Zaczelo sie od przesluchan mlodych wykonawców w klubie „peHa”. Uczestników konkursu ocenialo trzyosobowe jury, z przewaga pan: Milena Madziar, Magda Turowska i rodzynek w „babskim ciescie” – Robert Kasprzycki.
W festiwalowe szranki staneli reprezentanci najbardziej preznych osrodków piosenki poetyckiej, takich jak Warszawa czy Lublin, ale tez mniejszych miejscowosci, m.in. z Piaseczna i Starachowic. Mozna sie wiec bylo spodziewac nie jednego, ale co najmniej kilku nowych, utalentowanych autorów i wykonawców. Stalo sie jednak inaczej. Nie liczac laureatów pierwszej i trzeciej nagrody – o których za chwile – nikogo takiego nie zauwazylem. Zaden z pozostalych czterech finalistów nie rzucil mnie na kolana, a szkoda. Zwyciezyl siedlczanin Marcin Sójka z kompozycja Pawla Dontena. Drugie miejsce przyznano Piotrowi Mirskiemu z Lublina, a trzecie – zespolowi Marcepanki (owoc wspólpracy artystycznej Siedlec i Ciechanowa). Trzy równorzedne wyróznienia przypadly Wiktorii Jablonskiej z Siedlec, Piotrowi Kedziorze ze Starachowic i Pawlowi Górskiemu z Piaseczna. Finalowa szóstka wystapila podczas koncertu galowego obok tak zacnych gosci, jak Magda Turowska, Robert Kasprzycki i grupa Voo Voo.
Cieszy pierwsze miejsce Marcina Sójki. Jest niepokorny, ma charakter i przykuwa uwage widza. Jego sila tkwi tez w autentycznosci. Wygral, bo byl bezkonkurencyjny. Tuz przed ogloszeniem werdyktu Magda Turowska pozwolila sobie na publiczne zwierzenie: „Jury sie nie zna. Jest nieobiektywne i nie ma racji”. Choc oczywiscie byl to tylko zarcik, nie moge sie oprzec wrazeniu, ze w przypadku drugiej nagrody cos bylo na rzeczy. W moim przekonaniu (i nie tylko moim, o czym swiadczyla reakcja publicznosci) bardziej zasluzyl sobie na nia zespól Marcepanki. Pastiszowa „Niebieska poswiate” z muzyka Waldemara Koperkiewicza wykonaly widowiskowo, a przede wszystkim wyraziscie. Tego ostatniego brakowalo troche Piotrowi Mirskiemu z Lublina, notabene nominowanemu przez jury do wystepu na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie. Szczerze mówiac, nic z tego nie rozumiem. Pozostaje mi wiec jedynie uszanowac werdykt szacownej komisji, bo to w koncu ona, a nie ja, ma prawo decydowac o przyznawaniu nagród.
A teraz czas pogawedzic o gwiazdach, które na studenckim festiwalu blyszczaly, i to bardzo. Jeden czlowiek przy pomocy jednego tylko instrumentu jest w stanie zdzialac cuda. Siedlecka publicznosc przekonal o tym Robert Kasprzycki. Kiedy wiele lat temu goscil w Siedlcach (udzial w imprezie konkursowej „Recital” – przyp. autor), byl, jak mi potem opowiadal, chory i rozbity jesienna slota. Mimo to zdobyl druga nagrode. Zartowal, ze chyba tylko dzieki wyszukanemu modelowi okularów. Teraz wszystko bylo inaczej. Siedlce przywitaly go „wiosna radosna”, a publicznosc z miejsca dala sie uwiesc jego niebanalnym piosenkom. No i refleksyjno–ironicznemu poczuciu humoru. Wykonal dwa najwieksze przeboje z pierwszej plyty: „Mam wszystko, jestem niczym” oraz „Niebo do wynajecia”. Zaspiewal tez piosenki, na których wydanie stracil juz prawie nadzieje. Przez to zwykl mówic, ze jego druga plyta bedzie juz tylko nagrobna. Wystep Kasprzyckiego bardziej przypominal kabareton niz koncert. Jesli na przyklad zaczynal spiewac wlasna piosenke, to po to, by plynnie przejsc do parodiowania panów z Metalliki, George’a Michaela czy Krzysztofa Krawczyka. Najwiekszym hitem byl chyba tekst z „Pana Tadeusza”, wpleciony
w grunge’owa melodie przeboju Nir-vany, a konczacy sie parodia maniery wokalnej Agnieszki Chylinskiej. W miedzyczasie artysta opowiadal dowcipy – na przyklad wspólczul sobie, ze urodzil sie w tym samym szpitalu, co Roman Giertych. Publicznosc konsumowala to wszystko w radosnych spazmach, domagajac sie bisów. Swoja droga, Kasprzyckiego powinno sie zatrudniac do prowadzenia tak zwanej terapii smiechem w placówkach medycyny naturalnej. Mysle, ze w ten sposób wyleczylby niejednego ponuraka.
Inne wielkie festiwalowe wydarzenie to koncert grupy Voo Voo. Liderowi Wojciechowi Waglewskiemu towarzyszyl na scenie trzyosobowy zespól instrumentalistów: saksofonista Mateusz Pospieszalski, kontrabasista Karim Martusewicz i perkusista Piotr „Stopa” Zyzelewicz. Kazdy z nich dal niebywaly popis mozliwosci warsztatowych, co spotkalo sie z goracymi reakcjami publicznosci. One z kolei wyzwalaly w muzykach dodatkowe poklady energii i pobudzaly do jeszcze bardziej zwariowanych eksperymentów z dzwiekiem. W programie koncertu mieszaly sie najrózniejsze style i konwencje. I to nie tylko muzyczne, bo mielismy do czynienia z polaczonymi sferami sztuki i medytacji. „Stanie sie tak, jak gdyby nigdy nic nie bylo” – te slowa piosenki publicznosc powtarzala za zespolem Voo Voo niczym mantre. Dzwieczaly mi one w uszach jeszcze dlugo po opuszczeniu klubu.
II Ogólnopolski Festiwal Piosenki Studenckiej „Wiosenna Gielda Piosenki” wspólorganizowaly dwa siedleckie osrodki kultury – Miejski oraz Uczelniany (Akademii Podlaskiej). W przedsiewziecie wlaczyla sie równiez Miejska Biblioteka Publiczna, inicjujac warsztaty literackie. Kiedys mielismy w Siedlcach Ogólnopolskie Spotkania Spiewajacych Poezje „Recital”, teraz mamy Festiwal „Wiosenna Gielda Piosenki”. Dwie rózne nazwy, inny czas i miejsce, ale zalozenia identyczne: promocja piosenki ambitnej.
Zdjecia Janusz Mazurek