Ostatnio dochody duzych sadowników sa mocno zagrozone. Paniki jeszcze nie ma, ale juz w najblizszych dniach moze sie zrobic calkiem niewesolo.
Jesli Rosja nie zniesie zakazu importu artykulów spozywczych z Polski,
to sadowników czekaja ciezkie czasy.
Wójt gminy Mokobody, Sylwester Kisielinski, jest przede wszystkim od tej niewielkiej polityki, na szczeblu lokalnym. Interesuje sie jednak tez polityka miedzynarodowa, a raczej jej skutkami. Te bowiem maja bezposrednie przelozenie na zasobnosc jego kieszeni, i to nie samorzadowej, a prywatnej.
W powiecie siedleckim blokada eksportu do Rosji jest, a raczej moze sie stac, bardzo powaznym problemem. Sadowników jest tu bowiem bardzo wielu. Zaglebia produkcji jablek znajduja sie glównie w takich gminach, jak: Siedlce, Mordy, Mokobody czy Suchozebry.
– W naszej gminie jest okolo 130 hektarów sadów – mówi wójt gminy Mokobody, a jednoczesnie wlasciciel sadu, Sylwester Kisielinski. – Z tej galezi rolnictwa zyje kilkadziesiat rodzin. Wszyscy wiec z coraz wieksza obawa spogladaja na zakaz eksportu jablek do Rosji. W tej chwili jestesmy dopiero po zbiorach, wiec nie ma jeszcze paniki. Caly czas czekamy na propozycje kupna jablek od hurtowni specjalizujacych sie w ich eksporcie. Na razie tych ofert nie ma, ale to normalne. Skup rusza najczesciej po swietach, bo dopiero z poczatkiem roku zaczyna sie masowy eksport jablek do Rosji.
Takie zasady na tym rynku obowiazuja od lat. Rosja prowadzila bowiem dosc stabilna polityke dotyczaca cel na jablka. Do 1 stycznia obowiazywala bowiem zawsze podwyzszona stawka celna wynoszaca 0,2 euro za kilogram jablek. Przy takich stawkach eksport byl calkowicie nieoplacalny. Z poczatkiem nowego roku clo obnizano jednak do 0,1 euro i wtedy rynek sie ozywial – pomimo, ze w Rosji importowane jablka objete sa akcyza. Czy takze w zblizajacym sie nowym roku zacznie sie ruch w interesie? Sadownicy i hurtownicy maja na to coraz mniej nadziei.
– Gdyby chodzilo jedynie o straty wynikajace z zamkniecia rynku rosyjskiego tylko na jeden sezon, to jakos bysmy sobie z tym poradzili – mówia w hurtowni „Ages” nalezacej do jednej z najwiekszych w regionie. – Znacznie wiekszym zagrozeniem jest jednak wyparcie naszych sadowników z tego rynku. Od lat bylismy tam mocni. Niestety, w kolejce do zajecia naszego miejsca stoja juz Niemcy, Holendrzy, Wegrzy czy Serbowie. Jesli wypadniemy z rynku, to powrót bedzie bardzo dlugo wrecz niemozliwy.
Niestety, obawy te maja swoje racjonalne uzasadnienie. Do niedawna wlasnie jablka „Idaret” z Polski byly bezkonkurencyjne na Syberii. To sie jednak zmienilo. Z tego rynku wyparli nas Chinczycy. Nauczyli sie produkowac wlasnie te poszukiwana odmiane, a do tego oferuja ja po nizszych cenach.
– Jesli nawet blokada do Rosji nie bedzie w tym roku zniesiona, to sezon dla sadowników nie zostanie stracony – twierdza hurtownicy. Urodzaj byl bowiem niewielki i owoce zagospodaruje nasz rodzimy przemysl. Zreszta jablka w znacznej mierze zostaly uszkodzone przez przymrozki gruntowe, co dyskwalifikuje je jako towar eksportowy. Musimy jednak patrzec bardziej perspektywicznie, a to juz nie moze w obecnej sytuacji nastrajac optymistycznie.