REKLAMA
6.9 C
Siedlce
Reklama

Wikingowie i Indianie

W walkach Wikingów trup slal sie gesto.
Centrum wsi jak zajezdnia autobusowa: autokar przy autokarze, a pod zamkiem morze uczniowskich glów, tloczno jak na boisku w czasie szkolnego apelu. Tak w ubieglym tygodniu w czasie festynu archeologicznego wygladal Liw pod Wegrowem.
Wedlug wstepnych szacunków dyrektora Muzeum w Liwie, Romana Postka, IV Festyn Archeologiczny „Sagi Wikingów” odwiedzilo ponad 10 tysiecy gosci. Choc tydzien byl raczej pochmurny, szczesliwie nie zdarzylo sie, by deszcz uniemozliwil zabawe na trwajacym kilka dni festynie. Padalo poza „godzinami przyjec” – popoludniami i w nocy. Impreze mozna wiec uznac za udana.
Jak tam bylo?
Jest piatek, 2 czerwca, zbliza sie poludnie. W bramie muzeum pojawia sie wlasnie kolejna szkolna wycieczka. To uczniowie z Orzelka i z Kolodziaza z gminy Sadowne. Do Liwa mieli calkiem blisko. Wiele autokarów musialo przebyc znacznie wiekszy dystans. Przejezdzali z calego województwa. Nie zabraklo tez gosci z Warszawy.
Uczniami z Orzelka i Kolodziaza opiekuje sie przewodniczka „Zaba”. – Dlaczego w sredniowieczu budowano zamki? – pyta pani przewodnik. – Zeby teraz bylo co zwiedzac… – pada przekorna uczniowska odpowiedz. Od slowa do slowa i po chwili wszyscy juz wiedza, skad wzial sie liwski zamek
i kim byli Wikingowie. Troche teorii na poczatek nie zawadzi.
Glówna atrakcja festynu polega jednak na czyms innym. Festyn to nie muzeum. Tutaj wolno dotykac eksponaty. A rzeczy do dotkniecia
i zobaczenia nie brakuje.
Liwskie podzamcze nad rzeka szczelnym kregiem otoczyly stragany. Warsztat mincerski, gdzie bito denary, stanal obok siedziby bursztynika, oferujacego praslowianski jantar. Chata garncarza – naprzeciwko warsztatu kowala, a stragan z germanskimi runami – opodal stanowiska wojów. Na srodku obozowiska, jak na prerii, rozbito tipi – namioty pólnocnoamerykanskich Indian.
Pretekst, by w obozowisku Wikingów pojawili sie, wczesniej niezapowiadani, Indianie nie byl moze szczególny, ale byl. Wiadomo, ze skandynawscy wojownicy w swoich drakkarach (tak nazywaly sie wikinskie lodzie) w sredniowieczu zapuszczali sie az na wybrzeza Nowej Funlandii. Ameryke odkryli wiec – na swój wlasny uzytek – kilka stuleci wczesniej, niz doplynal tam Krzysztof Kolumb.
Trzeba dotknac eksponaty
W warsztacie garncarza mozna po lokcie ubrudzic rece w glinie, by na wlasnej skórze sprawdzic prawdziwosc przyslowia, mówiacego, ze nie swieci garnki lepia. Wystarczy krótki instruktaz, a na kole garncarskim pod palcami dziewczat (chlopcy jakby mniej chetnie garna sie do lepienia) rosna smukle gliniane pucharki, szerokie misy i czarki. Na koniec naczynie trzeba je jeszcze od spodu podciac ostrym drutem i… juz. Gliniane dzielo gotowe jest do wypalenia.
Tu mozna postrzelac z luku, tam rzucic toporkiem, sprawdzic, czy reka pasuje do miecza i zalozyc kolczuge. Ogladanie jest za darmo, cwiczenia – za drobna oplata. Walka z wojem – 5 zl. Imie i nazwisko na poczekaniu fantazyjnie wypisane gotyckim pismem – 1 zl.
Woje na placu
Chwilowo warto jednak porzucic stragany, gdyz na placu pod zamkiem pojawia sie druzyna wikinskich wojów. Komentator barwnie opisuje elementy rycerskiego uzbrojenia. Tak zbudowany jest miecz, tak wyglada umbo tarczy, a tak „sciana” czyli bojowy szyk Wikingów. Inscenizowane walki wojów wzbudzaja zywiolowy aplauz mlodych widzów. Nieco kabaretowa konwencja wystepów i dowcipne komentarze sprawiaja, ze historyczna wiedza latwiej wchodzi do glowy. Interesujace lekcje dlugo sie pamieta.
Kto odczuwa niedosyt informacji, moze w wyroczni runicznej uciac sobie pogawedke z Piotrem Kozlowskim „Vesterem” z Podkowy Lesnej, który o runach i germanskiej mitologii wie chyba wszystko. Dalej jest jeszcze kowal, który roznieca palenisko, poruszajac poteznym miechem. I cos na ksztalt papierniczej manufaktury, produkujacej czerpany papier. Atrakcji nie brakuje.
Jest tez cos dla cierpliwych. Pod zamkiem trwaja wykopaliska archeologiczne. Mozna osobiscie pogrzebac w ziemi, poszukujac znalezisk sprzed stuleci. Pierwsze eksponaty juz sa. Na stoliczku archeologów leza mniejsze i wieksze fragmenty glinianych naczyn. Takie skorupy to powszedni chleb archeologa.
Indianie tancza
Pora jednak ponownie wrócic na plac, gdzie Aleksander Danyluk z zespolu White Crow Singers opowiada o indianskiej muzyce, komponowanej na bebnach i flecie, tworzy taneczny krag i prezentuje indianskie tance. Najpierw taniec w kregu, chwile pózniej „Alligator Dance”, czyli taniec aligatora. Po tancach przed namiotem tworzy sie dluga kolejka chetnych, którzy chca wrócic z festynu, majac na twarzy indianskie barwy wojenne. Farba jest z atestem, a wzory na twarzy wierne z indianskim oryginalem. Na festynie w Liwie wszystko jest prawdziwe.

galeria

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

  • Tagi
  • N

Najczęściej czytane

Zwłoki 14-latka z Siedlec w pensjonacie w górach. Czy to ojciec zabił syna?

To przedsiębiorca z Siedlec miał zamordować swojego 14-letniego syna...

Łuków: Nie żyje adwokat Łukasz Jończyk. Trwa zbiórka na pomoc rodzinie

Łukasz Jończyk zginął 10 lipca w wypadku drogowym. Tego...

Wypadek na DK2 w Ujrzanowie

Na rondzie w Ujrzanowie doszło do zderzenia dwóch samochodów. Przed...

Porażenie prądem podczas wycinki gałęzi

13 sierpnia ok. godz. 12 w Sulejówku na ul....

Sędzia Krzysztof Jakubik walczy o dobre imię

Po wstrząsającej informacji o siedleckim sędzi ekstraklasy, posądzanym o...

W miejscu pożaru w Ryczycy znaleziono 70 sztuk różnego rodzaju niewybuchów

Cały czas trwa zagrożenie i na miejscu pracują służby...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje