś przysłał brudna bieliznę a kuzyni również przysłali. W paczce były trzy listy też. […] Pisze, żebym się schował bo jeszcze będą obławy, każe mi się przebrać po damsku. Prosi żeby mu przysłać parę złotych a skąd je będziemy brać to nie wie i skąd będziemy brać pieniądze na nasze wydatki, również nie wie. Zaznacza żeby co sprzedać i wyratować go, jak można tylko. Wypłakałem się dobrze, przy takim smutnym liście. Uspokoiłem się trochę to poszedłem przeczytać listy kuzynów. Piszą to samo co tatuś i żeby ich wyratować. Czytając listy pomyślałem sobie, my tu jesteśmy na wolności (taka wolność życzę psu, ale nam i tak lepiej tu jak tatusiowi tam) a tatuś tam może pragnie kawałek chleba? ach! to jest bardzo okropne…
21 maja: […] Tatuś przysłał kilka kartek znajomymi żeby mu przysłać parę kar[tofli] chleba gotowanych klusek i kaszy jaglanej. Przyszykowaliśmy zaraz paczkę i daliśmy szoferowi. Zapomnieliśmy całkiem, że dziś się zaczynają Zielone Święta nawet nic żeśmy nie przygotowali tak byliśmy zajęci jednym. Jeszcze w żadne święto nie było tatusia a dziś nie tylko, że go nie ma to jeszcze jest w obozie.
22 maja: Będąc na modlitwie zrobiło mi się bardzo tęskno do tatusia. Zobaczyłem jak insze dzieci stoją przy ojcu, a co nie wiedzą przy modlitwie to im ojciec pokaże, a mnie kto pokaże … jeden Pan Bóg żeby mi dał dobrą myśl żebym poszedł dobrą drogą … Jeszcze mi nigdy nie było tak przykro jak dziś przy modlitwie, kiedy mi miało być tak przykro? Żeby Bóg dał, aby tatuś wkrótce przyjechał zdrowo.
1 czerwca dzień radości: Spodziewaliśmy się dzisiaj listu od tatusia, ale nie przyszedł, przyszła odkrytka od kuzyna i ukłon od tatusia a więcej nic. Przyszykowaliśmy duży pakunek tatusiowi, bo jutro z Rady jadą do Skarżyska. […] Z niecierpliwością chciałem żeby już był trzeci ażeby przyszedł list od tatusia, może ma jakie szanse przyjechać do domu. Nad wieczorem poszedłem do sąsiada robić siostrze trepki. Robiąc je usłyszałem, że samochód jedzie i śpiewanie, pomyślałem sobie zaraz, że chyba Żydzi jadą ze Skarżyska. Wybiegłem zaraz i okazało się, że oczywiście jadą. Z daleka widać było jak machają rękami i czapkami, zobaczyłem jak i mój tatuś macha.
Rzuciłem wszystko i pobiegłem za samochodem, stanąłem razem z samochodem. Wziąłem zaraz od tatusia jego tłumok a tatuś zeszedł z samochodu. […] Przyszedłem do mieszkania to nie mogłem nawet przywitać się z tatusiem z tej całej radości. Nikt nie może sobie wyobrazić naszej radości, ten może sobie wyobrazić, kto przeżywa. Ale nikt się nie spodziewał żeby dziś przyjechali. To wszystko było jak na filmie, w jednej prawie sekundzie tyle żeśmy przeżyli. […]
Podałam za stroną http://www.zydziwpolsce.edu.pl/rubinowicz/index_rubinowicz3.html . (opr. Ana)