– To zamach na kolejny oddział – mówią pracownicy garwolińskiego szpitala neuropsychiatrycznego po decyzji kierownictwa tej placówki o zmniejszeniu z 17 do 9 liczby łóżek na pododdziale trzecim. – Nic podobnego – twierdzi dyrekcja. – To nie my
podjęliśmy decyzję o zmniejszeniu liczby łóżek. Niższy kontrakt przyznany przez NFZ wynika po prostu z niewykonania kontraktu w 2008 roku.
Pod koniec grudnia garwoliński szpital neuropsychiatryczny obiegła alarmująca wiadomość: dyrekcja Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży w Zagórzu robi zamach na pododdział III, czyli „Terapii uzależnień dla dzieci i młodzieży używającej substancji psychoaktywnych ze współistniejącymi zaburzeniami psychotycznymi”. Jest to część oddziału IX, czyli psychiatrii młodzieżowej. Dla pracowników było jasne, że dyrekcja, której nie powiodła się likwidacja oddziału psychiatrii dziecięcej (głośna sprawa, która wynikła na początku ub.r.), chce w zamian zlikwidować inny oddział. Dlaczego właśnie teraz? Nikt tu na siłę nie leczy
Powodem takich opinii był fakt, że nie przedłużono kontraktu na rok 2009 kierownikowi tego oddziału ds. uzależnienia i terapii, Anetcie Stobieckiej-Donicz. W tym samym czasie zapadła również decyzja o zmniejszeniu liczby łóżek.
– W grudniu wezwano mnie do Zagórza i tam poinformowano, że nie zostanie przedłużony ze mną kontrakt na 2009 rok – mówi A. Stobiecka-Donicz. – Zapytałam wtedy co z pacjentami, którzy się do nas zgłaszają. Odpowiedź brzmiała: nie przyjmować, bo NFZ nie płaci za nadwykonania. Z kolei w Funduszu poinformowano mnie, że płacić będą.
Anetta Stobiecka-Donicz w garwolińskim szpitalu neuropsychiatrycznym pracowała od kilku lat. Jest certyfikowanym terapeutą uzależnień po wielu kursach i szkoleniach (oprócz studiów wyższych). Kierownikiem oddziału była od marca 2007 roku. Oddział pod jej kierownictwem przechodzi gruntowną restrukturyzację. W maju rozpoczęto bowiem zmianę programu, według którego leczeni są pacjenci oddziału. – Główny cel tej zmiany to przyciągnięcie do nas większej liczby pacjentów – mówi A. Stobiecka-Donicz. – Rzeczywiście drugi i trzeci kwartał 2008 roku nie były dla nas najlepsze, ale w czwartym kwartale, już po wprowadzaniu nowego programu, pacjentów zaczęło nam przybywać.
Z kolei Maria Wilczyńska, dyrektor Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży w Zagórzu twierdzi, że kontraktu z panią Anettą nieprzedłużono z kilku powodów.
– Główne przyczyny nieprzedłużenia kontraktu Anetcie Stobieckiej, – Donicz to niewykonanie kontraktu z NFZ, brak programu terapii pacjentów pododdziału i brak współpracy z ordynatorem pododdziału i koordynatorem ds. leczenia i terapii uzależnień w Centrum – twierdzi M. Wilczyńska.
– Przecież cały czas byliśmy w trakcie wprowadzania programu terapii – ripostuje była już kierownik. – Na podstawie nowych założeń zaczęliśmy leczyć od października. Decyzja dyrekcji o nieprzedłużeniu ze mną kontraktu kładzie kres tym działaniom. W końcu to ja za własne pieniądze i w czasie wolnym jeździłam na różne szkolenia dotyczące nowych form terapii. Sama konsultowałam program z różnymi instytucjami, w tym Polską Agencją Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Jest to mój autorski program.
A. Stobiecka-Donicz przyznaje również, że latem ubiegłego roku oddział nie miał pacjentów. – Musieliśmy czasowo zawiesić jego działalność – mówi. – Jest to jednak związane z sezonowością w naszej „branży”. Tamten czas wykorzystaliśmy jednak na dopracowanie programu. Potem już było coraz lepiej, pacjentów nam przybywało. Dla mnie decyzja dyrekcji jest przejawem przemocy instytucjonalnej. Takie postępowanie świadczy o tym, że dyrekcja w ogóle nie liczy się z ludźmi. Ja pracę sobie znajdę, ale co z programem, którego wdrażanie rozpoczęliśmy?
Oddział kierowany do grudnia przez A. Stobiecką-Donicz był tym, z którego ponad 30 lat temu Marek Kotański wyprowadził pierwszych pacjentów tworząc później „Monar”.
Do Garwolina trafiają pacjenci z całej Polski. Nowy program był według byłej już kierownik potrzebny, bo zmienia się sposób brania narkotyków przez młodzież. – Trafiają do nas coraz młodsi pacjenci i tacy, którzy naprzemiennie biorą różne substancje psychotropowe – dodaje A. Stobiecka-Donicz. – Takich pacjentów, rzecz jasna, dużo trudniej leczyć. Praca jest po prostu bardzo trudna, z tego chociażby powodu, że mamy do czynienia z młodzieżą, która już z racji swojego wieku się buntuje. Do tego dochodzą uzależnienia i zaburzenia psychiczne. W dodatku ci młodzi ludzie bardzo często pochodzą z trudnych rodzin.
Warunkiem przyjęcia na oddział jest abstynencja i zgoda pacjenta. Na siłę nikt w Garwolinie nie leczy. Trafiają tu głównie młodzi ludzie w wieku od 15 do 19 lat. Dla nich prowadzona jest nauka na poziomie gimnazjum i szkoły średniej. W Garwolinie przebywają maksymalnie 10 tygodni. Biorą udział nie tylko w zajęciach lekcyjnych, ale również korekcyjnych, sportowych i artystycznych.
Wszyscy pracownicy wiedzieli, że w 2010 roku oddział z Garwolina ma zostać przeniesiony do Józefowa. W decyzji o nieprzedłużaniu kontraktu z panią kierownik i zmniejszeniu liczby łóżek widzą zamach na ten oddział. – Nie udało się z innymi, to próbują tutaj – mówią niektórzy.
– Rzeczywiście, w czasie gdy Garwolin był na ustach wszystkich, i gdy pracownicy stawali przeciw dyrekcji, my nie braliśmy udziału w tym konflikcie – przyznaje A. Stobiecka-Donicz.
Z kolei dyrektor Wilczyńska zapewnia, że nie są planowane kolejne zwolnienia pracowników.