– Nie bylem agentem, mam czyste papiery! Ale czy to kogokolwiek obchodzi po pieciu miesiacach od chwili obrzucenia mnie blotem?
– konstatuje posel Wiktor Osik z Lukowa, który otrzymal wlasnie dokumenty z Instytutu Pamieci Narodowej, a w nich jednoznaczne stwierdzenie, ze to nie jego imie i nazwisko figuruje na tzw. liscie Wildsteina.
Tuz po ujawnieniu wyniesionej potajemnie z IPN w Warszawie listy katalogowej w Lukowie gruchnela sensacja: posel Ziemi Lukowskiej, Wiktor Osik byl agentem SB! Wszystko dlatego, ze na liscie znalazlo sie identyczne imie i nazwisko. Atmosfere podgrzewal, starajac sie wykorzystac sytuacje dla zyskania popularnosci, Arkadiusz Kasznia, mlodszy kolega W. Osika z law parlamentarnych. A. Kasznia oglosil publicznie, iz to nie on byl agentem sposród poslów z Lukowskiego. Ideologiczno-etyczne spory parlamentarzystów opisywalismy na naszych lamach. Wówczas tez posel W. Osik poinformowal nas, ze wystepuje do IPN o potwierdzenie prawdy o sobie.
Niedawno posel otrzymal dwa pisma z IPN. Z jednego wynika, iz nie jest osoba pokrzywdzona w rozumieniu ustawy o IPN. W drugim pismie dr Leon Popek, naczelnik Oddzialowego Biura Udostepniania i Archiwizacji Dokumentów w Lublinie, wyjasnil: Dane osobowe Pana nie sa tozsame z danymi osobowymi, które znajduja sie w katalogu funkcjonariuszy, wspólpracowników, kandydatów na wspólpracowników organów bezpieczenstwa panstwa oraz innych osób udostepnionym w Instytucie Pamieci Narodowej w Warszawie 26 listopada 2004 r.”.
– Jestem przeciwnikiem lustracji. Nie wierze, ze dzieki niej mozna zalatwic jakakolwiek sprawe z przeszlosci. Kazde bowiem ujawnienie akt dawnych sluzb specjalnych ma powazne wady i moze krzywdzic niewinnych ludzi – powiedzial nam W. Osik, komentujac zapisy z dokumentów otrzymanych z IPN.
– Ujawnienie wszystkich akt moze doprowadzic do tego, ze upowszechni sie notatki pracowników SB i opinie o ludziach, które bardzo czesto niewiele maja zwiazku z prawda. Nie mozna tych opinii zweryfikowac, bo ci, którzy je opisali, albo juz nie zyja, albo sa niewiarygodni. Komu mialaby sluzyc taka prawda?
Zdaniem posla pozostawienie akt w rekach IPN, to bat na polityków, który bedzie w rekach jednego ugrupowania politycznego, mogacego w zaleznosci od potrzeb ujawniac akta na politycznych adwersarzy, a nawet wlasnych niewygodnych dzialaczy.
– Na swoim przykladzie moge podac, jak trudno jest prostowac nieprawde. Bylem w lepszej sytuacji niz inni, którzy maja takie same imiona i nazwiska jak osoby umieszczone na oslawionej liscie. Jako posel skladalem oswiadczenia lustracyjne i nie byly one kwestionowane przez sedziego Boguslawa Nizinskiego. To jednak nie wystarczylo. Wystapilem wiec do IPN, aby po uplywie pieciu miesiecy otrzymac potrzebne zaswiadczenia. Ale czy kogos jeszcze interesuje to, ze bylem uczciwym czlowiekiem? Latwiej sprzedaje sie przeciez informacje, ze ktos jest przestepca i lotrem – stwierdzil W. Osik.