Do trzech lat więzienia grozi mężczyźnie i kobiecie, którzy obiecywali bezrobotnym załatwienie pracy w Biurze Ochrony Rządu i PZU. Za swoje „pośrednictwo” brali pieniądze i to wcale niemałe. Policja postawiła im zarzut płatnej protekcji.
Ona – 25 lat, on – 27. Znali się ze szkoły. Po latach spotkali się w jednym z garwolińskich barów. Rozmawiali o tym, jak ciężko jest tu znaleźć pracę. On pracował jako ochroniarz, ona studiowała psychologię. Od słowa do słowa i oświeciło ich, jak można szybko i… łatwo zarobić. Rzeczywiście kilkanaście tysięcy złotych zarobili dość szybko. Szkoda tylko, że bazowali na naiwności, a często i desperacji bezrobotnych.
Umówili się, że „klientów” będą sobie nawzajem podsyłać. Ich plan działał przez kilka miesięcy. Chodzili np. do Powiatowego Urzędu Pracy w Garwolinie. Tam pod tablicą z ogłoszeniami „Dam pracę” zaczynali rozmowę z bezrobotnymi. Mówili, że ich znajomy może pomóc w znalezieniu dobrze płatnej pracy, oczywiście nie za darmo. Powoływali się przy tym na nazwiska samorządowców czy osób prowadzących znane firmy w powiecie garwolińskim. Twierdzili, że mają tzw. dojścia. Jeśli z bezrobotnym spotykała się dziewczyna, mówiła, że jej znajomy (czyli wspomniany ochroniarz) jest w stanie załatwić pracę. Jeśli to on zaczynał rozmowę, twierdził, że zna kobietę, która kogoś „wkręci” do BOR-u. Ona wykorzystywała przy tym umiejętności zdobyte na studiach psychologicznych. Interes się rozwijał. Za pośrednictwo brali od 5 do 7 tysięcy złotych. Potem stopniowo urywali kontakt. Po pewnym czasie ich ofiary orientowały się, że żadnej pracy nie będzie. Żądały zwrotu pieniędzy.
W kilku przypadkach poszkodowani odzyskali część wpłaconej kwoty. – Posiadaliśmy informacje operacyjne, z których wynikało, że taka dwójka oszustów działa na terenie powiatu garwolińskiego – mówi Klemens Serzysko, zastępca komendanta powiatowego policji w Garwolinie. – Sami dotarliśmy do ich ofiar.
Sąd Rejonowy w Garwolinie już zastosował wobec opisywanej dwójki środek zapobiegawczy w postaci dozoru policyjnego i poręczenia majątkowego w wysokości 5 tysięcy złotych. – Ciągle sprawdzamy, czy nie było więcej ofiar ich działalności – dodaje K. Serzysko.
Co sprawiało, że bezrobotni tak łatwo ufali nieznajomym? – Oni obiecywali, że ci ludzie będą zarabiać od 3 do 4 tysięcy złotych – kontynuuje K. Serzysko. – Bezrobotni stwierdzali więc, że pieniądze, jakie trzeba wpłacić oszustom, to inwestycja, która się szybko zwróci.
Prawie jak Rywin. Prawie robi różnicę Żywiec 😉 heheeh