– Trudno mówic, jak wielki smutek odczulismy, kiedy weszlismy do plonacego domu. Wlasciciel juz nie zyl. Jego zweglone cialo lezalo na srodku lózka – opowiada o brawurowej akcji gaszenia pozaru, w której zginal 50-latek z Lukowa, szef gminnej OSP w Trzebieszowie Henryk Gil.
Pozar wybuchl we wtorek, 30 maja w srodku dnia w drewnianym domku w Trzebieszowie Trzecim, przy glównej trasie. – Nic nie wiedzielismy
o ogniu. Raptem uslyszelismy sygnaly wozów strazackich. Kiedy wyszlam zobaczyc, co sie dzieje, dom Andrzeja plonal. Ogien wydobywal sie z okien
i z dachu. Wtedy juz chyba nic nie dalo sie zrobic – opowiada sasiadka.
W akcji gaszenia pozaru wzielo udzial osiem wozów strazackich. Uczestniczyl w niej takze komendant powiatowy strazy pozarnej, Andrzej Rusinek. – Strazacy robili, co mogli. Musieli walczyc nie tylko z ogniem buchajacym z domu, ale i z nieodlaczonym pradem. Jeden z nich malo nie przyplacil swej ofiarnosci utrata zdrowia, zostal porazony pradem. Na szczescie udalo mu sie wyjsc z opresji calo.
Szczescie jednak nie dopisalo wlascicielowi domu. Mezczyzna splonal zywcem. Jego cialo znaleziono na wersalce. Strazacy przypuszczaja, ze denat zasnal, lezac na lózku z papierosem. Przyczyna pozaru bylo zaprószenie ognia od niedopalka papierosa.
– To byl mily, spokojny czlowiek. Zawsze sie uklonil, przywital, Czasem sobie popil, ale byl taki biedny, samotny odkad sie rozwiódl. Szkoda go – slyszymy w sklepie znajdujacym sie w poblizu spalonego domu. Andrzej P. mieszkal na stale w Lukowie. Przyjezdzal do domku w Trzebieszowie, który odziedziczyl po rodzicach, zeby odpoczac. Tym razem udal sie na wieczny odpoczynek.