ak to możliwe, że gdy o „Komisarzu Maciejewskim” Marcina Wrońskiego trąbią media, a krąg czytelników z dnia na dzień rośnie, w siedleckich księgarniach nie było ani jednego egzemplarza tego kryminału retro?
Fakt, że na prośbę klientki (niżej podpisanej), księgarnia „Wiedza” sprowadziła książkę. Szkoda jednak, że nie jest ona dostępna ot, tak po prostu, jak to w księgarniach być powinno. Czy przed spotkaniem autorskim z pisarzem, dotrą do nas jego książki?
Marcin Wroński będzie gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Siedlcach w ramach XIII Dni Książki „Siedlczanie czytają”. Spotkanie z pisarzem rozpocznie się o godz. 17 w piątek 29 lutego 2008 r w Muzeum Regionalnym przy ul. Pułaskiego 1. Przed spotkaniem autor „Komisarza Maciejewskiego” udzielił nam krótkiego wywiadu.
Marcin Wroński, jak sam przyznaje, lubi puszczać do czytelnika oko. Bawi się niuansami, przemyca kultowe wątki („Vabank”), sprawia, że doskonale czujemy się w latach trzydziestych minionego wieku, zupełnie, jakbyśmy je znali na wskroś. Inteligentna ironia sprawia, że czytelnik delektuje się: dialogami, scenami, atmosferą. Może to zadecydowało o sukcesie „Komisarza Maciejewskiego”? Świetnie napisany kryminał, którego akcja dzieje się w przedwojennym Lublinie, od pierwszych zdań wciąga czytelnika w klimat tamtych lat. Wręcz oddycha się ich atmosferą. Maciejewski wykreowany jest po mistrzowsku. Lubimy faceta. Przymykamy oko na jego niechlujstwo, tłumacząc je zmęczeniem i frustracją, jaką wywołują przełożeni – karierowicze. Lubimy go mimo odoru kaca i wybaczamy zawziętość, z jaką wspomina byłą żonę.
Przecież uciekła od niego! Autor zadbał o detale i historyczne szczegóły, malowniczo odtwarzając najciemniejsze zaułki lubelskich ulic i uliczek. Tłem sensacyjnego morderstwa, z którym przyjdzie się zmierzyć Maciejewskiemu, są autentyczne miejsca, które baaardzo starzy lublinianie okraszają pewnie łezką sentymentu w oku (prawdziwą gratką jest dołączona mapa starego Lublina z zaznaczeniem miejsc akcji!). Książka mówi o tygodniu z życia komisarza Zygmunta Maciejewskiego. Bardzo intensywnego życia: trudna sprawa, dramatyczne podejrzenia, męska przyjaźń, wystawiona na ciężką próbę. Zakończenie powieści chwyta za gardło… i tak już trzyma. Na szczęście niebawem ukaże się drugi tom powieści, więc siłą rzeczy musi też być i czas na oddech. Bo jak długo można żyć z tak ściśniętym gardłem? n Umie pan „zanęcić”. Już się nie mogę doczekać. – Roboczy tytuł to „Kino Venus”. Będzie coś o miłości, będzie o starym kinie. A jak kino, to wiadomo: piękne kobiety… n „Komisarz Maciejewski” tak bardzo zaczął żyć swoim własnym życiem, że przewodniczący jednej z dzielnic Lublina prosił, aby akcję kolejnej części umieścił pan także w jego dzielnicy! Chciał nawet udostępnić archiwalne dokumenty. To niesamowite! Spełni pan tę prośbę? – Tak, ale główna akcja nie może się dziać tam, bo akurat w dzielnicy Dziesiąta nie było kina. Tymczasem w drugiej części będzie sporo o filmie. Miłośnicy starego kina będą mieli co czytać. n Debiutował pan jako dwudziestolatek. – Taki młody debiut jest denerwujący. Czytałem wówczas, że porządnej powieści nie da się napisać przed trzydziestką, bo nie ma dystansu, bo nie takie doświadczenie i ogląd świata. Nie wierzyłem w to. Wtedy mnie to denerwowało, a dziś się pod tym sam podpisuję.
– Taki młody debiut jest denerwujący. Czytałem wówczas, że porządnej powieści nie da się napisać przed trzydziestką, bo nie ma dystansu, bo nie takie doświadczenie i ogląd świata. Nie wierzyłem w to. Wtedy mnie to denerwowało, a dziś się pod tym sam podpisuję.
n Proces twórczy to w pana przypadku: samotność, szaleństwo, czy żmudna dłubanina? – Samotność (oby nikt nie zadzwonił, nie przyszedł, nie przeszkadzał) i dużo dłubania. To nie jest tak, że pisze się każdego dnia z niezmienną przyjemnością, albo, że pisze się tylko wtedy, gdy ma się dobry nastrój. Od urzędnika bankowego różnię się tylko tym, że nikt mi nie każe iść na ósmą do pracy. Pisanie, to praca wymagająca czasu, dyscypliny, dobrej organizacji. n No to nie przeszkadzam. I niecierpliwie czekam na tę obiecaną satysfakcję: Maciejewski i kobiety. Licząc przy tym, oczywiście, że tym razem książka będzie od początku w siedleckich księgarniach, a nie na zamówienie. Dziękuję bardzo za rozmowę.
n Tygodnik Siedlecki: – Nie mogę odżałować, że przez całą książkę Maciejewski nie spotkał się ze swoją kochanką Różą. Chciałabym wiedzieć, jaki jest przy kobiecie swego życia. Marcin Wroński: – To był tylko tydzień z życia komisarza. Bardzo zapracowany tydzień. On po prostu nie miał czasu.
Marcin Wroński: – To był tylko tydzień z życia komisarza. Bardzo zapracowany tydzień. On po prostu nie miał czasu.
n Rozumiem, że w drugiej części się spotkają. – O, tak. Zdecydowanie będzie pani bardzo usatysfakcjonowana.
– O, tak. Zdecydowanie będzie pani bardzo usatysfakcjonowana.
– Roboczy tytuł to „Kino Venus”. Będzie coś o miłości, będzie o starym kinie. A jak kino, to wiadomo: piękne kobiety…
– Tak, ale główna akcja nie może się dziać tam, bo akurat w dzielnicy Dziesiąta nie było kina. Tymczasem w drugiej części będzie sporo o filmie. Miłośnicy starego kina będą mieli co czytać.
– Samotność (oby nikt nie zadzwonił, nie przyszedł, nie przeszkadzał) i dużo dłubania. To nie jest tak, że pisze się każdego dnia z niezmienną przyjemnością, albo, że pisze się tylko wtedy, gdy ma się dobry nastrój. Od urzędnika bankowego różnię się tylko tym, że nikt mi nie każe iść na ósmą do pracy. Pisanie, to praca wymagająca czasu, dyscypliny, dobrej organizacji.