Prawo i sprawiedliwość?

Do siedleckiej policji i prokuratury wpłynęło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez syna siedleckiego posła PiS.
– Zmienił zamki w drzwiach i wywiózł nasze rzeczy. Meble, telewizory, rowery, kuferek ze złotem, pieniądze – wylicza małżeństwo, które wynajmowało u syna posła dom. O tym, że ich rzeczy zostały zapakowane do samochodu i wywiezione, powiadomiła ich sąsiadka. Małżeństwo pracuje bowiem w Niemczech i przyjeżdża do Polski tylko na święta i rzadkie urlopy.
Najemcy twierdzą, że od 1999 roku płacili właścicielowi 1000 zł za wynajem plus opłaty.
– Na umowie najmu zapisane było tylko 100 złotych – przyznają. – Te 900 co miesiąc płaciliśmy poza oficjalną umową. Przez tyle lat dogadywaliśmy się. Ostatnio zalegaliśmy z opłatami za marzec, kwiecień i maj, ale telefonicznie uzgodniliśmy termin zapłaty.
Okazało się jednak, że właściciel postanowił sprzedać dom i to natychmiast.
– Twierdzi, że na początku czerwca wypowiedział umowę najmu swoim lokatorom – mówi Beata Borkowska, rzecznik siedleckiej policji. – Lokatorzy natomiast skarżą się, że od 5 czerwca w domu zostały bez ich wiedzy pozmieniane zamki, przez co nie można było dostać się do mieszkania. Gdy wynajmujący przyjechali do Polski, trafili na dzień, w którym właściciel domu przebywał właśnie w mieszkaniu. Spotkali się i stwierdzili, że ich rzeczy zostały wywiezione. Spotkanie odbywało się w obecności policjanta. Właściciel domu obiecywał, że odda te rzeczy. – Oszacowaliśmy straty na 35 tysięcy złotych. Zapłaciliśmy zaległy czynsz, ale właściciel domagał się jeszcze dodatkowych 2 tysięcy złotych, jako czynsz za czerwiec i lipiec. Powiedział, że zwróci nasze rzeczy, gdy wpłacimy tę kwotę. Faktycznie nie korzystaliśmy już z tego mieszkania od chwili, gdy zostały zmienione zamki. Mąż zapowiedział wówczas, że nie będzie płacił czynszu, bo nie możemy dostać się do domu.
Małżeństwu zależało na odzyskaniu swojego mienia. Udali się nawet do biura posła, ale nie udało im się z nim spotkać i porozmawiać o synu.
– Czujemy się zagrożeni. Gdy mąż zapytał, czy tato wie, co robi syn, ten zagroził nam, że jeśli zakłócimy spokój tatusia, to sprawa się pogorszy.
Po wpłaceniu 2 tysięcy złotych właściciel domu przywiózł większość zabranych rzeczy.
– Niektóre są zniszczone. Telewizor jest porysowany, brakuje alkoholi, kawy, drobiazgów wyposażenia wnętrz, kranów. Brakuje także kosiarki i pudełka po cygarach, w których miałem zachomikowane 1500 euro – skarży się najemca. – Na przekazanie rzeczy przyjechał z dwoma braćmi. Stali jak ochrona.
Najemcy są zszokowani. Twierdzą, że zamki w drzwiach pozmieniał ślusarz przywieziony przez syna posła. Traktują to jako włamanie. Wywiezienie ich prywatnych rzeczy potraktowali jako kradzież. Powołują się na telefoniczne uzgodnienia, według których mieli opuścić dom pod koniec sierpnia. Akcja „opróżniania” domu zaskoczyła ich.
Prokurator Rejonowy Robert Więckiewicz informuje:
– Zawiadomienie wpłynęło 1 sierpnia, dzień później do Komendy Miejskiej Policji zostało wysłane polecenie przeprowadzenia czynności sprawdzających.
Do syna posła nie udało nam się dodzwonić. Jego komórka milczy. Małżeństwo postanowiło pozwać go do sądu z powództwa cywilnego. Postępowanie na policji trwa.