Nasza propozycja, aby obok marek dobrych i bardzo dobrych wyróżnić jeszcze te „do dupy” najwyraźniej Państwu przypadła do gustu. Przypomnę: pisaliśmy o sklepach, w których obsługa jest „do dupy” właśnie. O sklepach,
w których klient niewiele ma do powiedzenia, za to ekspedientka – jak najbardziej, ale niekoniecznie zgodnie z dobrymi zasadami handlu, uprzejmości, a nawet z prawem.
Okazało się, że nasi Czytelnicy ze zdziwieniem niekiedy odkryli, że sklepy „do dupy” mają także w swoim sąsiedztwie, czasem tuż za rogiem. Zwrócili uwagę na wiele aspektów,
z którymi trudno im się pogodzić.
– Uczesanie „za ucho” jest nagminne w branży spożywczej, warzywniczej, mięsnej. Włosy półdługie, proste, mają to do siebie, że za uchem leżeć nie chcą – napisała do nas Czytelniczka z Siedlec. – Ekspedientki pochylają się nad wędliną, beczką z kapustą lub mięsem. Włosy spadają na twarz i oczy. Odgarniają je. Czasem widać, jak ekspedientka obsługując klienta drapie się po głowie! To są nagminne zachowania w naszych sklepach. Czy nikt nie uczy ekspedientek, że fryzura powinna być stosowna do wykonywanej pracy?
Innym zjawiskiem, które budzi w klientach niesmak i sprzeciw, jest wygląd handlowców. Firmowy fartuszek to dziś norma i obowiązek sprzedawców, zwłaszcza w sklepach spożywczych. Fartuszek musi być czysty, schludny, neutralny.
– Niby powszechnie wiadomo, że w góry nie wybieramy się w szpilkach, a na bal w kaloszach. Jednak przekraczanie zasad stosowności stało się normą – ubolewa Czytelniczka.
– Panie roznegliżowane, które nie mają się czym pochwalić, pomyliły pracę w sklepie z plażą. Każda osoba pracująca w sklepie powinna wiedzieć, rozumieć, co to jest stosowność, czyli świadomość okoliczności, miejsca i czasu. Przecież nigdy nie wiadomo, jak na goliznę zareaguje klient. (…)
Dokończenie w bieżącym papierowym wydaniu.