REKLAMA
9.8 C
Siedlce
Reklama

Smutna jesień życia

Złota jesień, pogodna starość – te miłe określenia oddają ludziom w podeszłym wieku należny szacunek. Wydawałoby się, że to normalna kolej rzeczy: rodzice wychowują dzieci, potem, gdy sami potrzebują opieki, znajdują w nich oparcie.

Nie zawsze jednak tak jest. Czasem starość bywa samotna i okrutna. Mimo iż dzieci, mają się całkiem dobrze.
– Historia moich rodziców powinna być przestrogą dla innych. Przepisali gospodarstwo na syna, ale na starość zostali pozostawieni sami sobie – mówi pani Halina. Obecnie w sądzie toczą się dwie sprawy. Jedna – o cofnięcie darowizny, druga – o przywrócenie stanu posiadania.
– Rodzice nie mogą nawet wejść do domu. Brat założył na bramę kłódki i zwrócił się do Urzędu Gminy w Przesmykach o wymeldowanie rodziców, którzy przez ostatnie miesiące przebywają u mnie.
Pani Halina przyznaje, że z rodzeństwem nie miała dobrego kontaktu.
– Jestem dzieckiem z pierwszego małżeństwa. I nie układało się jakoś. Nie byłam zapraszana na śluby, na rodzinne uroczystości. Do dziadków jeździł mój syn. To on mi powiedział, że jest z nimi źle, że potrzebują opieki. Mama choruje na Alzheimera,
a „dziadek”, czyli mój ojczym, stracił wzrok.
Pani Halina wiedziała, że dziadkami opiekuje się córka drugiego brata, mieszkająca najbliżej. Ale miała małe dziecko.
– Trudno zajmować się dzieckiem
i dwójką staruszków. Zadzwoniłam do brata, na którego zostało przepisane gospodarstwo i który miał moralny obowiązek dopilnować, aby rodzice mieli godną starość. Rozmawiałam tylko z bratową, która uznała, że w takim razie rodziców trzeba „gdzieś umieścić”. Zabrałam dziadków do siebie.
Decyzja ta nie była łatwa. Mieszkanie na IV piętrze dla dwójki starych i schorowanych ludzi nie jest najszczęśliwszym miejscem.
– Wyremontowałam domek na wsi i tam się przenieśliśmy. Dziadkowi załatwiłam operację oczu w Warszawie. Teraz troszkę widzi. Gdy ich zabierałam, byli wychudzeni i zaniedbani. Na ten widok łzy same leciały z oczu.
Zdaniem pani Haliny, dziadkowie chcą wrócić do Przesmyk, do swojego domu. Ale nie mogą, bo na bramie są kłódki, a w urzędzie wniosek o wymeldowanie ich z domu, który w świetle prawa należy do ich syna.
Brat pani Haliny uważa, że fakty są zupełnie inne. Pytany o kłódki odpowiada:
– To moja własność.
Po chwili dodaje.
– To ona nie chce ich puścić. Ja chcę, żeby oni tam mieszkali. Nie mam żadnego kontaktu z rodzicami, bo ona do nich nie dopuszcza. Mieszkam 100 km od nich, to jak mogę się opiekować? Przecież o tym, że ich zabrała, to dowiedziałem się od sąsiada, który zadzwonił. I to ona pozamykała dom, to się wkurzyłem i założyłem kłódkę na bramę wjazdową. Ja chcę, żeby tam mieszkali. Zapewniłbym im opiekę. Ale nie mam z nimi kontaktu.
Rodzice przebywają u pani Haliny drugi rok. Oboje potrzebują stałej opieki. Czy o ich dalszym losie zadecyduje sąd? Ich złota jesień ma niestety ponure barwy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

  • Tagi
  • N

Najczęściej czytane

Nie żyje 3-letnia dziewczynka, matkę aresztowano

W nocy z 1 na 2 sierpnia do jednego...

Tragiczny wypadek w gminie Dobre. Nie żyje 35-letnia kobieta

4 października ok. godz. 8 w miejscowości Rudzienko (gm....

Szczęśliwiec z Łukowa wygrał ponad 7 mln złotych w Lotto!

W czwartkowym (18 lipca) losowaniu Lotto padła główna wygrana...

Zarzut zabójstwa i tymczasowy areszt dla matki dziecka, którego ciało znaleziono w śmietniku w Brzezinach

Sąd zastosował tymczasowy areszt na trzy miesiące wobec 18-letniej...

Seria włamań, właśnie zatrzymano sprawców

Zatrzymano trzech mężczyzn, którzy włamywali się do nowobudowanych domów...

Łuków: Mężczyzna zginął pod kołami pociągu

W południe na dworcu PKP doszło do tragicznego wypadku....

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje